Od przyszłego roku najniższe wynagrodzenie będzie musiało wzrosnąć co najmniej o 95,59 zł. Wyniesie wtedy 2345,59 zł. Wynegocjowanie ostatecznej kwoty z partnerami społecznymi będzie jednak trudne.
Przyszłoroczna minimalna pensja wzrośnie co najmniej o 4,25 proc. i będzie wynosić 2345,59 zł. Taką podwyżkę gwarantuje mechanizm przewidziany w ustawie z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2177). Kwota będzie punktem wyjścia dla rządu i partnerów społecznych, którzy negocjują ostateczną wysokość najniższej płacy w danym roku. Tegoroczne rozmowy nie będą jednak proste, bo każda ze stron inaczej ocenia potrzeby w zakresie wzrostu wynagrodzeń. Wiele wskazuje na to, że priorytetem nie będzie ustawowe minimum, lecz podwyżki pensji w sferze budżetowej.
Bez szaleństw
Różnica zdań w sprawie wzrostu najniższej płacy może być duża.
– Sądzę, że pracodawcy zaproponują kwotę zbliżoną do ustawowego minimum, czyli 100 zł, rząd będzie skłaniał się ku wzrostowi o 150 zł, a związki – o ok. 200 zł – mówi Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan.
Wskazuje, że zatrudniający zaakceptują podwyżkę nie większą niż łącznie wzrost wydajności pracy (3–3,5 proc.) i wskaźnik inflacji (1,5–2 proc.), czyli o ok. 5 proc.
– Rząd, który przecież nie wydaje swoich pieniędzy, w roku wyborczym zapewne będzie chciał przyjąć kwotę wyższą od ustawowego minimum. Związki zawodowe, chcąc uniknąć przelicytowania – co w przeszłości już się zdarzyło – prawdopodobnie zaproponują jeszcze wyższy wzrost – dodaje ekspert.
Przedstawiciele firm tradycyjnie podkreślają, że zbyt wysoka podwyżka może negatywnie wpłynąć na sytuację małych firm oraz pracodawców z regionów słabiej rozwiniętych gospodarczo (bo to oni przede wszystkim oferują najniższe pensje). Podkreślają, że trzeba też brać pod uwagę tendencje ekonomiczne.
– Obecna sytuacja gospodarcza jest dobra, ale prognozy na przyszłość są gorsze. Rząd musi liczyć się ze spowolnieniem, a to może wpłynąć na decyzje o wysokości płac. Już ten rok będzie słabszy od 2018 r., a prognozy na 2020 r. są jeszcze mniej optymistyczne – wskazuje Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Trudne rachunki
Inaczej kwestie te oceniają związkowcy. Dla nich priorytetem nie są liczby bezwzględne, lecz relacja płacy minimalnej do tej przeciętnej.
– Ustawa o minimalnym wynagrodzeniu oraz porozumienie w sprawie pakietu antykryzysowego zobowiązują rządzących do działań, które spowodują, że minimalne wynagrodzenie osiągnie poziom połowy przeciętnego. W 2017 r. to pierwsze stanowiło 46,8 proc. średniej płacy. W 2018 r. już tylko 45,8 proc. – tłumaczy Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Podkreśla, że według prognoz w 2019 r. relacja ta miała wynieść 47,2 proc.
– Ale wiele wskazuje na to, że poziom ten nie zostanie osiągnięty. Nie przybliżamy się do pułapu połowy przeciętnej płacy – dodaje.
Ten sam argument podnoszą też inne związki.
– Od lat przedstawiamy projekt zmiany mechanizmu ustalania minimalnej pensji, który zapewniłby jej szybszy wzrost w razie wysokiego wzrostu PKB. Liczę na to, że centralom związkowym uda się ustalić wspólne stanowisko w sprawie podwyżek – wskazuje Marek Lewandowski, rzecznik prasowy komisji krajowej NSZZ „Solidarność”.
Wiele frontów
Podkreśla, że w trakcie negocjacji na pewno poruszana będzie kwestia wzrostu płac w sektorze finansów publicznych.
– Nie odpuścimy tej sprawy. W szczególności trzeba opracować siatkę płac w całym sektorze, tak aby podwyżki nie trafiały tylko do jednostek z najsilniejszych działów całej budżetówki lub podległych najlepiej umocowanym ministrom – dodaje rzecznik Solidarności.
Wiele wskazuje, że to właśnie ta kwestia – a nie wysokość minimalnej pensji – zdominuje negocjacje płacowe z rządem. Przemawia za tym m.in. częstotliwość i skala ostatnich protestów różnych grup zawodowych zatrudnionych w sektorze publicznym.
– Widoczna jest determinacja strony związkowej w tej kwestii. Wysokość płac w sferze budżetowej może stać się priorytetem w rozmowach z rządem – podsumowuje Łukasz Kozłowski.
Negocjacje w praktyce mogą trwać całe lato. Jeśli nie dojdzie do porozumienia, wysokość przyszłorocznej minimalnej płacy samodzielnie ustali rząd (ma na to czas do 15 września).