Jeżeli sprawy karna i dyscyplinarna dotyczą tego samego czynu popełnionego przez lekarza, to sąd lekarski może korzystać z opinii biegłych wydanych w postępowaniu karnym jako dowodów w sprawie dyscyplinarnej – tak wynika z postanowienia Sądu Najwyższego.

Na wokandzie SN stanęła sprawa lekarza, który zawodowo zajmował się głównie medycyną pracy i przeprowadzał rozmaite badania pracowników i kandydatów do pracy. I jedno z takich badań omal nie doprowadziło doktora za kratki, a sąd lekarski ukarał go dyscyplinarnie wyjątkowo surowo – karą pieniężną, i to w maksymalnej przewidzianej przepisami kwocie.

Wszystko zaczęło się od badania pewnej kobiety, cudzoziemki, która przyszła do przychodni w związku z badaniami wstępnymi potrzebnymi do zawarcia umowy o pracę. Doktor jednak, oprócz standardowych badań wymaganych dla tego stanowiska (przyszła pracownica miała być zatrudniona w biurze, do różnych prac pomocniczych, w tym do sprzątania), miał przeprowadzić – jak to fachowo określono – „badanie gruczołu piersiowego” u tej pacjentki. Tyle że to „badanie” – jak zeznawała później przed organami ścigania i w sądzie lekarskim pokrzywdzona – zostało przeprowadzone w sposób urągający jakimkolwiek zasadom wykonywania badań lekarskich. O ile takie badanie piersi u kobiety można było jakoś uzasadnić, to powinno ono zostać przeprowadzone w ściśle określony sposób, zgodnie z przyjętymi procedurami medycznymi. Tymczasem doktor nie przeprowadził w tym celu żadnego wywiadu, nie uprzedził o badaniu ani nie odebrał zgody od pacjentki, nie pozostawił żadnego śladu tego badania w dokumentacji medycznej, a w dodatku „badał” kobietę przez ubranie, mimo jej sprzeciwu.

W efekcie sprawa trafiła do prokuratury, która postawiła lekarzowi zarzut z art. 199 kodeksu karnego (w tym wypadku chodziło o wykorzystanie stosunku zależności do poddania się tzw. innej czynności seksualnej), zagrożony karą do trzech lat pozbawienia wolności. Na szczęście dla oskarżonego lekarza sprawa karna skończyła się warunkowym umorzeniem postępowania.

To nie uchroniło go jednak przed odpowiedzialnością dyscyplinarną. Już okręgowy sąd lekarski stwierdził poważne naruszenie zasad etyki lekarskiej i wykonywanie czynności całkowicie niezgodnych ze sztuką medyczną, za co wymierzył lekarzowi karę pieniężną w kwocie czterokrotności przeciętnego wynagrodzenia. Doktor odwołał się od tego orzeczenia, ale Naczelny Sąd Lekarski (NSL) utrzymał karę w mocy, zaś Sąd Najwyższy oddalił kasację jego obrońcy jako oczywiście bezzasadną.

– Kasacja koncentrowała się na zarzucie naruszenia art. 433 par. 2 kodeksu postępowania karnego, czyli w tym wypadku niewywiązania się przez NSL z obowiązku rozpoznania wszystkich zarzutów z odwołania od orzeczenia sądu lekarskiego I instancji. Zarzut ten nie mógł wywołać skutków, gdyż orzeczenie NSL zostało wyjątkowo wnikliwie i szczegółowo uzasadnione, a argumentacja prawna zasługuje na uznanie. Dlatego np. zarzut, że posłużono się w postępowaniu dyscyplinarnym opiniami biegłych z postępowania karnego, jest całkowicie nietrafny. Tu mamy bowiem tożsamość czynu, gdyż dotyczą go dwa postępowania toczące się równolegle: karne i dyscyplinarne, a zatem opinie biegłych mogą zostać użyte tak w jednej, jak i w drugiej sprawie. Na marginesie można mieć wątpliwości, czy w ogóle opinia biegłego była tu potrzebna. Wszak z doświadczenia życiowego i powszechnej wiedzy na temat wizyt i badań lekarskich wynika ocena, że takie czynności, jakie obwiniony prowadził, nie mogą być uznawane za prawidłowe badanie. Wszak pokrzywdzona udała się na badanie z zakresu medycyny pracy, a nie np. w związku z podejrzeniem raka piersi. Prawidłowe ustalenie stanu faktycznego i rzetelne odniesienie się do zarzutów odwoławczych powoduje, że kasacja musiała w tych warunkach zostać oceniona jako oczywiście bezzasadna – powiedział sędzia Marek Motuk.©℗

orzecznictwo