Masowe pojawienie się nowych miejsc kształcenia lekarzy budzi wiele wątpliwości. Opracowywane przez rząd standardy mają zapewnić odpowiednią jakość nauki. Uczelnie twierdzą, że już teraz realizują bardziej wyśrubowane wytyczne.

Ministerstwo Zdrowia razem z Ministerstwem Edukacji i Nauki pracują nad standardami kształcenia na kierunku lekarskim. Zaczną obowiązywać od roku akademickiego 2024/2025 i obejmą również uczelnie, które już dziś kształcą lekarzy. Cel? Standardy mają zagwarantować wysoki poziom na studiach medycznych. Obawy o jakość wynikają stąd, że liczba uczelni z uprawnieniami do kształcenia lekarzy rośnie z roku na rok (patrz: infografika). Studia te są już prowadzone nie tylko na uczelniach specjalizujących się w kierunkach medycznych, które mają bogaty dorobek w tym zakresie, ale również przez szkoły wyższe o zupełnie innym profilu – politechniki, a nawet uczelnię kościelną. Nauka odbywa się również w mniejszych ośrodkach miejskich, które często nie mają dużych szpitali dostępnych na miejscu.

(Za) niska poprzeczka?

Zaproponowane przez MEiN i MZ standardy zakładają: wprowadzenie zestandaryzowanego egzaminu na VI roku kierunku lekarskiego, co najmniej 5 proc. zajęć w symulowanych warunkach klinicznych oraz ćwiczenia w warunkach klinicznych w trakcie VI roku studiów w maksymalnie pięcioosobowych, a w wyjątkowych przypadkach ośmioosobowych grupach studentów. Uczelnie dopiero rozpoczynające kształcenie lekarzy uspokajają, że są gotowe na prowadzenie zajęć zgodnie ze standardem.

– Planując zajęcia kliniczne na etapie składania wniosku o utworzenie kierunku lekarskiego, uczelnia przyjęła prowadzenie zajęć klinicznych w maksymalnie sześcioosobowych grupach – wyjaśnia prof. Zdzisława Dacko-Pikiewicz, rektor Akademii WSB, która będzie kształcić lekarzy w Dąbrowie Górniczej. – W zakresie kształcenia klinicznego mamy zawarte umowy z 14 podmiotami leczniczymi, więc ustalenie zajęć klinicznych dla grup pięcioosobowych czy ewentualnie maksymalnie ośmioosobowych nie będzie stanowiło dla uczelni problemu – zaznacza rektor.

Komunikacja z pacjentem

Standardy zwracają również uwagę na komunikację z pacjentem oraz zespołem współpracowników. To obecnie umiejętności, których brakuje medykom, a na co często skarżą się pacjenci. Tymczasem młody lekarz już podczas pierwszych dyżurów musi przekazać pacjentowi niekorzystne rokowania, poinformować bliskich o śmierci pacjenta albo rozwiązywać problemy interpersonalne z personelem. Na ten aspekt z pewnością będą musiały zwrócić większą uwagę zarówno „nowe” uczelnie, jak i te z większym doświadczeniem w kształceniu lekarzy.

Uczelnie dopiero wchodzące na rynek z kierunkiem medycznym zdają sobie jednak sprawę ze stojących przed nimi wyzwań i prześcigają się w ofercie, która zainteresuje najlepszych kandydatów.

– Warto pamiętać, że standard kształcenia to minimum, które uczelnia powinna wprowadzić, ale jednocześnie może zaproponować nowe rozwiązania, np. kliniczne czy wykorzystujące nowoczesne technologie – podkreśla prof. Dacko-Pikiewicz i podaje przykłady. – Już od pierwszego semestru rozpoczynamy realizację zajęć z wykorzystaniem bazy klinicznej, symulatorów oraz wirtualnej rzeczywistości – inwestujmy w nowoczesny sprzęt badawczy oraz innowacyjne technologie, co pozwala na zajęciach dydaktycznych ze studentami wykorzystywać wirtualną lub rozszerzoną rzeczywistość po algorytmy sztucznej inteligencji (AI). Przedmioty przedkliniczne studenci będą realizować również w specjalistycznych pracowniach, jak np. pracowni wirtualnej rzeczywistości, Centrum Symulacji Medycznej z nowoczesnymi symulatorami wysokiej wierności – wylicza rektor.

Ulokowane w starych budynkach uczelnie, które od wielu lat kształcą lekarzy, często borykają się z problemami lokalowymi i koniecznością remontów oraz doposażenia pracowni, podczas gdy nowe wydziały stawiają na innowacyjne rozwiązania, tworząc swoją bazę od podstaw.

Początek drogi

Eksperci zwracają uwagę, że studia medyczne na nowych uczelniach mają rozwiązać problem braku kadry lekarskiej, a kształcenie lekarzy poza uczelniami specjalizującymi się w kierunkach medycznych to nic nadzwyczajnego. – W Krakowie już dawno temu profesor Andrzej Szczeklik dołączył wydział medyczny do Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zresztą przed wojną uczelnie medyczne też nie były samodzielne, były powiązane z uniwersytetami – wyjaśnia prof. Aleksander Sieroń, prorektor ds. medycznych i nauk o zdrowiu Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie.

Ważne jest również wcześniejsze doświadczenie w kształceniu na innych kierunkach medycznych. A to wiele uczelni już posiada. Obecnie np. przeszło 100 podmiotów w całej Polsce kształci przyszłe pielęgniarki.

Chociaż oferta i doświadczenie uczelni mogą się od siebie różnić, prof. Staroń nie ma wątpliwości, że kształcenie na studiach medycznych to dopiero początek drogi zawodowej lekarza.

– Tak naprawdę lekarza kształci to, co on robi po studiach medycznych – rok stażu, a potem dalszy, ciężki proces kształcenia lekarza, żeby był lekarzem. Zdobycie pozycji lekarskiej to trudna praca, która przynosi efekty po mniej więcej 10 latach – wskazuje prof. Sieroń, zaznaczając również, że obecna sytuacja, w której mamy duży niedobór lekarzy, jest trudna. Wyrównanie tej liczby poprzez utworzenie kierunku lekarskiego na dużej liczbie uczelni w perspektywie 10–12 lat może przynieść poprawę. Obecnie lekarze pracują w kilku miejscach, a jest to praca często po 12–16 godzin. – Jeżeli powstaje wydział medyczny, kształcenie jest prowadzone poprawnie i jest dostatecznie dobra kadra, to w mojej ocenie to kształcenie będzie równie cenne jak na uczelniach uczących wyłącznie na kierunkach medycznych – podsumowuje profesor. ©℗

ikona lupy />
Kto może kształcić przyszłych lekarzy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe