Deregulacja prawa pracy jest możliwa poprzez branżowe układy zbiorowe. Umowa społeczna może przewidywać konsensus w tej sprawie. Ważne, by nie była dublowana przez inne plany rządu, a prace nad nią nie zależały od bieżącej polityki - mówi Andrzej Radzikowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych

Od jesieni w Radzie Dialogu Społecznego trwają prace nad umową społeczną między rządem, pracodawcami i związkami zawodowymi. Dojdzie do jej zawarcia?
Początkowo sceptycznie oceniałem możliwość konsensusu, bo od dłuższego czasu nie udało się zawrzeć w RDS trójstronnego porozumienia nawet w pojedynczych sprawach. W tym przypadku chodziłoby jednak o cały pakiet rozwiązań, które miałyby poprawić sytuację gospodarczo-społeczną po pandemii. Jest większa przestrzeń do kompromisu. Każda ze stron może ocenić, na jakie ustępstwa się zgodzi i co sama może uzyskać. Pierwszy etap prac napawał optymizmem, bo udało się nam ustalić trzy obszary negocjacji – to praca, gospodarka i finanse publiczne. W ciągu miesiąca określiliśmy zagadnienia z dwóch ostatnich obszarów, a w ubiegłym tygodniu porozumieliśmy się co do zakresu negocjacji dotyczących prawa pracy. Mając ustalone tematy, możemy przystępować do trójstronnych negocjacji eksperckich w zespołach negocjacyjnych. Niepokojące jest to, że proces ten opóźnia się, najprawdopodobniej z uwagi na polityczne kwestie, które absorbują stronę rządową reprezentowaną przez wicepremiera Jarosława Gowina, przewodniczącego RDS.
Rada i umowa społeczna stały się zakładnikami konfliktu politycznego w Porozumieniu Jarosława Gowina?
Nie byłaby to pierwsza sytuacja, gdy polityka przeważa nad dialogiem społecznym. Przyjęto, że zespołami negocjacyjnymi będą kierować odpowiedni wiceministrowie. Z jednej strony to dobry pomysł, bo daje gwarancję, że rozmowy będą dotyczyć rozwiązań, które rząd zaaprobował i jest w stanie wdrożyć. Z drugiej strony oznacza to jednak, że polityka ma większy wpływ na prace nad umową, skoro organizują je przedstawiciele rządu.
Wspomniał pan o porozumieniu związków zawodowych i pracodawców co do zakresu negocjacji w kwestii prawa pracy. Co udało się wam uzgodnić?
Przyjęliśmy trzy tematy do negocjacji – pracę zdalną, deregulację prawa pracy poprzez układy zbiorowe, unormowanie dostępu do zakładu pracy przedstawicielom związków, którzy nie są w nim zatrudnieni, i przegląd przepisów w zakresie prowadzenia polityki informacyjnej przez związki zawodowe, również w kontekście konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy. Pierwszy temat zgłosiła strona rządowa, dwa kolejne udało się uzgodnić partnerom społecznym.
Kluczowy wydaje się drugi punkt, czyli możliwość odstępowania od prawa pracy określonego w ustawie – w tym kodeksu pracy – poprzez układ zbiorowy. Czyli np. jeśli pracodawca chce wprowadzić konta czasu pracy, to musi usiąść do rozmów ze związkami, ustalić, jakie są ich warunki i porozumieć się z nimi. Pytanie tylko, czy zgodzi się na to rząd, który ostatnio sceptycznie odniósł się do upowszechnienia układów (np. w opinii do projektu dyrektywy o minimalnym wynagrodzeniu).
Działania rządu w tym zakresie są niespójne. Przy okazji dyskusji trójstronnych oficjalnie wszyscy podkreślają wagę układów i chęć ich promowania, a gdy pojawiają się konkretne propozycje, jak choćby wspomniany projekt dyrektywy, to rząd ocenia je negatywnie. Uczestniczył on jednak w ustalaniu wspomnianych tematów, więc mam nadzieję, że tym razem będzie konsekwentny. Nam zależy na tym, aby były to układy branżowe, bo wtedy podstawowe warunki zatrudnienia – choćby nieco rozluźnione w porównaniu z przepisami kodeksu pracy – były takie same w całym sektorze. To zapewniałoby nie tylko zdrową konkurencję, ale też zapobiegałoby równaniu warunków zatrudnienia w dół. Dziś często zdarza się, że gdy w jednym zakładzie pracownicy godzą się na poluzowanie warunków z uwagi na potrzeby pracodawcy, to automatycznie inne firmy z branży proponują jeszcze istotniejsze poluzowanie, strasząc utratą konkurencyjności, upadłością i zwolnieniami. To zagrożenie związane z zawieraniem układów zakładowych. Na pewno jednak związki zawodowe z poszczególnych branż są gotowe do rozmów, np. w sprawie bardziej elastycznego rozliczania nadgodzin czy szerzej o czasie pracy. Z dotychczasowych rozmów wynika, że pracodawcy są skłonni do zawierania układów, ale jednak zakładowych, a nie branżowych. Negocjacje będą więc kontynuowane.
Tylko czy w Polsce można w ogóle upowszechnić układy zbiorowe? Dziś praktycznie się ich nie zawiera.
Umowa społeczna może dać przestrzeń, być impulsem do ich upowszechnienia. Skoro rozmawiamy o pakiecie rozwiązań z zakresu gospodarki i pracy, to zwiększa się pole negocjacyjne dla pracodawców i związków zawodowych. Jeśli poluzowujemy prawo pracy w jednym zakresie z uwagi na potrzeby firm z konkretnej branży, to możemy wynegocjować korzyści dla zatrudnionych w innej kwestii. Na tym polega dialog na linii pracodawcy – pracownicy.
Czy prace nad umową społeczną i cele jej zawarcia nie dublują się z innymi planami i strategiami rządu? Wdrażany ma być Krajowy Plan Odbudowy, Nowy Polski Ład, nowa polityka przemysłowa. Nie rodzi to obaw, że w RDS będą prowadzone żmudne negocjacje, a nagle okaże się, że dana kwestia już jest ustalona przez rząd inaczej, w innym akcie?
Mamy takie obawy i na pewno zawęża to przestrzeń do negocjacji. Nie wiemy do końca, co kryje się np. pod pojęciem Nowego Polskiego Ładu. Znów rząd przygotowuje strategiczny plan, a konsultacje z partnerami społecznymi ogranicza do przedstawienia gotowego dokumentu. Liczymy się z tym, że może to zaburzyć prace nad umową. Z drugiej strony nawet jeśli uda nam się porozumieć np. tylko w trzech obszarach, a nie ośmiu, to nawet taka ograniczona zgoda trzech stron na przemodelowanie w kwestiach gospodarki i zatrudnienia będzie postępem. Pozytywnie może też wpłynąć na samą RDS, bo będzie to dowód na to, że jej prace przynoszą jakieś efekty.
Liczycie, że któryś z tych planów będzie przewidywał obniżenie klina podatkowego, czyli postulat zgłaszany przez OPZZ m.in. na forum RDS?
Pojawiają się sygnały ze strony rządu, że rozważane jest wdrożenie tej propozycji. To dobre rozwiązanie, bo umożliwiałoby podwyższenie płacy netto w szczególności dla najmniej zarabiających bez faktycznego ponoszenia dodatkowych nakładów przez pracodawców. Moim zdaniem rząd na razie nie wykorzystuje szansy, jaką daje umowa społeczna. Zgłosił do negocjacji tylko jedną propozycję, czyli pracę zdalną, której wprowadzenie na stałe negocjowaliśmy już w RDS od jesieni. Mógłby zaproponować więcej tematów, aby wspólnie pracować nad nimi od podstaw.
Ostateczną wersję projektu w sprawie pracy zdalnej przedstawi rząd. Ma on uwzględniać efekty negocjacji w RDS. Czego oczekują po nim związkowcy?
Są trzy istotne rozbieżności między związkami zawodowymi i pracodawcami. Pierwsza dotyczy ekwiwalentu dla pracownika. Firma oszczędza dzięki pracy z domu, a zatrudniony ponosi dodatkowe koszty, np. przygotowania stanowiska pracy lub podwyższone opłaty za media. Problematyczne są też kwestie odpowiedzialności za bezpieczeństwo i ewentualny wypadek przy pracy oraz sam model zdalnej pracy. Strona związkowa uważa, że powinna mieć ona charakter hybrydowy, a pracodawcy i najprawdopodobniej rząd chcą, aby możliwa była wyłączna praca z domu. Naszym zdaniem wywołuje to zagrożenia, nie tylko co do wyalienowania pracownika, ale też funkcjonowania firm. Nie chcemy, by te ostatnie działały jedynie wirtualnie, bez siedzib, do których mogą udać się zatrudnieni i załatwić swoje sprawy pracownicze.
Czy związki zgodzą się na to, aby pracodawca mógł polecić pracę zdalną nie tylko w związku z nadzwyczajnymi okolicznościami, np. pandemią, ale też gdy przedstawią obiektywne powody?
Nie zgadzamy się z tym. Katalog przypadków uzasadniających polecenie pracy zdalnej bez konieczności uzyskania zgody pracownika powinien być wąski. Nie powinna tego uzasadniać np. trudna sytuacja pracodawcy, bo taką przesłankę można interpretować właściwie w sposób nieograniczony. Dla nas to rozwiązanie nie do przyjęcia.