Zapowiedzi wydłużenia wieku emerytalnego brzmią groźnie dla osób po pięćdziesiątym roku życia, bo liczba bezrobotnych wśród nich rośnie. Kiedy na emeryturę będą przechodzić 67-latkowie, trend się odmieni.
Z ostatnich badań TNS OBOP wynika, że Polacy boją się wydłużenia wieku emerytalnego. Aż 80 proc. respondentów opowiedziało się przeciwko zapowiedzianemu przez Donalda Tuska przechodzeniu na emeryturę dopiero w 67. roku życia. Sceptycy boją się, że nie będą w stanie konkurować z młodszymi, że nie poradzą sobie fizycznie, a przede wszystkim, że nie znajdą pracy. Trudno im się dziwić, bo współczesny rynek pracy faktycznie nie jest łaskawy dla osób po 50. roku życia. Z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że od siedmiu miesięcy wśród zarejestrowanych bezrobotnych więcej jest osób po 50. roku życia niż 25-letnich. Tych pierwszych na koniec października było 411,1 tys., młodych – 401,6 tys. Co więcej, z danych wynika, że o ile liczba młodych bezrobotnych w ciągu roku spadła o 0,7 proc., to starszych wzrosła aż o 6,4 proc.
Wskaźnik zatrudnienia osób w wieku 55-64 lata / DGP
Statystyki te nie dziwią pracodawców, którzy przyznają otwarcie, że nie chcą zatrudniać osób w wieku przedemerytalnym. W ludzi po pięćdziesiątce nie warto inwestować, bo niedługo i tak odejdą z firmy. Po drugie – takie zatrudnianie jest ryzykowne, bo jeśli nowy pracownik okaże się mało wydajny, niezbyt pracowity, słabo zaangażowany w swoje obowiązki, nie można go zwolnić ani przesunąć na inne stanowisko, bo osoby, którym zostały cztery lata do emerytury, pozostają pod specjalna ochroną prawa pracy.

Za 20 lat starsi pracownicy

Tak jest dziś. Jednak to, co teraz jest normą, wcale nie musi być nią za 20 czy 30 lat. Z badań demografów wynika, że w 2030 czy 2040 roku polski rynek pracy będzie wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie. – To będzie jeszcze większa różnica niż ta między dniem dzisiejszym a latami 50. czy 60. – mówi Piotr Szukalski z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego.
Wyliczenia wskazują, że liczba młodych wchodzących na rynek pracy już od przyszłego roku będzie mniejsza niż tych, którzy z niego wychodzą. W efekcie w ciągu najbliższej dekady liczba aktywnych zawodowo 25-latków i młodszych, których teraz jest 24,5 mln, skurczy się o 1,2 mln osób. A to niewiele mniej, niż wynosi liczba obecnych bezrobotnych, których dzisiaj jest ok. 1,8 mln. W 2030 roku natomiast liczba aktywnych zawodowo 25-latków zmniejszy się aż o 3,3 mln.
– W efekcie popyt na 50- czy 60-latków na rynku pracy zdecydowanie wzrośnie, bo młodzi będą w mniejszości – mówi Piotr Szukalski.
Tym bardziej że liczba etatów w gospodarce nie powinna maleć. Chociażby ze względu na rozwój sektora usług, w którym człowieka trudno będzie zastąpić maszyną. Sektor ten będzie rozrastał się z resztą także dlatego, że przybywać będzie osób starszych. Ich liczba do 2035 roku zwiększy się z 5,4 do 10,9 mln. Podwoi się więc liczba rehabilitantów czy opiekujących się nimi pielęgniarek, a także producentów i serwisantów specjalistycznego sprzętu. Już dziś w niektórych gminach powstają projekty miasteczek dla seniorów, w których ma być pełna infrastruktura ułatwiająca im życie. Władze Rudnika liczą, że w budowanym tam kompleksie pracę znajdzie ponad 200 osób.

Dłużej sprawni, także w pracy

Analitycy przewidują też boom w branży medyczno-kosmetycznej i fitness, bo ludzie, wiedząc, że będą musieli pracować dłużej, bardziej będą dbać o formę fizyczną, urodę i zdrowie.
Zarówno lekarze, jak i demografowie twierdzą, że będziemy zdrowsi i będziemy żyli dłużej. Potwierdzą to m.in. badania amerykańskich i francuskich naukowców, którzy udowodnili, że współcześni 55-latkowie mają kondycję i wygląd pięćdziesięciolatków z lat 80. Analizując długość życia na przestrzeni ostatnich 50 lat, stwierdzili oni, że życie statystycznego Amerykanina wydłuża się w każdej dekadzie o 2,5 – 3 lata. Podobnie jest w bogatych krajach Unii Europejskiej, a od kilku dekad również w Polsce. Jeśli trend ten się utrzyma, to statystyczna Polka, która dziś przeżywa 80,6 roku, w 2030 roku będzie żyła nawet o 5 – 6 lat dłużej. Już dziś wielu 60-, 70-latków to osoby bardzo aktywne, które wcale nie chcą przechodzić na emeryturę. Ich liczba będzie rosła w miarę, jak starzeć się będą roczniki urodzone po 1950 czy 1960 roku, z reguły lepiej wykształcone i prowadzące zdrowszy tryb życia niż ci urodzeni w latach 30. czy 40.

Elastyczne etaty dla seniora

Oczywiście statystyka i prognozy demografów to jeszcze nie wszystko. Popyt na pracę i liczba etatów zależeć będą od tempa wzrostu PKB i stanu finansów publicznych. A te na pewno zyskają na wydłużeniu wieku emerytalnego. Z wyliczeń Instytutu Badań Strukturalnych wynika, że w 2016 roku budżet zaoszczędzi na tym 8,4 mld zł, w 2017 już w 13,6 mld zł, a w 2047 – 83,6 mld zł.
To, czy będziemy efektywnie pracować dłużej, w znaczniej mierze zależy też od przedsiębiorców, którzy muszą się nauczyć zarządzać wiekiem swoich pracowników. Dziś do wyjątków należą spółki, które chcą i potrafią wykorzystać potencjał tkwiący w pracownikach po 55. czy 60. roku życia. – A wystarczy ich przesunąć na inne stanowisko, umożliwić im pracę w niestandardowych godzinach lub w domu albo zatrudnić na pół etatu – mówi prof. Marek Góra z warszawskiej SGH.
Na pewno trudniej będzie znaleźć pracę 50- czy 60-latkowi, który całe życie przepracował np. na budowie czy w kopalni. Dlatego eksperci podkreślają, że rząd musi wesprzeć zarówno pracowników, jak i pracodawców, modyfikując prawo i wspierając programy sukcesywnego kształcenia. – Musimy przyzwyczaić się do tego, że zawód będziemy zmieniać kilka razy w życiu – mówi Szukalski.
W wielu krajach OECD rządy wprowadziły wiele regulacji ułatwiających życie pracującym seniorom: np. we Francji osoby po 55. roku życia, jeśli pracują na pół etatu, dostają 50 proc. emerytury. W krajach, gdzie pracodawcy potrafią zarządzać wiekiem, współczynnik zatrudnienia osób po 55. roku życia jest znacznie wyższy niż w Polsce, np. w Szwecji jest to 70,5, a w Niemczech 57 proc. Dla porównania u nas w kraju wynosi on tylko 34 proc.
Ale nawet w Polsce są już firmy, które chcą zatrudniać pięćdziesięciolatków. Jedną z nich jest Ronic z Łodzi, firma zajmująca się dystrybucją naczyń kuchennych, w której 60 proc. to osoby po pięćdziesiątym roku życia. Firma wprowadziła elastyczny czas pracy, a osoby, które mają gorszy stan zdrowia, przesuwane są na inne stanowiska. Ułatwienia dla osób starszych są też w Ikei. Koncern wypłaca dodatkowe premie osobom, które przepracowały w firmie 10, 15 lub 20 lat. Dofinansowuje im też leczenie i daje zniżki na zakupy w sieci sklepów. Poza tym zatrudnia je w niepełnym wymiarze godzin. Co ciekawe, z doświadczeń zachodnich firm, które programy 50 plus zaczęły wprowadzać kilka lat temu, wynika, że koszty takich przedsiębiorstw wbrew pozorom spadają. Tak było m.in. w sieci BBQ oferującej artykuły do domu i ogrodu, a także belgijskiej firmie Daikin.
Profesor Maciej Góra, który od lat analizuje zmiany zachodzące na polskim rynku pracy, uważa, że takich firm będzie coraz więcej. – Obyśmy tylko chcieli pracować, bo jak na razie to większość z Polaków marzy o emeryturze i przechodzi na nią jak najwcześniej – mówi. I ma nadzieję, że do dłuższej pracy zachęci nas nie tylko ustawa, ale przede wszystkim zmiana wyliczania emerytur, promująca tych, którzy na emeryturę przejdą później.
Demografia zmieni rynek pracy na przyjaźniejszy dla seniorów
Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego
Twierdzi pan, że za 20 – 30 lat sześćdziesięciolatkowie nie będą mieli problemów ze znalezieniem pracy. Kiedy będziemy mogli dostrzec pierwsze zmiany na mało przyjaznym dziś dla seniorów rynku?
Zmiany, będące efektem demografii, będzie można zobaczyć dopiero ok. 2015 roku, gdy zacznie się zmniejszać liczba osób w wieku produkcyjnym. Do tego czasu popyt na osoby po 55. roku życia raczej nie będzie rósł. Sytuacja może ulec zmianie, jeżeli Polska wejdzie na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego. Wtedy miejsc pracy będzie przybywać, a więc potrzebne będą też osoby starsze. Tak było już przecież w latach 2007 – 2008, gdy polskie firmy nie robiły problemów przy zatrudnianiu osób 50 plus.
A jeżeli czeka nas spowolnienie gospodarcze? Jak mają poradzić sobie ludzie, którzy już od 2013 roku mogliby pójść na emeryturę, ale będą musieli pracować dłużej?
Nie demonizujmy, bo to „dłużej” oznacza 4 miesiące. Dopiero od 2020 roku mężczyźni będą pracować o dwa lata dłużej, czyli do 67. roku życia. Wtedy już będzie działać demografia. Żeby pomóc tym, którzy przed 2015 będą stopniowo wydłużać swój czas aktywności zawodowej, należałoby znieść czteroletni okres ochronny. Wtedy firmy nie będą zwalniać na cztery lata przed emeryturą.
Wielu pracodawców uważa, że starsi są mniej wydajnymi pracownikami niż młodzi.
To zależy, w jakich zawodach. Wiadomo, że np. murarz czy zbrojarz, który do wykonywania swojej pracy potrzebuje siły fizycznej, będzie pracował wolniej niż trzydziestolatek. Ale z drugiej strony pracodawca mógłby go zatrudnić jako instruktora młodszych pracowników czy osobę kontrolującą pracę. Z badań wynika też, że osobom po 50. czy 60. roku obniża się zdolność szybkiego reagowania. Sześćdziesięciolatek nie będzie więc tak dobrym maklerem giełdowym czy kontrolerem lotów jak trzydziesto- czy czterdziestolatek. Ale np. w usługach, a także w zawodach, gdzie pracuje się intelektem, wiek nie ma większego znaczenia.
To co mają zrobić ludzie, którzy wykonują zawód wymagający dużej siły fizycznej i wiedzą, że za 20 czy 30 lat nie będą w stanie robić tego co dzisiaj?
Niestety, powinni pomyśleć nad zmianą profesji, nauczeniem się czegoś nowego. Murarz może iść na kurs obsługi wózków widłowych albo przejść szkolenie, które pozwoli mu pracować np. na produkcji w fabryce. To nie są szkolenia ani trudne, ani czasochłonne. Dziś nikomu nie chce się o takich rzeczach myśleć. 55-letnia kobieta nie uczy się obsługi komputera, bo wychodzi z założenia, że za pięć lat i tak przejdzie na emeryturę. Uważa, że nie opłaca się jej inwestować w siebie ani czasu, ani pieniędzy. To na pewno się zmieni.