Studia doktoranckie rozpoczęte przed rokiem akademickim 2019/2020 prowadzi się na zasadach dotychczasowych, jednak nie dłużej niż̇ do 31 grudnia 2024 r. – o taki zapis w znowelizowanej ustawie – Karta nauczyciela oraz niektórych innych ustaw – walczyli doktoranci. I go wywalczyli.

Projekt nowelizowanej ustawy nie traktował równo wszystkich doktorantów. Wydłużał o rok czas na obronę pracy doktorskiej doktorantom studiów doktoranckich rozpoczętych przed rokiem akademickim 2019/2020, którzy wszczęli przewody doktorskie do kwietnia 2019 r. Pomijał zaś tych, którzy po wrześniu 2019 r. wszczęli postępowanie o nadanie stopnia doktora. Szczególnie pokrzywdzeni czuli się doktoranci roku akademickiego 2018/2019. Oni na naukę, badania, napisanie i obronę pracy mieli cztery lata. Pozostali przynajmniej sześć. Rozgoryczenie tej grupy było tym większe, że z powodu pandemii termin do wygaszenia przewodów doktorskich rozpoczętych przed rokiem akademickim 2019/2020 wydłużano już dwukrotnie, a nowelizacja robiła to po raz trzeci. Dawało to im tym razem czas na uzyskanie tytułu doktora do końca 2024 r., podczas gdy osoby idące trybem wszczętych postepowań o nadanie stopnia doktora miały skończyć studia i obronić pracę doktorską do końca 2023 r. Kto by nie zdążył, mógł w 2024 r. dalej prowadzić postępowanie o nadanie stopnia doktora, ale już poza wygaszonymi studiami, w trybie eksternistycznym. Ten tryb pozwala uczelniom pobierać od doktorantów opłaty. Są to kwoty zaczynające się od 20 tys. zł.

Doktoranci, których pomijała nowelizacja, próbowali przekonać do zmiany przepisów Ministerstwo Edukacji i Nauki oraz posłów. Nie udało im się zmienić projektu ustawy mimo poparcia rzecznika praw obywatelskich, Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich oraz Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Poprawkę wyrównującą szanse doktorantów przyjął Senat. Jednak sejmowa komisja edukacji, nauki i młodzieży, głosem przewodniczącej Mirosławy Stachowiak-Różeckiej (PiS), zdecydowała o jej odrzuceniu. Decydujące było stanowisko resortu. Wiceminister Dariusz Piontkowski stwierdził, że „ta grupa doktorantów miała już dość czasu, aby ukończyć przewód doktorski”, chociaż akurat ta grupa doktorantów nie idzie trybem przewodu doktorskiego.

Dlatego tak wielkim zaskoczeniem dla zainteresowanych było wystąpienie na ostatnim posiedzeniu Sejmu ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, który zadeklarował, że klub PiS będzie jednak, mimo negatywnego stanowiska komisji i jego resortu, głosował za wydłużeniem studiów doktoranckich.

Ostatecznie 442 posłów, w tym ci, którzy dzień wcześniej na posiedzeniu komisji byli temu przeciwni, zagłosowało za wydłużeniem czasu na zdobycie stopnia doktora tym doktorantom, którzy robią to w trybie zarówno otwartych przewodów, jak i postępowań. Studiującym w jeszcze innym trybie, czyli nowych szkołach doktorskich, już wcześniej MEiN pozwolił, by z powodu COVID-19 mieli na to sześć lat.

Doktoranci, których próbowano pominąć, do końca walczyli o zmianę przepisów. Poinformowali o swoim problemie każdego senatora i każdego posła. Było o co zabiegać, bo konsekwencją utraty statusu doktoranta jest nie tylko zagrożenie wysoką odpłatnością za uzyskanie tytułu doktora w trybie eksternistycznym.

– Ten tryb nie pozwala na wliczenie dotychczasowych lat nauki do stażu pracy. Brak statusu doktoranta to także brak możliwości korzystania z cyfrowych zasobów uczelni oraz bibliotek wydziałowych. To w konsekwencji także brak możliwości otrzymywania stypendium, grantów na działalność naukową, a także utrata zniżek na komunikację publiczną – wyjaśnia Krzysztof Kabaj, doktorant na Wydziale Prawa i Administracji UJ.

Wydłużenie terminu prowadzenia studiów doktoranckich to niejedyna ważna zmiana dla tej grupy. Jako jeden z najważniejszych efektów Krajowa Reprezentacja Doktorantów wymienia zniesienie zakazu zatrudnienia doktorantów szkół doktorskich jako nauczycieli akademickich (pisaliśmy o tym: „Zakaz zatrudniania doktorantów zostanie zniesiony”, DGP nr 118/2023). ©℗