Staż osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą oraz zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych będzie wliczany do pracowniczego stażu pracy. Tak wynika z zapowiedzi Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Propozycja legislacyjna resortu spotkała się z pozytywnym odbiorem opinii publicznej. Istnieją bowiem liczne różnice w traktowaniu pracowników w zależności od ich stażu pracy, co w kontekście osób aktywnych zawodowo, ale w innym charakterze niż pracownik, prowadzi do nierównego traktowania na gruncie prawa pracy. Jednak, wprowadzając regulacje sprzyjające umowom cywilnoprawnym, które mają na celu łagodzenie skutków śmieciowego zatrudnienia, prawodawca unika rozwiązania problemu systemowo, a nawet podejmuje równolegle działania, na skutek których liczba zawieranych umów cywilnoprawnych może wzrastać.

Bez sankcji

Zmiana jest skierowana przede wszystkim do osób zatrudnionych na tzw. umowach śmieciowych. To one najczęściej dążą do uzyskania stabilnego zatrudnienia pracowniczego i są traktowane gorzej z powodu braku takiego statusu w przeszłości. Pomimo bowiem formalnego zakazu zastępowania umów o pracę innymi umowami problem śmieciowego zatrudnienia jest powszechny. Warto podkreślić, że dotyczy on nie treści prawa, lecz braku woli, aby je egzekwować. Zakaz zastępowania umów o pracę umowami cywilnoprawnymi, w warunkach świadczenia pracy, wynika wprost z kodeksu pracy. Złamanie tego przepisu stanowi wykroczenie zagrożone grzywną, a w skrajnym wypadku może być kwalifikowane jako przestępstwo z kodeksu karnego oraz karnoskarbowego. Co więcej, każdy, kto świadczy pracę w warunkach, o których mowa w kodeksie pracy, bez względu na nazwę umowy, może się domagać sądowego ustalenia stosunku pracy.

Przepisy te rzadko jednak są stosowane, czy to przez powołane do ich egzekucji organy (Państwowa Inspekcja Pracy, ZUS), czy przez sądy pracy. Z czasów aplikacji radcowskiej przypominam sobie praktyki w sądzie pracy, na których sędzia tłumaczyła nam, że nie może ustalić stosunku pracy, bo strony zawarły w umowie klauzulę, iż zleceniobiorczyni przyjmuje do wiadomości, że zawarcie umowy nie skutkuje nawiązaniem umowy o pracę. „Zleceniobiorczyni” miała wykształcenie podstawowe i była zatrudniona na cały etat w call center. Gdybym nie był bezpośrednim adresatem tej wypowiedzi, pewnie trudno byłoby mi uwierzyć w jej wiarygodność. Trudno bowiem przejść do porządku dziennego nad kompletnym niezrozumieniem istoty prawa pracy przez sędziego, który ostatecznie decyduje o jego zastosowaniu.

Normalizacja zatrudnienia

Propozycja Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, choć wydaje się korzystna dla pracowników, może być więc interpretowana jako próba leczenia objawów, przy jednoczesnej rezygnacji z rozwiązania głównego problemu. W literaturze fachowej proceder ten określa się mianem „normalizacji śmieciowego zatrudnienia”. Za jego przejaw można uznać: objęcie umów cywilnoprawnych niemal pełnym pakietem ubezpieczeń społecznych i minimalnym wynagrodzeniem (likwidacja zachęt ekonomicznych do zastępowania umowy o pracę umową zlecenia) oraz rozciągnięcie prawa wstępowania do związków zawodowych na osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych (wykonanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2 czerwca 2015 r., K 1/13). Przybywa również przepisów prawa pracy, które są adresowane do osób „wykonujących pracę na innej podstawie niż stosunek pracy” (np. nowe przepisy o badaniu trzeźwości) czy też osób „prowadzących na własny rachunek działalność gospodarczą, w zakładzie pracy lub w miejscu wyznaczonym przez pracodawcę lub inny podmiot organizujący pracę” (kodeksowe obowiązki z zakresu bhp). Ustawa o przeciwdziałaniu COVID-19 szła w tym względzie jeszcze dalej. Jeden z jej przepisów wprost przewidywał stosowanie instytucji zwolnienia z nieopłaconych należności z tytułu składek na ubezpieczenie społeczne do osób wykonujących pracę na podstawie umowy zlecenia.

Wspólny mianownik tych regulacji sprowadza się do tego, że są one co do zasady korzystne dla pracowników, ale jednocześnie ich wprowadzanie do systemu nie byłoby konieczne, gdyby aparat państwowy nie skapitulował w walce ze „śmieciowym” zatrudnieniem.

Kapitulacja prawodawcy

Koalicja rządząca zapowiada nowe przywileje dla samozatrudnionych. Obok miesięcznego zwolnienia od składek na ubezpieczenia społeczne („wakacje od ZUS”) zapowiedziano przywrócenie zryczałtowanej składki zdrowotnej w kwocie 286,33 zł, tj. kwocie niższej, niż wynosi składka przy najniższym wynagrodzeniu o pracę. W efekcie samo zatrudniony programista uzyskujący dochód 30 tys. zł miesięcznie zapłaci za dostęp do tego samego pakietu usług zdrowotnych mniej, aniżeli fryzjerka zatrudniona na umowę o pracę za minimalne wynagrodzenie. Zmiany te budzą uzasadnione wątpliwości z punktu widzenia zasad równości i solidaryzmu społecznego. W każdym wypadku stanowić będą kolejną zachętę do zastępowania umów o pracę fałszywym samozatrudnieniem. To będzie zaś skutkować dalszym demontażem prawa pracy, drenażem systemu ubezpieczeń społecznych i NFZ, a w dłuższej perspektywie – pogłębieniem nierówności społecznych.

W tym sensie podejście pracodawcy do trawiącego polski rynek pracy od lat problemu „śmieciowego” zatrudnienia przypomina leczenie ciężkiej choroby mocnymi lekami przeciwbólowymi. Podobnie jak leki przeciwbólowe są podawane dla dobra pacjenta, a ich podanie jest nierzadko konieczne przed rozpoczęciem właściwej kuracji, regulacje zmierzające do upodobnienia zatrudnienia pracowniczego i niepracowniczego są korzystne dla pracowników i nierzadko niezbędne, aby pracownik mógł podjąć na własną rękę walkę o poprawę warunków swojego zatrudnienia. Jednak tak, jak leki przeciwbólowe nie mogą zastąpić właściwej kuracji, a ich długotrwałe podawanie ostatecznie osłabia pacjenta, tak same te regulacje nie mogą zastąpić rozwiązania problemu „śmieciowego” zatrudnienia, a długotrwałe stosowanie tych prowizorycznych rozwiązań rozmontowuje prawo pracy od środka. Utrwala też prekaryjny status wykluczonych z ochrony prawa pracy pracowników i zaburza funkcjonowanie prawa jako systemu. Kontynuując metaforę – przerzuty obserwować możemy w prawie cywilnym. Nie byłoby przecież potrzeby upodabniania w skutkach umów cywilnych do umów o pracę, zwłaszcza w sferze obciążeń daninami publicznymi, gdyby nie powszechność używania tych umów do omijania prawa pracy.

Kapitulacja ustawodawcy w sprawie „śmieciowego” zatrudnienia jest objawem szerszego problemu naszego podejścia do prawa. W kontekście toczących się dyskusji o przywracaniu praworządności w Polsce należy pamiętać, że praworządność nie ogranicza się jedynie do kwestii ustrojowych. Prawo pracy, być może bardziej niż jakakolwiek inna dziedzina, stanowi obszar, w którym można budować autorytet i społeczną legitymację prawa. Jest to sfera, która dotyczy bowiem bezpośrednio życia niemal każdego człowieka oraz jego najbardziej istotnych interesów. Dlatego właśnie skuteczne egzekwowanie praw pracowniczych oraz walka z problemem „śmieciowego” zatrudnienia są kluczowe dla budowania społecznych podwalin prawa. ©℗