Dziś może zapaść decyzja, czy Unia Europejska przyjmie przepisy sankcjonujące wykorzystywanie pracowników i zanieczyszczanie środowiska przez biznes. Dla firm oznaczałoby to dodatkowe obowiązki i koszty.

Gdy w grudniu 2023 r. udało się w końcu po długich i trudnych negocjacjach uzgodnić między Komisją Europejską, Parlamentem Europejskim i Radą Europejską treść dyrektywy w sprawie należytej staranności przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju (CSDDD), jej przyjęcie wydawało się już formalnością.

– To prawo jest historycznym przełomem. Firmy poniosą odpowiedzialność za nadużycia w swoim łańcuchu wartości i odbywa się to w 10 lat po tragedii w Rana Plaza (katastrofa budowlana szwalni w Bangladeszu, w której szyto ubrania dla europejskich firm, a w której zginęło ponad tysiąc osób – red.) – mówiła Lara Wolters, holenderska europosłanka, która prowadziła negocjacje w imieniu PE.

Jednak tuż przed metą dyrektywa, przeciwko której zamierzała początkowo głosować jedynie Szwecja, straciła poparcie Niemiec, Francji, Włoch.

– Tych państw może być więcej, tylko nie wszystkie zdecydowały się głośno o tym powiedzieć. To wielka szkoda, ponieważ wydawało się, że będziemy mieć silny instrument zobowiązujący przedsiębiorstwa, aby starały się, by nie dochodziło do łamania prawa człowieka i zanieczyszczenia środowiska. W dyrektywie chodzi o to, aby praca przymusowa, praca dzieci, zatruwanie środowiska nie były elementem budowania przewagi konkurencyjnej, nie tylko samej firmy, lecz także jej kontrahentów czy dostawców – wyjaśnia Bartosz Kwiatkowski, dyrektor polskiego oddziału międzynarodowej organizacji prawników Frank Bold.

Ochrona pracowników i środowiska

Bartosz Kwiatkowski przypomina, że mamy regulacje, które narzucają na firmy taką odpowiedzialność, a wiele polskich spółek w swoich raportach niefinansowych twierdzi, że wprowadziły znacznie dalej idące procedury niż proponowane w dyrektywie. Te regulacje to wytyczne ONZ i OECD, dyrektywa o sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju (CSRD) i Taksonomia, ale tam nie ma kar, gdy ktoś nie spełnia tych standardów. W przypadku Taksonomii sankcją może być utrata zielonego finansowania. Dyrektywa CSDDD poszła dużo dalej. Nakłada na firmy odpowiedzialność prawną, jeśli nie wdrożą procedur identyfikujących ryzyka powstania negatywnego wpływu firmy na środowisko lub prawa człowieka, w tym prawa pracownicze, w swoim otoczeniu biznesowym i nie podejmą działań mających im zapobiec lub je zminimalizować.

– Dyrektywa ma chronić pracowników przed takimi nadużyciami, jak nieprzestrzeganie czasu pracy, zasad bezpieczeństwa, nieterminowe wypłacanie wynagrodzeń czy praca przymusowa – mówi Beata Faracik, prezeska zarządu Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu.

Zgodnie z projektem CSDDD ma objąć swoim bezpośrednim zasięgiem firmy zatrudniające ponad 500 osób i osiągające roczne obroty na poziomie od 150 mln euro. Chyba że działają w sektorze tekstyliów, rolnictwie, produkcji żywności, handlu surowcami mineralnymi czy budownictwie, wtedy próg ma wynosić 250 pracowników i 40 mln euro obrotu, jeśli przynajmniej 20 mln euro wygeneruje któraś ze wspomnianych wyżej branż. Pośrednio natomiast dyrektywa objęłaby wszystkie firmy, które z nimi współpracują. Bo jeśli duże przedsiębiorstwo zostanie zobowiązane do sprawdzenia swoich dostawców, to jeśli oni nie będą przestrzegać praw pracowników, wówczas dyrektywa przewiduje wprowadzenie planu korekcyjnego, a gdy kontrahent nie zmieni swojego postępowania – utratę kontraktu. Duże firmy, bezpośrednio objęte dyrektywą, do bycia żandarmem mają mobilizować kary finansowe (do 5 proc. rocznego obrotu), utrata możliwości korzystania z pomocy publicznej czy zakaz brania udziału w przetargach na realizację zamówień publicznych. Projekt przewiduje, że każdy kraj członkowski powoła instytucję, która będzie weryfikowała przestrzeganie tych przepisów.

– Przyjęcie tej dyrektywy przyniesie korzyść nie tylko pracownikom, lecz także pracodawcom, którzy szanują swoich pracowników i środowisko. Dziś muszą walczyć z nieuczciwą konkurencją firm, które nie liczą się z tymi dobrami i dzięki temu oferują swoje produkty taniej. Stąd liczne apele stowarzyszeń i organizacji biznesu, w tym zrzeszających MŚP (np. włoska CNA), ale i dużych korporacji, jak Ferrero, Maersk, Danfoss czy Mars Wringley, Mondelez, które i bez tego będą oczekiwać od swoich partnerów odpowiednich standardów. Tyle że bez CSDDD będą to tysiące różnych kwestionariuszy zamiast jednego – mówi Beata Faracik.

Niemcy u siebie mają, a w UE nie chcą

Przyjęcie dyrektywy popiera Ukraina, której przedstawiciele chcieliby, aby firmy, które zajmą się odbudową ich kraju, nie wykorzystywały często bardzo trudnej sytuacji Ukraińców. Co ciekawe, jednym z krajów, które mają już swoje przepisy o należytej staranności w łańcuchu dostaw, zbliżone do zapisów dyrektywy CSDDD, są Niemcy. Już dziś polskie firmy współpracujące z dużymi niemieckimi przedsiębiorstwami dostają 400-punktowe ankiety, na podstawie których niemiecka firma ocenia, czy polski kontrahent przestrzega np. prawa pracy. Tym większym zaskoczeniem była zapowiedź niemieckiego rządu wstrzymania się od głosowania nad przyjęciem treści dyrektywy w Radzie Europejskiej.

– Koalicjant kanclerza Niemiec, partia FDP, nie godzi się na przyjęcie dyrektywy, tłumacząc to zbyt dużymi obciążeniami zwłaszcza dla mniejszych firm, które pośrednio zostałyby nią objęte. Z kolei Francuzi zaproponowali teraz, żeby próg, określający liczbę pracowników, decydujący o objęciu regulacjami, podnieść z 500 do 5000 zatrudnionych, co drastycznie, bo o 86 proc., zmniejszyłoby liczbę firm objętych CSDDD. Włosi próbują uzależnić swoje poparcie w Radzie UE od ustępstw w sprawie dyrektywy opakowaniowej – wyjaśnia Beata Faracik.

Polska jest „za”

Popierający przyjęcie dyrektywy mają nadzieję, że prezydencji belgijskiej uda się jednak zebrać kwalifikowaną większość i że podczas zaczynającego się dzisiaj posiedzenia Rady ds. Konkurencyjności dyrektywa zostanie przyjęta. Co pozwoliłoby na jej przyjęcie przez PE tej kadencji i wejście w życie. Jeśli to się nie uda, nie wiadomo, czy i kiedy wróci temat.

– To bardzo smutne, że ta część biznesu, która jest jej przeciwna, ma takie przełożenie na unijne instytucje. Obserwowaliśmy przez cały czas negocjacji silny lobbing przedsiębiorców, by przepisy dyrektywy objęły jak najmniej firm i żeby nie były dla nich zbyt ostre, ale nie spodziewaliśmy się, że może się to skończyć nieprzyjęciem dyrektywy. Niepokoi nas to – mówi Alfred Bujara, przewodniczący Sekcji Krajowej Pracowników Handlu NSZZ „Solidarność”.

Dyrektywa ma poparcie polskiego rządu.

– Z otwartymi ramionami witam regulację, która łączy przestrzeganie praw człowieka z ochroną klimatu. Zdajemy sobie sprawę, że bez włączenia prywatnych przedsiębiorstw nie uda nam się osiągnąć stawianych celów – mówiła na konferencji poświęconej wdrażaniu CSDDD Zuzanna Rudzińska-Bluszcz, wiceminister sprawiedliwości.

Wywołany przez panią minister polski biznes prosił o czas i szkolenia edukujące, jak wdrażać i stosować dyrektywę.

– Chodzi o to, żeby nie była zaimplementowana do naszego porządku prawnego na ostatnią chwilę. Bardzo ważne jest dla nas, żeby organ, który będzie nadzorował jej wykonanie przez przedsiębiorców, zdążył przeszkolić swoich pracowników, bo będzie on miał bardzo poważne uprawnienia do ingerowania w prowadzenie biznesu. Apelujemy o dialog i wyrozumiałość w pierwszym okresie obowiązywania dyrektywy. Niech to będzie czas edukowania przedsiębiorców, a dopiero w następnym etapie przyszedłby czas egzekwowania – wyraził oczekiwania biznesu Piotr Kowalik z polskiego biura kancelarii Eversheds Sutherland. ©℗

ikona lupy />
Stan przestrzegania praw człowieka w miejscu pracy w Europie / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe