Formalnie rząd i inspekcja pracy unikają tematu czasowego uchylenia zakazu handlu w niedziele. W praktyce można prowadzić sprzedaż, jeśli rzeczywiście uzasadnia to kryzys uchodźczy

Jak nieoficjalnie ustalił DGP, każdy przypadek otwarcia sklepu w niedzielę z uwagi na potrzeby uchodźców będzie oceniany oddzielnie. Jeśli okaże się, że prowadzenie sprzedaży w taki dzień jest faktycznie uzasadnione z powodu trwających migracji, inspektor pracy poprzestanie na upomnieniu lub środku wychowawczym (przepisy umożliwiają odstąpienie od ukarania grzywną). Jeśli jednak okaże się, że jest to jedynie sposób na omijanie zakazu handlu w niedziele, właściciel placówki musi liczyć się z sankcją karną.
To nieformalna informacja, bo kancelaria premiera, Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej (MRiPS) oraz Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) unikają wydawania w tej sprawie oficjalnych stanowisk czy komunikatów.
Dobre intencje
Przypomnijmy, że temat ten wywołał Piotr Müller, rzecznik rządu. 27 lutego 2022 r. wskazał, że agresja Rosji na Ukrainę i napływ uchodźców do Polski oznacza stan wyższej konieczności, który uzasadnia uruchomienie danej działalności gospodarczej.
– W szczególności w województwach podkarpackim i lubelskim, w szczególności przy trasach, po których poruszają się osoby przemieszczające się z terenu Ukrainy, możliwe jest otwarcie sklepów w niedziele – dodał.
Jednocześnie zasugerował, że prowadzenie handlu w takich sytuacjach nie będzie karane (pomimo formalnego zakazu).
Marlena Maląg, minister rodziny i polityki społecznej, zapowiedziała wprowadzenie odpowiednich regulacji prawnych w tym zakresie. Deklaracje te przedstawiono w początkowym etapie inwazji rosyjskiej na Ukrainę. W ciągu kolejnych dwóch tygodni sytuacja znacząco się jednak zmieniła.
Do Polski trafiło już ok. 1,9 mln osób. Uchodźcy z Ukrainy znajdują się dziś praktycznie w całym kraju, a nie tylko w dwóch przygranicznych województwach. Trudno uznać, że stan wyższej konieczności uzasadnia otwarcie sklepu np. w Puławach (woj. lubelskie) lub Dębicy (woj. podkarpackie), ale nie w Warszawie, do której przybywa zdecydowanie najwięcej migrantów.
Pojawiają się więc liczne wątpliwości, m.in. czy z uwagi na stan wyższej konieczności można otwierać placówki handlowe na terenie całego kraju, a nie jedynie w wybranych województwach. Czy to uzasadnione, jeśli np. w danej miejscowości nie przebywają uchodźcy? Czy PIP odstępuje od ukarania w przypadku otwarcia sklepów?
DGP zadał te pytania – odpowiednio – kancelarii premiera, MRiPS oraz PIP. Nie otrzymaliśmy do tej pory formalnej odpowiedzi (przy czym KPRM wskazała, że pytania w tej kwestii należy kierować do resortu rodziny). Trudno nie dostrzec, że – pomimo słusznych intencji – rozszczelnianie zakazu handlu, choćby czasowe, może wywoływać wiele problemów i ewentualnych nadużyć. Dlatego dziś wszyscy zainteresowani unikają tego tematu i jednoznacznych decyzji.
Tym bardziej istotne znaczenie mają wspomniane wcześniej ustalenia nieoficjalne. Dzięki nim przedsiębiorcy wiedzą przynajmniej, że mogą otwierać sklepy w miejscowościach, do których przybywają uchodźcy, w tym w szczególności przy trasach i węzłach komunikacyjnych (np. dworcach). A z sankcją muszą liczyć się ci, którzy powierzają pracę w niedziele, choć nie uzasadnia tego obecna wyjątkowa sytuacja migracyjna.
Dalsze plany
Pracodawcom zależy jednak na bardziej stabilnych, długofalowych rozwiązaniach.
– Kluczową kwestią, z którą musimy się zmierzyć, jest niepewność. Nie zależy nam na niejasnych i przejściowych rozwiązaniach, na zasadzie „obecnie można otwierać placówki w niedziele, ale nie wszyscy mają takie prawo i nie wiadomo na jak długo, zapewne nie na stałe”. Chcemy stabilności, tym bardziej że obecna sytuacja i tak wpływa na naszą działalność i organizację pracy, bo przecież uczestniczymy też w ogromnej akcji humanitarnej, współpracujemy z wieloma organizacjami pozarządowymi. Nasi członkowie, czyli polskie oddziały, przekazali już pomoc o wartości ponad 40 mln zł w formie wsparcia finansowego i rzeczowego, a centrale zagraniczne firm członkowskich 70 mln euro – podkreśla Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD).
Wskazuje, że pracodawcy muszą też liczyć się z ryzykiem związanym z zatrudnieniem obcokrajowców.
– Rozumiemy, jak istotną kwestią jest podjęcie pracy przez uchodźców. Ale nie wiemy, czy będą chcieli zostać w Polsce na stałe, czy jednak wrócą do Ukrainy. Problemem może być też brak znajomości języka oraz konieczność opiekowania się dziećmi lub osobami niesamodzielnymi. Jeśli państwu zależy na tym, aby uchodźcy podejmowali zatrudnienie, to powinno zadbać o te kwestie, np. zapewnić opiekę instytucjonalną dzieciom. Ułatwieniem byłaby też rezygnacja z zakazu handlu w niedziele, ale powinna być to decyzja o charakterze długofalowym – dodaje prezes POHiD.
Inaczej sytuację oceniają związkowcy.
– Nie ma powodów do otwierania sklepów w niedziele. Przypomnę, że system zaopatrzenia w żywność jest częścią infrastruktury krytycznej i na podstawie art. 6 pkt 8 ustawy o ograniczeniu handlu w niedziele można wydać przepisy wykonawcze, które przewidywałyby otwieranie konkretnych placówek handlowych z uwagi na obecną sytuację kryzysową. Nie skorzystano z tej możliwości, bo nie ma takiej potrzeby – wskazuje Alfred Bujara, szef handlowej Solidarności.
Podkreśla, że należy zadbać o pracę cudzoziemców.
– Już teraz w handlu jest ok. 200 tys. wakatów. Nie chcemy, aby uchodźcy z Ukrainy byli zatrudniani na gorszych warunkach, np. na umowach cywilnoprawnych lub przez agencje pracy tymczasowej. Migracja nie może być pretekstem do wykorzystywania słabszych i zwiększania zysków przez przedsiębiorstwa, w tym także poprzez próby poluzowywania ograniczeń w handlu w niedziele – podsumowuje przewodniczący Bujara. ©℗