Nauczyciele segregują i dyskryminują uczniów. Rodziców ignorują dyrektorzy szkół. To pierwsze wnioski z wizytacji, jaką w 2 tys. placówek oświatowych przeprowadzili przeszkoleni pracownicy kuratoriów.
Do końca 2015 roku wszystkie z 37 tys. szkół, bibliotek i ośrodków doskonalenia nauczycieli muszą być zbadane przez kuratoria. W ciągu dwóch lat udało im się ocenić sytuację w zaledwie 2 tys. placówek. Badania są finansowane ze środków UE. Przeznaczono na nie 64 mln zł. Tyle że pieniądze te nie trafią do szkół, które uzyskają najniższą ocenę. Beneficjentem środków jest Ośrodek Rozwoju Edukacji, a jego partnerami Uniwersytet Jagielloński (szkoli pracowników kuratoriów) i spółka Era Ewaluacji (zajmuje się kursami dla dyrektorów i nauczycieli).
Zadania kuratoriów oświaty / DGP

Rozbudowana ocena

Od dwóch lat pracownicy kuratoriów mają nowe zadania. Wynikają one z rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 7 października 2009 r. w sprawie nadzoru pedagogicznego (Dz.U. nr 168, poz. 1324). Na jego podstawie przeprowadzają w wytypowanych szkołach tzw. ewaluację (czyli zbierają i analizują informacje o efektach działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej placówek).
Do końca października 2011 r. kuratoria oświaty miały czas na przesłanie do resortu edukacji raportów z ostatniego roku szkolnego.
Ewaluacja jest przeprowadzana w czterech obszarach: efekty, procesy, środowisko i zarządzanie. Jednak tylko nieliczne szkoły są kontrolowane pod względem wszystkich (tzw. ewaluacja pełna). Placówki otrzymują oceny w skali od A do E. (A jest oceną bardzo dobrą).
– Szkoły ocenia się według 17 kryteriów. Do każdego jest przypisana ocena. Nie wyciąga się żadnych średnich – wyjaśnia Anna Garmulewicz-Polińska, dyrektor Wydziału Nadzoru Pedagogicznego w Łodzi.

Trudny nadzór

Z danych zebranych przez „DGP” wynika, że badania rzadko są przeprowadzane w szkołach całościowo, a tylko takie dają pełny obraz o placówce. Na przykład w poprzednim roku szkolnym w Lublinie skontrolowano 111 placówek, a tylko 23 z nich miały przeprowadzone całkowite ewaluacje.
Ponadto w pierwszym roku wprowadzenia obowiązku badania szkół (rok szkolny 2009/2010) pracownikom kuratoriów udało się przygotować raporty z zaledwie 244 placówek. W województwie łódzkim skontrolowano tylko 14.
– W warmińsko-mazurskim w pierwszym roku sprawdzono 16 szkół, z czego tylko cztery miały pełne badanie – mówi Ewa Klonowska, dyrektor Wydziału Ewaluacji i Kontroli Kuratorium Oświaty w Olsztynie.
Dodaje, że również w 2010/2011 r. na 89 szkół i placówek tylko 18 z nich miało całościowe badanie.
W roku szkolnym 2010/2011 kontroli było już zdecydowanie więcej, bo 1467. Z opóźnień tłumaczy się Ośrodek Rozwoju Edukacji (ORE).
– W 2012 roku będziemy mieli przeszkolonych 405 zespołów ewaluacyjnych z kuratorium, czyli łącznie 810 osób – mówi Joanna Berdzik, dyrektor ORE.
Przekonuje, że do 2015 r. badania powinny objąć 28 tys. placówek oświatowych.

Ignorowani uczniowie

Mimo niedostatków dotychczasowych kontroli płynące z nich wnioski są bardzo ciekawe. Na ich podstawie można ocenić, z jakimi problemami boryka się skontrolowana placówka.
Na przykład w sprawozdaniu Kuratorium Oświaty w Lublinie można wyczytać m.in., że placówki oświatowe nie przywiązują należytej wagi do inicjatyw zgłaszanych przez uczniów i uzasadnionego krytycyzmu przez nich w stosunku do działań szkoły czy poszczególnych nauczycieli.
W raporcie czytamy też, że postawy niektórych nauczycieli prowadzą do szufladkowania i segregowania uczniów oraz wręcz demotywują ich do nauki. Potwierdza to słabą jakość szkolenia nauczycieli w niektórych ośrodkach ich doskonalenia. Część z nich dostała ocenę C, czyli średnią.
Z raportów wynika również, że dyrektorzy szkół ignorują rodziców. Na przykład nie przywiązują wagi do upublicznienia informacji – nie wywieszają w widocznym miejscu i nie zamieszczają na stronach internetowych informacji o terminach zebrań z rodzicami. Ponadto szkoły nie powiadamiają ich o szczególnych celach dydaktycznych i wychowawczych.

Brak efektów

Szkoły rzadko jednak z wyników badań wyciągają jakiekolwiek wnioski. Co więcej przepisy nie zmuszają ich do wdrażania programów naprawczych. Tylko przy ocenie efektywności dyrektor placówki, która otrzyma najsłabszą ocenę, czyli E musi wdrożyć taki plan.
– Przepisy trzeba niezwłocznie zmienić, tak aby przy każdej negatywnej ocenie z poszczególnego badania ewaluacji szkoła musiała wdrażać program naprawczy – mówi dr Grzegorz Mazurkiewicz, koordynator projektu MEN ds. modernizacji nadzoru pedagogicznego.
Jako przykład podaje Szkocję. Tam zarówno samorządy, jak i szkoły analizują po fragmencie wyniki ewaluacji i wdrażają zmiany. W polskich szkołach wciąż jest inaczej.
– W pierwszym i drugim roku szkolnym nie wystawialiśmy negatywnych ocen, bo wybieraliśmy najlepsze szkoły, które otrzymywały wysokie noty. Obecnie natrafiamy już na szkoły słabsze i zaczynają się dantejskie sceny, bo pojawiają się negatywne wyniki – mówi Urszula Wojsław-Kozłowska, zastępca dyrektora Wydziału Nadzoru Pedagogicznego do spraw ewaluacji Kuratorium Oświaty w Kielcach.
Wskazuje, że dyrektorzy i nauczyciele obawiają się, że nie będą mieli szans poprawić złej oceny oraz że taką szkołę przestaną wybierać uczniowie. Co więcej również gmina na podstawie słabych wyników może odwołać dyrektora z zajmowanego stanowiska.
Zarządzający szkołami zabiegają więc o najwyższe oceny, ale już bezpośrednio po ich zakończeniu nie dokonują analizy ich wyników i nie wyciągają żadnych wniosków.
– Szkoły nie będą zamykane tylko dlatego, że mają słabe wyniki. Ewaluacja ma im pomóc w poprawieniu jakości kształcenia, a wyniki badania mają być dla nich materiałem pomocniczym – mówi dr Grzegorz Mazurkiewicz.
Przyznaje, że powinien niezwłocznie być uruchomiony kolejny projekt, który wspomagałby te szkoły, które zostały słabo ocenione.

Placówki bez kasy

Skontrolowane placówki nie mają co liczyć na pieniądze unijne na poprawę jakości kształcenia. Musi im wystarczyć jeden procent odpisu z otrzymanej subwencji na doskonalenie nauczycieli.
– Szkoły po otrzymaniu raportu z wyników badań powinny same zadbać o poprawę jakości nauki w ramach posiadanych środków – mówi Joanna Berdzik.
Dodaje, że kuratoria wciąż nie są przygotowane do przyznawania szkołom negatywnych ocen. Muszą więc nauczyć się bycia bardziej krytycznymi wobec ocenianych placówek.
Kuratoria też mają zastrzeżenia do realizacji nowych zadań.
– Badania ewaluacyjne wykonujemy w ramach etatu i nie otrzymujemy za to nic z pieniędzy unijnych – mówi Andrzej Rafa, dyrektor wydziału strategii edukacyjnej z Kuratorium Oświaty w Katowicach.
Podkreśla, że z kuratoriów masowo odchodzą pracownicy, bo nie nadążają z pracą związaną z ewaluacją, którą wykonują po godzinach. Kuratorzy żalą się też, że podlegają ustawie o służbie cywilnej, a ta wciąż nie przewiduje rekompensaty finansowej za pracę w nadgodzinach.
Jeszcze bardziej krytyczne wobec tego projektu są oświatowe związki zawodowe.
– Nie ma narzędzi prawnych i skutecznych, aby wyniki tych badań były wdrażane przez dyrektorów szkół – mówi Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych.
Dodaje, że pieniądze z UE nie trafiają na poprawę jakości kształcenia w szkołach, tylko kolejny raz do firm szkoleniowych.
Krytycznych głosów nie brakuje ze strony samych dyrektorów szkół.
– Obniżono mi ocenę tylko za to, że mamy problemy finansowe i dwóch uczniów przypada na jeden komputer – mówi Alina Baranowska, dyrektor Technikum nr 3 w Bielsku Podlaskim.
Również ona uważa, że środki z UE powinny trafiać bezpośrednio do szkół, a nie do firm szkoleniowych. Według niej raport jest niczym innym jak papierologią, gdzie na poszczególnych stronach wnioski wzajemnie się wykluczają.
Dodatkowo pytano ją o efekty nauczania po 10 dniach od rozpoczęcia nauki. Dlatego zwłaszcza wśród słabo ocenianych szkół nie brakuje głosów krytyki. W tej szkole jedna z ocen cząstkowych była na najniższym poziomie – E.
Każdy z rodziców może sprawdzić jakość kształcenia w szkole, do której uczęszcza jego dziecko www.npseo.pl