Fundusz Ubezpieczeń Społecznych jest w najlepszej kondycji od co najmniej 10 lat. Rośnie zdolność do obsługi bieżących zobowiązań ze spływających składek, ale możliwość wcześniejszego niż obecnie przechodzenia na emeryturę zmniejszy dochody i zwiększy wydatki ZUS. Sprzyjać mu będzie sytuacja na rynku pracy.
Na ile wystarczają nasze składki do ZUS / Dziennik Gazeta Prawna
Tak wynika z zeszłorocznego bilansu FUS. Najważniejsza informacja to wzrost tak zwanej wydolności. To zdolność pokrywania wydatków na renty, emerytury czy inne świadczenia ze spływających składek. W zeszłym roku była ona powyżej 74 proc. Rok wcześniej było to 72 proc., a w 2014 r. 68 proc. Zbliżony do zeszłorocznego, ale i tak niższy wynik był w 2007 r., gdy wydolność wyniosła 73,8 proc. Wzrost PKB był wtedy na rekordowo wysokim poziomie 7 proc. PKB. Najgorzej było w kryzysowym roku 2010, gdy wydolność wyniosła tylko 55 proc., a FUS trzeba było ratować nie tylko coroczną dotacją, ale także pożyczkami z budżetu.
Co spowodowało ostatnią poprawę sytuacji? Z jednej strony bilans pokazuje, że w porównaniu z 2015 r. w 2016 r. aż o ponad 6 proc. wzrosły wpływy do funduszu. Co istotne, o tyle pracownicy i pracodawcy zapłacili więcej składek na ubezpieczenia społeczne pobierane przez ZUS, choć w podobnym stopniu wzrosła także dotacja z budżetu. Półtora raza więcej niż rok wcześniej zebrał FUS m.in. ze ściągania odsetek za nieterminowe opłacanie należności.
Z drugiej strony wydatki funduszu zwiększyły się w porównaniu do 2015 r. tylko o 3 proc. Wzrost wypłat emerytur i rent, które są głównym kosztem, był nawet mniejszy. To właśnie różnica między tempem wzrostu wpływów i wydatków wpłynęła na podwyższenie wskaźnika wydolności FUS.
Główny powód to dobra sytuacja na rynku pracy. Im więcej osób pracuje, tym większa baza do poboru składek. Poza tym od 2013 r. systematycznie podnoszono wiek emerytalny. To zwiększało liczbę osób, które były aktywne zawodowo i odprowadzały składki na ZUS. Efekt? Wydatki na emerytury rosły wolniej.

Problem w tym, że poprawa sytuacji w FUS nie jest dana raz na zawsze. Tegoroczne obniżenie wieku emerytalnego spowoduje spadek wpływów i wzrost wydatków funduszu. W przyszłym roku ma ono kosztować łącznie ok. 10 mld zł.

Najlepsza od lat wydolność Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, czyli zdolność do wypłaty świadczeń dzięki bieżącemu napływowi składek, to efekt kilkuletniego trendu wynikającego z korzystnych z punktu widzenia FUS zmian w systemie emerytalnym.
Likwidacja wcześniejszych emerytur, częściowe odwrócenie obniżki składki rentowej, zmiany w otwartych funduszach emerytalnych czy wreszcie podniesienie wieku emerytalnego sprawiły, że obecną sytuację Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (FUS to jego najważniejszy fundusz) można określić jako komfortową. Ale zmieni się to już od października, gdy wejdzie w życie obniżony wiek emerytalny.
330 tys. dodatkowych emerytów
To czynnik, który wkrótce może w największym stopniu mieć wpływ na bilans FUS. Już w tym roku sprawi on, że uprawnienia emerytalne nabędzie dodatkowe 330 tys. osób. Większość z nich zamiast płacić składki, będzie otrzymywać świadczenia. Oprócz tego ok. 220 tys. osób uprawnienia uzyska zgodnie z obowiązującym dziś prawem. Efekt: w tym roku o emeryturę może wystąpić ponad pół miliona osób.
Jak liczył resort finansów, obniżka wieku emerytalnego zwiększa roczne wydatki FUS o 10 mld zł. Stąd pomysł, by wprowadzić ją dopiero od października tego roku. Spowoduje to, że wzrost wydatków FUS nie będzie tak gwałtowny. W tym roku wyniesie ok. 2 mld zł, w przyszłym urośnie o kolejne 8 mld zł.
Obniżka wieku emerytalnego będzie jednak działać długofalowo – w kolejnych latach również nie zabraknie osób, które będą występowały o świadczenie, ukończywszy 60 lat (kobiety) i 65 lat (mężczyźni). Jak szacuje ZUS, w 2018 r. o uprawnienie będzie mogło wystąpić 148 tys. osób, 90 tys. w 2019 r., 92 tys. w 2020 r. i 54 tys. w 2021 r. W efekcie do 2021 r. na emerytury osób korzystających z obniżonego wieku trzeba będzie wydać dodatkowe 55 mld zł.
Ten czynnik będzie negatywnie oddziaływał na finanse FUS także w kolejnej dekadzie. Jak pokazują prognozy demograficzne, z powodu obniżenia wieku emerytalnego już w 2021 r. będzie o 1,4 mln mniej osób w wieku produkcyjnym i aż 1,2 mln więcej emerytów niż w 2015 r. Podwyższenie wieku, w którym można zakończyć aktywność zawodową, nie zmieniało wprawdzie ogólnej tendencji, ale powodowało, że jej negatywne konsekwencje były mniej odczuwalne. Przy wyższym wieku emerytalnym w horyzoncie 2021 r. pracujących ubyłoby 750 tys., a liczba korzystających z ZUS zwiększyłaby się o nieco ponad pół miliona.
Mocny rynek pracy na pomoc
Negatywne efekty, jakie spowoduje obniżenie wieku emerytalnego, powinny być w pewnym stopniu niwelowane przez mocny rynek pracy. Oczywiście, o ile uda się utrzymać pozytywne tendencje: wzrost zatrudnienia, w tym legalnego zatrudnienia cudzoziemców, i – w miarę wyczerpywania się podaży pracy – podwyżki płac. ZUS szacuje w wariancie pośrednim najnowszej prognozy dochodów i wydatków, że wpływy Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w przyszłym roku sięgną 176,1 mld zł. W prognozie sprzed roku szacował, że w 2018 r. FUS uzyska 168,9 mld zł. Większe dochody pomogą uzyskać mniejszy deficyt funduszu: 56,4 mld zł wobec 58,4 mld zł planowanych wcześniej. I to wszystko mimo obniżenia wieku emerytalnego.
Nadużyciem byłoby stwierdzenie, że obniżenia wieku w ogóle nie widać w przewidywaniach ZUS. Można je dostrzec choćby w szacowanych wydatkach funduszu emerytalnego FUS. Przyszły rok to koszt ok. 158,3 mld zł zamiast 150,54 mld zł szacowanych wcześniej.
Kluczowa dla całości finansów FUS ma być wyraźna poprawa w funduszu rentowym. Jego deficyt ma być dużo mniejszy, niż oczekiwano, gdy tworzono poprzednią edycję prognoz – ma wynieść 1,7 mld zł w porównaniu do prawie 6 mld zł.
ZUS tłumaczy, że nową, dość optymistyczną prognozę sporządził na podstawie założeń makroekonomicznych przekazanych przez Ministerstwo Finansów. Widać w nich rewizję oczekiwań co do kształtu rynku pracy: stopa bezrobocia w przyszłym roku ma wynosić 7,4 proc., a nie 8 proc., jak się spodziewano kilkanaście miesięcy temu. To ważna zmienna: spadek bezrobocia o 1 pkt proc. to 1 proc. dodatkowych przychodów w FUS.
Jeszcze mocniej działa podwyżka realnego wynagrodzenia. Każdy dodatkowy punkt procentowy to niemal dwuprocentowy wzrost przychodów funduszu. Tymczasem najnowsza prognoza MF, na której swoje wyliczenia opierają eksperci zakładu, mówi o ponad 3,3-procentowym wzroście płac w przyszłym roku. W poprzedniej edycji resort finansów szacował, że pensje w 2018 r. wzrosną o 2,1 proc.
Zmiany systemowe i perswazja
Pozytywnie na wysokość wpływów FUS mogą też oddziaływać zmiany systemowe. Ozusowanie z początkiem 2016 r. wszystkich umów-zleceń musiało zwiększyć bazę składkową, skoro według danych Głównego Urzędu Statystycznego w tym trybie było zatrudnionych około miliona osób. Teraz rząd rozważa oskładkowanie również umów o dzieło, choć resort rodziny i pracy deklaruje, że na razie nie pracuje nad szczegółowym projektem w tej sprawie. Niemniej w niedawnym rządowym przeglądzie emerytalnym znalazły się rekomendacje takich działań, jak oskładkowanie umów o dzieło czy skumulowanie tytułów ubezpieczeniowych. Chodzi o to, by składkę płacić od wszystkich lub większości form aktywności zawodowej. Dziś osoba zatrudniona na etat nie płaci składki np. od umów-zleceń wykonywanych dla innego pracodawcy.
Finanse FUS mogą też skorzystać na innych decyzjach administracyjnych, np. kolejnych podwyżkach płacy minimalnej. W ostatnich dwóch latach podnoszono ją dwukrotnie, obecnie wynosi ona 2 tys. zł. Funduszowi sprzyja też wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej, która zwiększa bazę składkową m.in. przy umowach cywilnoprawnych. Każdy wzrost minimum to więcej składek nie tylko od pracowników, lecz także od prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Bo dla tych, którzy stawiają w niej pierwsze kroki, podstawą do wyliczenia tzw. małego ZUS jest właśnie wynagrodzenie minimalne.
Jeśli rząd poważnie myśli o utrzymaniu wysokiej wydolności FUS, to powinien się zastanowić nad systemowymi rozwiązaniami, które ograniczałyby niekorzystne skutki obniżenia wieku emerytalnego. Na razie widać, że nie ma chęci do restrykcyjnych działań utrudniających skorzystanie z obniżonego wieku emerytalnego. Pomysły wprowadzenia stażu jako dodatkowego kryterium przechodzenia na emeryturę czy różnych obostrzeń związanych z łączeniem emerytury z pracą zostały odłożone do szuflady.
Oznacza to, że jeśli chodzi o potencjalnych emerytów, rządowi i ZUS zostaje tylko perswazja i przekonywanie, że dłuższa praca leży w interesie ludzi, którzy dzięki temu podwyższą sobie emeryturę. Temu mają służyć pomysły na wprowadzenie doradców emerytalnych w oddziałach ZUS. W wakacje do potencjalnych emerytów trafią listy z informacją o uzbieranej składce i potencjalnej wysokości emerytury. Na stronie internetowej zakładu ma być udostępniony kalkulator, który pozwoli wyliczyć przyszłe świadczenie w zależności od daty przejścia na emeryturę. ⒸⓅ
W 2021 r. będzie o 1,4 mln mniej osób w wieku produkcyjnym
Firmy mikro z nowymi składkami
Składki na ubezpieczenie rosnące proporcjonalnie do wzrostu przychodu – to ostateczna wersja planu Ministerstwa Rozwoju na zmniejszenie obciążeń dla małej działalności gospodarczej.
Resort wczoraj zaprezentował swój plan. Każdy, kto prowadzi jednoosobową działalność gospodarczą i ma obrót miesięczny mniejszy niż dwuipółkrotność minimalnej pensji (dziś 5 tys. zł), zyskałby prawo do wyliczania składek ZUS proporcjonalnie do swojego przychodu. Mowa o ubezpieczeniu emerytalnym, rentowym, chorobowym i wypadkowym. Dziś musi płacić je ryczałtem, składka jest obliczana od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia i obecnie wynosi ok. 812 zł, co jest dużym kosztem stałym przy małych przychodach. Resort rozwoju zwraca uwagę, że nie każdy jest w stanie mu sprostać. Widać to po upływie dwuletniego okresu preferencyjnego ozusowania, z którego korzystają rozpoczynający działalność gospodarczą. Wiele firm prowadzących małą działalność gospodarczą upada po przejściu z „małego ZUS” (liczonego od 30 proc. pensji minimalnej) na zasady ogólne. Albo ucieka do szarej strefy. Bo zmiana wielkości obciążenia jest ogromna: „mały ZUS” to obecnie tylko ok. 190 zł miesięcznie.
Nowy pomysł ma wyeliminować ten efekt odcięcia. Jak będzie liczona składka? Widać to w symulacji, którą zaprezentowało MR. Dotyczy ona obecnych warunków, czyli przy pensji minimalnej na poziomie 2 tys. zł. Przychód będzie podzielony na przedziały co 200 zł. W pierwszym przedziale – od zera do 200 zł miesięcznie – składka na ZUS wynosiłaby 32 zł. Potem rosłaby o 32 zł dla każdego z przedziałów – tak, by w ostatnim (4801–5000 zł) sięgnąć 800 zł. Gdy przychód przekroczy próg 5 tys. zł, przedsiębiorca byłby zobowiązany płacić ZUS na ogólnych zasadach, czyli właśnie ryczałtowo.
Wymiar składki będzie określany w rozporządzeniu resortu rozwoju. To dlatego, że bazą do wyliczania progu, przy którym można korzystać z proporcjonalnego ZUS, jest płaca minimalna. A ta może się zmieniać tak, jak zdecyduje rząd. Składka będzie wyliczana na podstawie prognozy przychodów, jaką złoży przedsiębiorca na początku roku podatkowego. Żeby te prognozy zweryfikować, po roku działalności będzie on składał sprawozdanie roczne. Jeśli jego roczny przychód przekroczy 60 tys. zł (czyli znajdzie się ponad dopuszczalnym progiem), będzie musiał dopłacić składkę.
Ministerstwo Rozwoju szacuje, że prawo do skorzystania z nowego rozwiązania będzie miało 325 tys. firm. Około 187 tys. przedsiębiorców, którzy już nie korzystają z żadnych preferencji przy naliczaniu składek ZUS, może zdecydować się na nowe rozwiązanie.
Resort przewiduje, że nadal będzie obowiązywał dwuletni „mały ZUS” dla startujących firm. Zostaje utrzymana również propozycja ulgi na start, czyli całkowitego zwolnienia przez pierwsze pół roku działalności z obowiązku płacenia składek (ma działać od przyszłego roku). MR zakłada, że początkujący prowadzący małą działalność gospodarczą będą korzystali z tych preferencji, a potem będą przechodzić na ZUS płacony od przychodu. To ostatnie rozwiązanie nie będzie ograniczone w czasie, przedsiębiorca będzie mógł z niego skorzystać w każdym momencie, o ile jego przychód będzie odpowiednio niski.
Resort przyznaje, że bazą dla jego projektu był pomysł opracowany przez Parlamentarny Zespół na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Gospodarczego. Posłowie chcieli, by składka była liniowa, wynosiła ok. 25 proc. Ale wariant, w którym firma miałaby płacić jedną daninę policzoną jako procent przychodu, ostatecznie nie przeszedł – m.in. dlatego, że zdecydowano o pozostawieniu starych zasad wyliczania składki zdrowotnej. Ich zmiana ma być wprowadzona równolegle z nowym systemem finansowania służby zdrowia.