Młodzi ludzie, którzy nie mają pomysłu na życie, mogą na 12 miesięcy wstąpić do armii i odbyć zasadniczą służbę wojskową jako ochotnicy. Zachętami są 4560 zł brutto miesięcznego uposażenia, zakwaterowanie i wyżywienie. Rekrutacja rusza już 21 maja.

Takie rozwiązanie przewiduje projekt rozporządzenia ministra obrony narodowej w sprawie zgłaszania się do dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej oraz uprawnień i kwalifikacji szczególnie przydatnych w Siłach Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, który jest obecnie w trakcie konsultacji. Żołnierze zawodowi uważają, że pomysł ochotniczej służby wojskowej jest dobry, bo daje rekrutom 12 miesięcy na podjęcie decyzji, czy chcą się na stałe związać z armią.
Dziś Wojsko Polskie liczy 111,5 tys. żołnierzy zawodowych i 32 tys. żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, a ustawa z 11 marca 2022 r. o obronie Ojczyzny (Dz.U. poz. 655) przewiduje, że docelowo będzie to 250 tys. żołnierzy zawodowych i 50 tys. służących w WOT. To nie lada wyzwanie dla administracji wojskowej odpowiedzialnej za rekrutację.

Obawy zawodowych żołnierzy

Projekt przewiduje, że młody rekrut po wstąpieniu do ochotniczej zasadniczej służby wojskowej przez pierwsze 28 dni odbywa szkolenie podstawowe, a przez kolejne 11 miesięcy - specjalistyczne. Żołnierze zawodowi obawiają się, że może to doprowadzić do zakłóceń w szkoleniu żołnierzy zawodowych.
- Nasz plan szkoleń jest ustalony na 200 osób. Jeśli dojdzie nam kolejne 100, wszystko się zdezorganizuje. Musi być określona liczba osób do obsługi i szkolenia na określonym sprzęcie, bo przepisy BHP tego wymagają. W efekcie rekruci nie będą mieć zapewnionego profesjonalnego szkolenia, a żołnierze zawodowi poniosą negatywne skutki tak masowego naboru. Nie ma się co dziwić, że aż 40 proc. przychodzących do armii nie służy nawet roku i odchodzi - mówi DGP dowódca drużyny 3. Warszawskiej Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej (dane do wiadomości redakcji).
Ich obawy potwierdzają eksperci. - Rozumiem dowódców, którzy obawiają się dezorganizacji podczas pobytu w jednostce ochotników z zasadniczej służby. Osobiście prowadziłem sprawę dotyczącą uszkodzenia ciała żołnierza przy przenoszeniu broni. Za takie przewinienie grozi postępowanie dyscyplinarne, a nawet karne - mówi Mariusz Tomaszewski, płk rezerwy, były dyrektor departamentu prawnego w MON.
I dodaje: - Pomysł z ochotniczą zasadniczą służbą wojskową jest szczytny, ale nie może doprowadzić do dezorganizacji szkoleń i służby żołnierzy zawodowych.

Rekrut może wskazać jednostkę...

Z tych właśnie powodów żołnierze zawodowi sugerują, aby szkolenie ochotniczej zasadniczej służby wojskowej odbywało się w specjalnie do tego przeznaczonych jednostkach ćwiczebnych, np. w Koszalinie, Poznaniu, Dęblinie i we Wrocławiu.
- Tam jest odpowiedni sprzęt i sale wykładowe. W zwykłych jednostkach, które wskaże ochotnik, nie ma takiej możliwości. Inaczej będziemy mieli do czynienia z armią kartonową - mówi Waldemar Skrzypczak, generał broni w stanie spoczynku, były dowódca Wojsk Lądowych i były wiceminister obrony narodowej.
Tymczasem projekt przewiduje, że ochotnik podczas rekrutacji może wskazać preferowane miejsce odbywania służby. Wojsko nie zawsze musi jednak zgodzić się na jednostkę wybraną przez rekruta. Szef wojskowego centrum rekrutacji może zaproponować ochotnikowi inne niż wskazane w jego wniosku miejsce szkolenia, w zależności od potrzeb Sił Zbrojnych i kwalifikacji ochotnika.

...może też w każdej chwili zrezygnować

Projekt rozporządzenia przewiduje, że żołnierz ochotnik będzie mógł odejść ze służby na każdym jej etapie, bez żadnych konsekwencji. Sytuacja nieco się skomplikuje, jeśli w tym czasie zdobędzie uprawnienia, np. do prowadzenia ciężarówek lub innych pojazdów. Wtedy musi zawrzeć umowę z przedstawicielem MON, w której zostanie ustalony m.in. sposób zwrotu kosztów nabycia uprawnień lub kwalifikacji.
Autorzy projektu przekonują, że zaproponowane rozwiązania są nowatorskie i atrakcyjne dla ochotników wyrażających chęć pełnienia służby wojskowej i przyczynią się do wzrostu liczebności armii.
Eksperci nie oceniają proponowanych przepisów tak optymistycznie. Przyznają, że wojsko potrzebuje chętnych, ale obawiają się, że jest to wynik presji na szybkie zwiększanie liczebności armii.
- Ostatnio córka mojej znajomej wstąpiła do armii i na koniec służby przygotowawczej otrzymała wyróżnienie, choć nie zaliczyła testów sprawnościowych. Jestem przerażony tym, co się dzieje. Przyjmują niemal wszystkich, którzy się zgłoszą do służby, a robią tak, byle osiągnąć nowe limity - mówi Waldemar Skrzypczak. ©℗