Zadośćuczynienie dla pracownika za to, że był nękany w godzinach pracy, ma być nie tylko dotkliwe dla pracodawcy, lecz także satysfakcjonujące dla ofiary mobbingu – tak orzekł Sąd Najwyższy.

Zadośćuczynienie za nękanie w czasie pracy nie może być zbyt niskie, bo powinno być satysfakcjonujące dla ofiary mobbingu – uznał Sąd Najwyższy w jednym z najnowszych orzeczeń. Z orzeczenia SN wynika, że sądy pracy nie powinny szukać sposobów na zmniejszanie rekompensat za mobbing w miejscu pracy, a raczej wsłuchiwać się w oczekiwania nękanych pracowników. Może to wpłynąć na zwiększenie kwot przyznawanych ofiarom.

W sprawie, którą się zajął Sąd Najwyższy, mobbing zaczął się, gdy w pracy pojawiły się młodsze koleżanki, które szybko nawiązały kontakty towarzyskie z przełożonymi decydującymi o organizacji pracy. Wkrótce okazało się, że pracownica z 10-letnim stażem zaczęła być oddelegowywana na inne wydziały do cięższej pracy, a nowe pracownice wyśmiewały ją, gdy skarżyła się przełożonym na gorsze traktowanie. Gdy mobbowana pracownica wystąpiła do sądu o 45 tys. zł rekompensaty za długotrwałą depresję, sąd zmniejszył zadośćuczynienie do 10 tys. zł. Sąd Najwyższy nie zgodził się z takim rozstrzygnięciem. Uznał, że rekompensata za mobbing powinna być satysfakcjonująca dla ofiary nękania.

Co się wydarzyło?

Wszystko się zaczęło, gdy w pracy pojawiły się dwie młode koleżanki. Szybko nawiązały kontakt z brygadzistami organizującymi pracę załóg poszczególnych działów. Krótko po tym zatrudniona ponad 10 lat wcześniej pracownica zaczęła być odsyłana do pracy w innych wydziałach przedsiębiorstwa, gdzie warunki były znacznie trudniejsze. Młodsze koleżanki częściej korzystały z przerw i mogły sobie wybierać, gdzie chcą, a gdzie nie chcą pracować. Gdy pracownica z dłuższym stażem nie godziła się na takie oddelegowania, jej przełożony stwierdził, że ma „zasuwać do pracy i nie marudzić”, a gdy zemdlała w czasie jej wykonywania w innym miejscu, oznajmił, że to go nie interesuje, ma nie udawać i iść do pracy. Nie zgadzał się na zwolnienie jej od cięższej pracy czy wcześniejsze wyjście. Przy innych zatrudnionych mówił, że symuluje, bo nie chce się jej pracować. Zdarzało się również, że przełożony krzyczał na nią na hali produkcyjnej. Powiedział jej też, aby się nie obijała, bo to jej i tak nie pomoże. Bywało, że kobieta płakała w miejscu pracy. Szczególnie gdy młodsze koleżanki naśmiewały się z niej, po tym jak poskarżyła się przełożonym na gorsze traktowanie.

Spowodowało to u pracownicy pogorszenie stanu zdrowia, które skończyło się długotrwałym zwolnieniem lekarskim. Po jego zakończeniu pracodawca wręczył jej wypowiedzenie, zgodnie z kodeksem pracy.

Pozew o 45 tys. zł zadośćuczynienia za mobbing trafił do sądu pracy kilka lat później, gdy okazało się, że w wyniku gorszego traktowania kobietę męczy bezsenność, ma problemy z koncentracją, nie radzi sobie w pracy i domu, ma przewlekłą depresję.

Miarkowanie zadośćuczynienia

Sąd rejonowy uznał pozew byłej pracownicy za słuszny i przyznał jej oczekiwaną kwotę zadość uczynienia. W wyniku apelacji pracodawcy sąd okręgowy oddalił jej roszczenia. Sędziowie stwierdzili bowiem, że sam fakt nawiązania relacji między koleżankami w pracy a przełożonymi powódki nie przesądza o gorszym traktowaniu pracownicy. Sąd Najwyższy zajął się wtedy tą sprawą po raz pierwszy i wyrokiem z 23 stycznia 2018 r. (sygn. akt III PK 13/17) uchylił niekorzystny dla pracownicy wyrok oraz odesłał sprawę do ponownego rozstrzygnięcia.

Za drugim razem sąd okręgowy uznał roszczenia pracownicy za uzasadnione, znacząco zmniejszył jednak kwotę przyznanego jej zadośćuczynienia. Sędziowie uznali, że powinno wystarczyć jej 10 tys. zł – równowartość pensji za pięć miesięcy pracy. Zdaniem sądu taka kwota stanowiła ekonomicznie odczuwalną wartość, nie prowadząc do nieuzasadnionego wzbogacenia powódki. SO zwrócił także uwagę, że pracownica nie skorzystała z funkcjonującej w tym przedsiębiorstwie infolinii antymobbingowej.

Ważna satysfakcja pracownika

Gdy sprawa ponownie trafiła do Sadu Najwyższego, ten w wyroku z 4 lipca 2023 r. (sygn. akt III PSKP 11/22) rozstrzygnął sprawę bez ponownego odsyłania jej do sądu okręgowego. Z tego wyroku można wywnioskować, że SN za właściwą kwotę zadośćuczynienia uznał 45 tys. zł przyznane pracownicy przed laty przez sąd rejonowy. Sąd uznał bowiem, że wysokość zadośćuczynienia powinna być tak ukształtowana, aby z jednej strony stanowiła odzwierciedlenie doznanego uszczerbku, zaś z drugiej, mimo braku możliwości odzyskania zdrowia przez ofiarę mobbingu, była dla niej zauważalna i przyniosła jej satysfakcję. SN podkreślił, że świadczenie w wysokości 10 tys. zł nie spełnia swojej ustawowej roli. Mobbing trwał bowiem siedem miesięcy, a jego skutki zdrowotne powódka odczuwała przez kolejne dwa lata. SN stwierdził także, że takie zadośćuczynienie nie spełnia funkcji penalizacyjno-prewencyjnej, albowiem nie jest dla pracodawcy odczuwalną karą za tolerowanie praktyk mobbingowych w miejscu pracy i nie skłania do zapobiegania temu zjawisku.

– To bardzo ciekawe orzeczenie, bo Sąd Najwyższy do funkcji penalizacyjno-prewencyjnej zadośćuczynienia za mobbing dopisał nowy przymiotnik w postaci satysfakcji poszkodowanego mobbingiem z przyznanego mu świadczenia – komentuje prof. dr hab. Arkadiusz Sobczyk z kancelarii Sobczyk i Współpracownicy. – Stanowi to odejście od dotychczasowej praktyki sądów powszechnych, które zakładały, że ofiara mobbingu nie może wzbogacić się na rekompensacie za takie traktowanie – dodaje.

Milionowe rekompensaty?

– Nie oznacza to jednak, że gdy pracownik stwierdzi, że satysfakcjonującą dla niego kwotą będzie milion złotych, to sąd pracy tyle mu przyzna – dodaje dr Dominika Dörre-Kolasa z kancelarii Raczkowski. – Sądy nadal powinny brać pod uwagę rozmiar doznanych krzywd przy wycenie zadośćuczynienia za mobbing. Może się jednak okazać, że jeśli pracownik rozsądnie wyceni swoje roszczenia, sąd nie będzie już musiał szukać innych metod wyliczania właściwej w danej sytuacji kwoty – wyjaśnia.

Zasady naliczania zadośćuczynienia

Kryteria, jakie zdaniem Sądu Najwyższego należy uwzględnić przy wycenie zadośćuczynienia, to np.:

■ wiek poszkodowanego (zwykle większą krzywdą jest kalectwo u dziecka lub młodej osoby);

■ rodzaj i rozmiar doznanych uszkodzeń ciała lub rozstroju zdrowia; stopień i rodzaj cierpień fizycznych i psychicznych;

■ intensywność (natężenie, nasilenie) i czas trwania tych cierpień;

■ nieodwracalność następstw uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia (trwałe kalectwo, oszpecenie);

■ konsekwencje z tym związane w dziedzinie życia osobistego i społecznego;

■ skutki uszczerbku zdrowia na przyszłość (utrata możliwości wykonywania ulubionego zawodu, uprawiania sportów, pracy artystycznej, rozwijania swoich zainteresowań i pasji, zawarcia związku małżeńskiego, posiadania dzieci, kontaktów towarzyskich, możliwości chodzenia do teatru, kina, filharmonii, wyjazdu na wycieczki);

■ poczucie nieprzydatności społecznej i bezradność życiowa powstałe na skutek rozstroju zdrowia lub uszkodzenia ciała;

■ konieczność korzystania ze wsparcia innych, w tym najbliższych, przy prostych czynnościach życia codziennego;

■ pozbawienie możliwości osobistego wychowywania dzieci i zajmowania się gospodarstwem domowym. ©℗

– Sąd podkreślił, że zadośćuczynienie nie powinno być symboliczne, ale nadal nie może być nieadekwatnie wysokie – komentuje Katarzyna Sarek-Sadurska z kancelarii Deloitte Legal. Dodaje, że jeżeli o wysokości tej kwoty miałoby decydować tylko żądanie powoda, to mogłoby dojść do nadużywania tych żądań, zwłaszcza biorąc pod uwagę najnowszą nowelizację ustawy o kosztach sądowych, która zwalnia pracowników od ponoszenia opłat sądowych od pozwów.

– W połączeniu z niepełną interpretacją tego wyroku może to prowadzić do wnoszenia pozwów o kwoty nieadekwatne i wygórowane, co będzie poważnym wyzwaniem dla pracodawców. A istotne zwiększenie zasądzanych zadośćuczynień może powodować po stronie pracodawców większą chęć do regresu tych świadczeń od sprawców mobbingu – wskazuje Katarzyna Sarek-Sadurska. ©℗

orzecznictwo