ZUS i NFZ połączą swoje bazy informatyczne, aby usprawnić proces leczenia pacjentów i związanej z tym płatnej nieobecności w pracy.

Z informacji DGP wynika, że porozumienie w tej sprawie pomiędzy ZUS i Ministerstwem Zdrowia zostało podpisane w ubiegłym tygodniu. Zmierza ono do zacieśnienia współpracy dwóch państwowych ubezpieczycieli równolegle zajmujących się tym samym chorym, ale obecnie bez ścisłej i efektywnej współpracy prowadzącej do jak najszybszego powrotu do zdrowia i aktywności zawodowej takiej osoby. Zarówno ZUS, jak i resort zdrowia potwierdziły, że to pierwszy krok w kierunku gruntownej reformy przepisów w tym zakresie.

Pora na przyspieszenie

– W praktyce wygląda to tak, że pacjent najpierw czeka miesiącami na zabieg, a następnie na rehabilitację, a w tym czasie pobiera zasiłek chorobowy, który kosztuje system czasem kilkukrotnie więcej, niż wynosi koszt zabiegów medycznych niezbędnych do powrotu tej osoby do zdrowia – tłumaczyła prof. Anna Wilmowska-Pietruszyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Orzecznictwa Lekarskiego, w trakcie debaty poświęconej temu problemowi, zorganizowanej w ubiegłym tygodniu przez Federację Przedsiębiorców Polskich. – Trzeba dążyć do tego, aby pacjenci szybko wracali do pracy, zamiast pobierać latami zasiłki, i na koniec wskutek długotrwałej choroby stali się niezdolni do pracy. Są to bardzo wysokie koszty dla budżetu państwa – dodaje.

Profesor Gertruda Uścińska, prezes ZUS, zwraca uwagę na to, że ściślejsza współpraca z NFZ to kolejny etap reformy systemu ubezpieczeń społecznych, w którym od 2019 r. funkcjonują elektroniczne zwolnienia lekarskie.

– ZUS dzięki systemowi elektronicznemu ma dostęp do statystyk i widzi to od strony świadczeń pieniężnych – powiedziała prof. Gertruda Uścińska, prezes ZUS. – Także w tym przypadku informatyzacja obiegu informacji na temat leczenia i wypłaconych świadczeń stanowiłaby ogromny przełom.

Wszystko wskazuje więc na to, że już niedługo połączone dane z dwóch systemów pozwolą dokładnie oszacować, ile kosztowało leczenie konkretnej osoby i jaka była kwota wypłaconych świadczeń w czasie jej niezdolności do pracy. Pozwoli to na podejmowanie działań mających na celu ograniczenie tych kosztów, co oznacza także przyspieszenie powrotu do aktywności zawodowej ubezpieczonego. Maciej Miłkowski, wiceminister zdrowia, wskazał, że pierwszym i najszybciej widocznym efektem może być zmiana niektórych terapii, aby te długotrwałe zastąpić szybszymi metodami leczenia dającymi ten sam efekt. Może więc być tak, że po sprawdzeniu ogólnych kosztów powrotu pacjenta do zdrowia będzie się opłacało zaordynować droższe leczenie finansowane z NFZ, które przyniesie znaczne oszczędności w ZUS przez skrócenie wypłaty zasiłku chorobowego.

Rozważane jest także wyposażenie lekarzy orzeczników ZUS w nowe uprawnienia, w tym do kierowania leczeniem długotrwale niezdolnego do pracy pacjenta, aby w ten sposób przyspieszyć jego powrót do aktywności zawodowej. Obecnie jest to niemożliwe, bo lekarz orzecznik ZUS może jedynie podważyć zaświadczenie lekarskie o niezdolności do pracy, ale to lekarz prowadzący danego pacjenta będzie decydował o jego dalszym leczeniu i należnych mu z tego tytułu świadczeniach z ZUS.

Połączone ubezpieczenia?

Docelowo reforma może nawet doprowadzić do połączenia ubezpieczenia zdrowotnego i chorobowego w jeden fundusz zajmujący się sprawnym przywróceniem do zdrowia osób czasowo niezdolnych do pracy.

– Przejście do etapu wdrażania połączenia obu funduszy wiąże się z rozstrzygnięciem dylematu, skąd wziąć pieniądze na pokrycie 9 mld zł luki w systemie ubezpieczenia chorobowego – zauważa Łukasz Kozłowski, główny ekonomista FPP. – Rozwiązaniem mogłaby być zmiana zasad naliczania składki na ubezpieczenie chorobowe. Gdyby była liczona na takich samych zasadach jak składka na ubezpieczenie zdrowotne, to bez zmiany stawki tej składki dałoby to zwiększenie wpływów do systemu o ok. 15 mld zł. Po pokryciu deficytu w funduszu chorobowym zostałoby jeszcze 6 mld zł, które mogłyby być wydane na zwiększenie jakości świadczeń medycznych oraz ich dostępności, dzięki czemu zmalałyby kolejki do najbardziej potrzebnych zabiegów. W konsekwencji pozytywne efekty odczuliby zarówno ubezpieczeni, pracodawcy, jak i państwo – dodaje Kozłowski.

Główny ekonomista FPP zwraca jednocześnie uwagę, że przedsiębiorcy z roku na rok płacą coraz więcej za nieobecność pracowników wywołaną chorobą. O ile jeszcze w 2021 r. wypłata wynagrodzenia chorobowego finansowana przez pracodawców przez pierwsze 33 dni zwolnienia lekarskiego (lub 14 w przypadku pracowników 50+) kosztowała biznes 9,7 mld zł, to w zeszłym roku ta kwota wzrosła o ponad 1 mld, do 10,9 mld zł. Tymczasem koszty wypłaty zasiłku chorobowego przez ZUS nawet zmalały w tym czasie z 14,8 mld zł do 14,6 mld zł.

– Poza tym trzeba pamiętać, że sam koszt wynagrodzenia chorobowego finansowanego z kieszeni pracodawców to tylko jeden element kosztów ponoszonych przez przedsiębiorców w związku z absencją chorobową pracowników. Zmniejszona produktywność, koszty zastępstwa, a także coraz powszechniejszy prezenteizm (czyli nieefektywna obecność w pracy) pracowników, którzy ze względu na stres, chorobę czy przeciążenie pracą są w niej obecni, ale coraz mniej produktywni, powoduje, że realne skutki niewydolności systemu są nawet 10-krotnie wyższe, sięgające ponad 100 mld zł rocznie – wylicza Kozłowski. ©℗

ikona lupy />
Na co chorują Polacy / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe