Pracodawcy nie wiedzą, jak przygotować się do przyszłych zasad pracy na odległość. Chcą mieć też wreszcie podstawę do sprawdzania, czy zatrudniony nie jest pod wpływem alkoholu lub narkotyków

Rząd przedstawia kolejne założenia lub projekty zmian kodeksu pracy, a wciąż nie przyjął zapowiadanych od ponad półtora roku nowelizacji dotyczących zdalnego świadczenia obowiązków i kontrolowania trzeźwości pracowników. A to istotne zagadnienia dla przedsiębiorców i zatrudnionych. W czasie pandemii firmy wdrożyły pracę z domu na podstawie specustawy covidowej i nie chcą być zaskakiwane nagłymi zmianami w tym zakresie. Pracownicy z kolei chcieliby mieć wreszcie gwarancję zwrotu kosztów, jakie ponoszą przy wykonywaniu zadań z domu. Wielu branżom (m.in. budowlanej, transportowej, przemysłowej) zależy też na jednoznacznym uprawnieniu do sprawdzania, czy pracownik nie jest pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Część z nich – w obawie przed np. wypadkami lub wręcz katastrofami, które może wywołać nietrzeźwy pracownik – już teraz podejmuje ryzyko i stosuje wyrywkowe kontrole.
– Pilną potrzebę tych zmian sygnalizuje wielu pracodawców z różnych branż, nie tylko wielkich zakładów przemysłowych – wskazuje Izabela Zawacka, radca prawny i partner w kancelarii Zawacka Rdzeń Prawo Przedsiębiorstw i HR.
Test cierpliwości
Początkowo rząd przedstawił dwa projekty nowelizacji k.p., w których odrębnie nowelizowano przepisy o pracy zdalnej i badaniu trzeźwości. Oba opublikowano w maju 2021 r., ale prace nad nimi trwały dłużej (wstępną wersję pierwszego z projektów przedstawiono we wrześniu 2020 r.; przekazano go do negocjacji z organizacjami pracodawców i związkami zawodowymi na forum Rady Dialogu Społecznego). Następnie oba projekty połączono w jeden (z uwagi na sugestie kancelarii premiera), co ogłoszono w wykazie prac legislacyjnych rządu. 6 grudnia 2021 r. zapowiedź ujednoliconego projektu opublikowało Rządowe Centrum Legislacji, ale bez dołączenia samej nowelizacji. W rezultacie po ośmiu miesiącach od przedstawienia odrębnych projektów (i 17 miesięcy od przekazania wstępnych propozycji w sprawie pracy zdalnej) wciąż nie wiadomo, kiedy i w jakim kształcie nowe przepisy przyjmie rząd. A przecież to dopiero początek ścieżki legislacyjnej, bo projekt następnie musi trafić do Sejmu, Senatu i – ewentualnie – do podpisu prezydenta. Trudno więc – na podstawie dotychczasowego przebiegu prac – przewidywać, kiedy nowe regulacje wejdą w życie. A pracodawcy mają już dość czekania i stosowania zdalnego trybu świadczenia obowiązków jedynie na podstawie ogólnych przepisów specustawy covidowej.
– Ustawa pomogłaby uniknąć konfliktów wokół pracy zdalnej. Uważamy, że taki tryb wykonywania obowiązków to wielka wartość, ale po dwóch latach pandemii COVID-19 mamy prawo oczekiwać konkretów i regulacji – wskazuje Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie (która zaapelowała o przyjęcie omawianych przepisów).
Podkreśla, że wciąż nie ma jednoznacznych narzędzi, które umożliwiają kontrolę pracy w omawianej formule. – Czy pracodawca może dzwonić do pracownika i pytać go o efekty pracy? Czy pracownik w czasie wykonywania pracy zdalnej może np. wyjść z domu? Jest wiele wątpliwości, a przedsiębiorcy często wskazują, że zatrudniony traktuje pracę zdalną jak urlop. Martwi nas takie podejście. Z drugiej strony docierają do nas sygnały, że wielu pracowników narzeka np. na brak uregulowania kosztów energii czy mediów w czasie pracy z domu. To argument podnoszony szczególnie często w czasie drakońskich podwyżek cen mediów – dodaje prezes izby.
Partnerom społecznym zależy też m.in. na uregulowaniu odpowiedzialności za bezpieczeństwo w trakcie wykonywania pracy zdalnej (gdy firma nie ma w praktyce dostępu do miejsca świadczenia obowiązków) oraz kwestii ochrony danych osobowych i informacji poufnych (z uwagi na świadczenie zadań za pośrednictwem narzędzi elektronicznych). Specustawa covidowa, która uprawnia do polecenia pracy zdalnej w okresie epidemii, nie reguluje tych kwestii. Partnerom społecznym chodzi też o możliwość dostosowania się do zmian. Adam Niedzielski, minister zdrowia, zapowiedział wczoraj „początek końca pandemii”. Nie oznacza to, że stan epidemii (lub zagrożenia epidemicznego) będzie odwołany w najbliższym czasie, ale firmy nie chcą być zaskoczone nowymi wymogami (zwłaszcza że wiele z nich zapowiada kontynuację zdalnego lub hybrydowego trybu pracy także po pandemii). A z projektowanych przepisów (upublicznionych wcześniej wersji) wynika, że nowe zasady wykonywania obowiązków z domu będą wiązać się z dodatkowymi wymogami dla firm, np. koniecznością ustalenia zasad pracy zdalnej w porozumieniu ze związkami zawodowymi lub przedstawicielami pracowników, pokryciem dodatkowych kosztów, jakie ponosi zatrudniony, w tym np. energii itp.
– To porażka, że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nie udało się przyjąć przepisów dotyczących pracy zdalnej. Nigdy nie uda się uzgodnić regulacji, które w całości zadowalałyby rząd, pracodawców i pracowników, ale nie oznacza to, że nie można było wypracować kompromisu w kwestii, która wymaga uregulowania, a jednocześnie nie wywołuje przecież aż tak ogromnych rozbieżności – wskazuje Grzegorz Sikora, dyrektor ds. komunikacji Forum Związków Zawodowych.
Ryzykowne testy
Jeszcze więcej problemów wywołuje brak przepisów, które jednoznacznie umożliwiłyby pracodawcom badanie trzeźwości pracowników (w tym wyrywkowe kontrole alkomatem). Przypomnijmy, że zdaniem Urzędu Ochrony Danych Osobowych zatrudniający nie ma prawa samodzielnie sprawdzać, czy zatrudniony jest pod wpływem alkoholu (uprawniona jest do tego jedynie np. policja lub straż miejska). Takie stanowisko UODO przedstawił w czerwcu 2019 r. i od tego momentu firmy mają problem z weryfikacją trzeźwości (część prawników uważa, że mają one do tego prawo, skoro ustalają porządek pracy w regulaminie pracy i mają dbać o bezpieczeństwo zatrudnionych). Te, które decydują się na badanie, ponoszą ryzyko związane z ewentualnymi kontrolami, zarzutami naruszeń, postępowaniami sądowymi. O wprowadzenie wyraźnej podstawy prawnej do sprawdzania trzeźwości apelowali m.in. rzecznik praw obywatelskich, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców oraz organizacje pracodawców.
– Trudno sobie wyobrazić, by kontroli zaprzestał np. wielki zakład przemysłowy, skoro pracownik będący pod wpływem alkoholu mógłby spowodować wypadek, w tym śmiertelny, lub katastrofę przemysłową na dużą skalę. To za duże ryzyko w porównaniu z ewentualnym naruszeniem danych osobowych. Tego typu problemy nie dotyczą jednak tylko np. kopalni czy placów budowy, ale też wielu innych przedsiębiorców, np. właścicieli firm przewozowych, producentów żywności, leków itp. – podsumowuje Izabela Zawacka.
Nie uda się uzgodnić regulacji, które zadowalałyby wszystkich, ale trzeba wypracować kompromis w kwestii, która wymaga uregulowania, a nie wywołuje wielkich rozbieżności