Związkowcy i pracodawcy z Rady Dialogu Społecznego (RDS) mają wyraźnie rozbieżne stanowiska w kwestii podwyżek płacy minimalnej i pensji w budżetówce. Szanse na to, że porozumieją się w tej kwestii, są niewielkie.

Ostatecznie zatem o wzroście zdecyduje samodzielnie rząd. Będzie jednak musiał zmierzyć się z presją ze strony central związkowych, które w związku z wysoką inflacją przyjmują coraz twardsze stanowisko w omawianej sprawie.
Przypomnijmy, że do 15 czerwca rząd przedstawia RDS średnioroczne wskaźniki wzrostu wynagrodzeń. Zaproponował, aby w przyszłym roku płace w budżetówce wzrosły o 7,8 proc. (czyli o prognozowaną inflację), a płaca minimalna – o 373 zł od stycznia 2023 r. (do 3383 zł) oraz o 67 zł od lipca 2023 r. (do 3450 zł). Teraz rozpoczną się negocjacje w tej sprawie z organizacjami pracodawców i centralami związkowymi.
Te pierwsze przychylniej oceniają propozycje rządowe, w szczególności tę dotyczącą płacy minimalnej. W przedstawionym wariancie (3383 zł od stycznia i 3450 zł od lipca) pracownik zarabiający minimalną pensję otrzyma w przyszłym roku przeciętnie 3416,50 zł miesięcznie, czyli tyle, ile gwarantują przepisy (zgodnie z ustawowym mechanizmem waloryzowania płacy rząd nie mógł zaproponować mniej niż 3416,30; wzrost o 13,5 proc.). Związkowcy domagają się znacznie wyższych podwyżek (3500 zł od stycznia i 3750 zł od lipca 2023 r.), porozumienie partnerów społecznych w tej kwestii wydaje się więc mało prawdopodobne.
Niełatwo będzie też porozumieć się w sprawie podwyżek w budżetówce. Trzy związkowe centrale reprezentowane w RDS (Solidarność, OPZZ, FZZ) postulują wzrost pensji o 20 proc. Organizacje pracodawców też apelują o podwyżki w sferze budżetowej, ale nie w takiej wysokości.
– Dostrzegamy wagę problemu. Z uwagi na brak odpowiednich nakładów na wynagrodzenia pogarsza się jakość usług publicznych, co ma znaczenie dla prowadzenia działalności gospodarczej. Ale związki zawodowe chcą bardzo wysokiego wzrostu. Zdaniem pracodawców powinien on być bliższy propozycji rządowej, ewentualnie podobny do procentowego wzrostu minimalnego wynagrodzenia – podkreśla prof. Jacek Męcina, przewodniczący zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych RDS, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
W tej kwestii decydujące znaczenie będą miały negocjacje na linii związki zawodowe – rząd, bo to on w praktyce reprezentuje pracodawców ze sfery budżetowej.
– Rząd zaproponował podwyżkę na poziomie prognozowanej inflacji, więc jeśli prognozy się spełnią, to realny wzrost płac wyniesie 0 proc. A jeśli okaże się, że poziom inflacji jest wyższy, to realna wartość wynagrodzeń w bud żetówce spadnie. Rządowej propozycji na pewno nie zaakceptujemy – wskazuje Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Podkreśla, że rząd odnotował znaczące wpływy podatkowe w 2021 r. (co wynika ze sprawozdania z wykonania budżetu państwa), więc w bud żecie są pieniądze na wyższe podwyżki.
– Zadań wciąż przybywa – od realizacji wypłat 500+, przez wdrożenie pomocy firmom na czas pandemii, po ułatwienia dla osób przybywających z Ukrainy. A pensje tego nie odzwierciedlają – dodaje.
Związkowcy przypominają, że od wielu lat płace w bud żetówce są najczęściej albo zamrażane, albo jedynie podwyższane przez wzrost funduszu wynagrodzeń, co umożliwiało podwyżki jedynie dla wybranych grup pracowników. Na razie rozważają, jakie dalsze kroki będą podejmować, jeśli rząd nie zmieni swojej propozycji wzrostu (czy będą akcje protestacyjne). O porozumienie nie będzie łatwo, ale wiele wskazuje, że wspólne stanowiska przyjmą oddzielnie organizacje pracodawców i centrale związkowe.
– Sądzę, że pracodawcom uda się porozumieć – wskazuje prof. Męcina.
Negocjacje ruszą w najbliższy poniedziałek na posiedzeniu zespołu ds. budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych RDS. ©℗