Przedstawiciele środowiska akademickiego zarzucają obowiązującym regulacjom pogłębienie takich negatywnych zjawisk jak „punktoza”, „grantoza” i biurokracja. Będą się domagać gruntownych zmian od nowego rządu.

„Degowinizacja” – takim mianem niektórzy przedstawiciele środowiska akademickiego określają pakiet zmian, który powinien zostać pilnie wprowadzony na uczelniach.

Chodzi o usunięcie wadliwych rozwiązań, które są zawarte w ustawie z 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 742 ze zm.), zwanej też Konstytucją dla nauki, która została wypracowana za rządów ówczesnego ministra nauki Jarosława Gowina.

Wśród pomysłów, nad którymi zamierzają pracować nowy rząd wraz z przedstawicielami środowiska akademickiego, są: zmiana zasad oceniania uczelni (odejście od obecnych reguł ewaluacji), nowy system przydzielania grantów, podwyższenie wynagrodzeń w nauce.

– Naszym celem jest przywrócenie głosu środowisku naukowemu, które za rządów obecnego ministra nauki było pomijane. Będziemy się wsłuchiwać w postulaty. Wszystkie propozycje będą omawiane i dyskutowane ze środowiskiem akademickim – zapewnia w rozmowie z DGP Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, posłanka Lewicy.

Na pierwszy ogień

– Jest kilka obszarów, którymi w pierwszej kolejności powinien się zająć nowy rząd. Potrzebna jest nie tylko degowinizacja uczelni, lecz także dekudryzacja – uważa prof. Maria Starnawska z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej (KKHP), Uniwersytet Przyrodniczo-Humanistyczny w Siedlcach.

Wyjaśnia, że ustawa Gowina z 2018 r. nieszczęśliwie rozwinęła niektóre pomysły wprowadzone jeszcze za czasów prof. Barbary Kudryckiej, wcześniejszej minister nauki i szkolnictwa wyższego. Chodzi m.in. o „punktozę”. Obecnie naukowcy, zamiast skupiać się na prowadzeniu badań naukowych, zastanawiają się, gdzie je opublikować, ponieważ to, ile punktów dostanie dana uczelnia za ich pracę, zależy od tego, w jakim czasopiśmie zostaną wydrukowane ich artykuły. Łączna liczba uzyskanych w ten sposób punktów wpływa na ocenę dla uczelni w danej dyscyplinie naukowej.

– Ustalanie takiej listy najlepiej punktowanych czasopism jest złe, skutkuje sporami w środowisku naukowym, wywołuje niepotrzebną dyskusję. Może zamiast takiej sztywnej listy, w ramach której każdemu czasopismu naukowemu zostają przyznane określone punkty, powinny obowiązywać jedynie ogólne kryteria wskazujące, które czasopisma mogą zostać do niej zakwalifikowane. Konieczne jest sensowne, znaczne uproszczenie tego systemu – zastanawia się prof. Maria Starnawska.

Posłowie Koalicji Obywatelskiej potwierdzają, że uzdrowienie mechanizmu ewaluacji nauki to jeden z priorytetów.

– Na pewno dużą wagę będziemy przywiązywać do szkolnictwa wyższego. W kwestii tzw. punktozy muszą nastąpić gruntowne zmiany. Przecież to, co obecnie wyprawiał minister Przemysław Czarnek, to absurd – ciągłe zmiany na liście czasopism, zgodnie z którą są one przyznawane, oraz nieuzasadniona, bardzo wysoka punktacja dla pism katolickich, które dostawały taką samą liczbę punktów jak najbardziej prestiżowe czasopisma naukowe. To było ewidentne kolesiostwo. Zamierzamy z tym skończyć i wypracować nowy system oparty na merytorycznych kryteriach wyboru najlepiej punktowanych czasopism – mówi Kinga Gajewska, posłanka Koalicji Obywatelskiej.

W pogoni za grantem

Drugim grzechem obecnych regulacji jest „grantoza”. W ocenie ekspertów system przydzielania grantów, czyli pieniędzy na badania naukowe, ma sens, ale w naukach ścisłych, gdzie zespół naukowców pracuje wspólnie nad odkryciem i potrzebuje pieniędzy na różne eksperymenty.

– Tymczasem granty co do zasady nie sprawdzają się w naukach humanistycznych, w których dominują monografie czy artykuły. W tym wypadku dla danej uczelni, instytutu czy katedry powinien zostać wydzielony fundusz na prowadzenie badań naukowych, w ramach którego humaniści otrzymywaliby pieniądze na swoją pracę, która polega przecież głównie na pisaniu, ewentualnie na udaniu się do danej biblioteki – na to naukowcy powinni mieć zapewnione pieniądze właśnie z tego funduszu bez konieczności pisania wniosków o grant (oczywiście naukowcy rozliczaliby się z tych środków) – uważa prof. Maria Starnawska.

Dodaje, że obecnie na dofinansowanie badań może liczyć 10–15 proc. wniosków. Naukowcy tracą więc czas na pisanie wniosków o grant, sama procedura jest bowiem czasochłonna, zajmuje kilka miesięcy, trzeba wypełnić stosy dokumentów, a często okazuje się, że naukowiec nie dostaje żadnych pieniędzy.

– W przypadku przyznawania grantów również uważam, że konieczne są zmiany – mówi Kinga Gajewska. Nie może być tak, że naukowiec przygotowuje bardzo dobry projekt badań naukowych, poświęcając na niego kilka miesięcy pracy, ale grantu nie dostaje, bo brakuje na to pieniędzy. System grantowy również będzie wymagał zmian i zracjonalizowania – mówi Kinga Gajewska.

Z problemem grantów wiąże się kolejny, czyli nadmierna biurokracja na uczelniach.

– Choćby w przypadku sylabusów. Każdy nauczyciel akademicki musi opisać program proponowanych przez siebie zajęć, potem składać raporty i rozliczać się z jego realizacji. Na to tracimy masę czasu, zamiast skupić się na przygotowaniu do zajęć czy pracy ze studentami. Trzeba jednak uważać, aby odbiurokratyzowując uczelnie, nie wylać dziecka z kąpielą, np. wprowadzając kolejną biurokrację, m.in. przez raporty, których celem byłaby ocena, gdzie jest za dużo papierologii – mówi prof. Maria Starnawska.

Zdaniem przedstawicieli środowiska akademickiego kolejną kwestią, na którą również trzeba zwrócić uwagę, jest samorządność uczelni. Do czasów ustawy Gowina ustawowym ciałem, które podejmowało decyzję na danym wydziale, były rady wydziałów, w których zasiadali profesorowie, doktorzy habilitowani, przedstawiciele doktorantów, studentów oraz pracowników administracyjnych.

– Ustawa Gowina zlikwidowała obligatoryjność istnienia rad wydziałów. Teraz decyzje dla danego wydziału często podejmuje senat całej uczelni, a efekt jest taki, że np. o losach chemików i rozwiązaniach, które będą ich dotyczyć, decyduje filolog angielski. W praktyce jest tak, że rola senatu ogranicza się do bycia maszynką do głosowania decyzji zaproponowanych przez rektora. Uważam, że obowiązkowe rady wydziałów albo dyscyplin naukowych powinny zostać przywrócone. Problemem jest też wybieralność dziekanów – są mianowani przez rektorów, chyba że statut stanowi inaczej – ale który rektor pozbawi się tej kompetencji? Efekt jest taki, że dziekan jest teraz przedstawicielem rektora, a przed reformą Gowina był przedstawicielem wydziału wybranym przez jego pracowników – wskazuje ekspertka KKHP.

Zwiększyć finansowanie

Poza zmianami merytorycznymi w ustawie akademicy będą się domagać wyższych nakładów z budżetu państwa na naukę i szkolnictwo wyższe. To też obiecywali przedstawiciele opozycji w swoich programach wyborczych – proponowali zwiększenie wydatków do 3 proc. PKB. Już teraz jest procedowany projekt rozporządzenia, które zwiększy wynagrodzenia na uczelniach o 30 proc. Akademicy obawiają się jednak, czy w budżecie na 2024 r. znajdą się pieniądze na ten cel. Posłowie, którzy mają tworzyć nowy rząd, zapewniają, że tak.

– Przede wszystkim naszym celem będzie podniesienie wynagrodzeń w szkolnictwie wyższym i sukcesywne zwiększanie nakładów na naukę. Obecnie są one na zbyt niskim poziomie. To chcemy zmienić w pierwszej kolejności. Mam nadzieję, że uda się znacznie zwiększyć wydatki na ten sektor już od stycznia 2024 r. Na pewno będziemy szukać tych środków. Zwłaszcza na realizację wzrostu wynagrodzeń nauczycieli akademickich o 30 proc., bo to priorytet – mówi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. ©℗

Naukowcy, zamiast skupiać się na prowadzeniu badań naukowych, zastanawiają się, gdzie je opublikować