Ppłk Grzegorz Marcińczak: Ci, którzy są rozczarowani służbą w wojsku, zarzucają nam wczesną pobudkę, złe wyżywienie, w tym brak kakao, i zbyt duży wysiłek fizyczny. Dajemy szanse na służbę w armii zawodowej, ale później jesteśmy wymagającym pracodawcą.

Ustawa o obronie ojczyzny zmieniła m.in. struktury administracyjne wojska. Czy poza zmianą nazwy z „wojskowej komendy uzupełnień” na „wojskowe centrum rekrutacyjne” (WCR) coś się jeszcze zmieniło?
ikona lupy />
ppłk Grzegorz Marcińczak, szef Wojskowego Centrum Rekrutacji Warszawa-Śródmieście / Dziennik Gazeta Prawna / fot. Wojtek Górski

Tak. Z takim jednak zastrzeżeniem, że cel naszego działania pozostał ten sam, czyli nadal jesteśmy terenowymi organami wykonawczymi ministra obrony narodowej. Zajmujemy się rekrutacją oraz sprawami operacyjno-obronnymi. Z pewnością wskutek wejścia w życie ustawy o obronie Ojczyzny zmieniła się nasza nazwa, ale też procedury związane z naborem kandydatów. Wszystko u nas można teraz załatwić dużo szybciej, nawet w ciągu jednego dnia.

Przy okazji tych zmian wojskowe centra rekrutacji nie są już m.in. w korpusie służby cywilnej. Dlaczego?

Zmieniamy się. Od tego roku pracownicy cywilni resortu obrony narodowej, którzy mają co najmniej wykształcenie średnie i są na stanowisku referenta lub starszego referenta, mogą przejść do korpusu podoficerów. Dodatkowo, jako szef wojskowego centrum rekrutacji, mogę wystąpić do ministra o zamianę stanowiska cywilnego przewidzianego dla specjalisty po studiach wyższych na stanowisko wojskowe w korpusie oficerskim.

A wychodząc z korpusu służby cywilnej dla tych ludzi polepszyła się sytuacja finansowa?

Praktycznie ich zarobki pozostały na podobnym poziomie.

Zastanawiam się więc po co pracownicy WCR-rów zostali wyłączeni ze służby cywilnej….

Korpus służby cywilnej narzuca ograniczenia w zakresie naboru na stanowiska pracy, co nie występuje w zakresie naboru w ramach Ponadzakładowego Układu Zbiorowego Pracy dla Pracowników Wojskowych Jednostek Organizacyjnych Sfery Budżetowej.

Z pewnością poza korpusem służby cywilnej łatwiej jest zatrudniać osoby szukające u państwa pracy?

Tak, procedury mamy uproszczone. Nabór na pracowników resortu obrony narodowej jest naborem szerszym i bardziej przyjaznym dla pracowników. Łatwiej jest dzięki temu pozyskać pracownika do WCR.

Czyli tzw. swoich też można bez zbędnych formalności przyjąć do pracy, a służba cywilna trochę to komplikowała?

Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem, gdyż w dalszym ciągu przeprowadzamy konkursy na wolne stanowiska. Nabór wciąż jest jawny i transparentny. Te jednak nie są już tak sformalizowane. Poszukujemy potencjalnych pracowników za pośrednictwem urzędów pracy, zamieszczamy ogłoszenia o naborze w mediach i na portalach ogólnodostępnych dla wszystkich. Obecnie zamieściliśmy ogłoszenie, że poszukujemy specjalisty w wydziale rekrutacji i promocji w Mazowieckim Ośrodku CWCR.

Za poprzedniej ekipy rządowej bardzo zabiegano, aby w całym resorcie stanowiska wojskowe zmieniać na cywilne. Panowało takie przekonanie, że żołnierz ma być w terenie, a nie za biurkiem. A tu widzę, że polityka się zmieniła…

To był potworny błąd, który był pewnie wymuszony oszczędnościami. Każdy kandydat, który chcę wstąpić do wojska woli rozmawiać z żołnierzem niż z cywilem. Tym bardziej, że interesuje go wszystko począwszy od jadłospisu w jednostce wojskowej, a kończąc na warunkach panujących na poligonie. Mamy rozbudowany system bonusów do służby tzw. socjal i tu też jest mnóstwo szczegółowych pytań od kandydatów na które jest wstanie odpowiedzieć tylko mundurowy.

Ten pracownik cywilny jeśli założy mundur, to poza wyższym uposażeniem niewiele się u niego zmieni. Nadal będzie przychodził do pracy, jak urzędnik.

Niekoniecznie. Warto zaznaczyć, że aby zostać żołnierzem zawodowym trzeba przejść szkolenie podstawowe zakończone złożeniem przysięgi wojskowej. Pracownik musi nabyć umiejętności strzeleckie, taktyczne, udzielania pierwszej pomocy. Ponadto, pracownik winien ukończyć stosowne kursy i szkolenia dedykowane do korpusu – podoficerów i oficerów.

Czy każdego dnia żołnierze chodzą w pracy w mundurze, bo kiedyś nie było to normą?

Tak, obecnie wszyscy wojskowi mają obowiązek nosić mundur podczas służby i to nawet jeśli są to zadania administracyjne.

A czy zdarzało się, że kandydat nie chciał rozmawiać z pracownikiem cywilnym?

Tak. Często kandydaci proszą o rozmowę z żołnierzem, który nie tylko zna przepisy, ale wie jak wygląda służba w praktyce.

O co jeszcze pytają kandydaci do armii?

Niemal o wszystko. Na przykład jak wygląda pobudka, capstrzyk (sygnał wojskowy informujący o zakończeniu zajęć – red.), a także co dajemy do jedzenia w jednostkach wojskowych.

A obecnie czym zajmują się podlegli panu pułkownikowi ludzie?

Zajmujemy się uzupełnianiem braków kadrowych w jednostkach wojskowych i rekrutujemy do dobrowolnej, zawodowej oraz terytorialnej służby wojskowej oraz terytorialnej służby wojskowej. Angażujemy się w działalność poza WCR – jesteśmy obecni na piknikach, różnego rodzaju imprezach w terenie, w plenerze, gdzie promujemy różne rodzaje służby wojskowej. Zajmujemy się też bieżącymi badaniami psychologicznymi dla kandydatów. Dodatkowo musimy też uzupełniać jednostki na czas wojny. Szukamy specjalistów i nadajemy im przydziały mobilizacyjne. Tu też musimy dbać o to, aby zamiast kucharza do kuchni na poligonie nie wysłać kierowcy. Naszą rolą jest sprawdzanie przydatności tego rezerwisty. Wszystko obecnie mamy zinformatyzowane, skatalogowane poprzez określone numery danych specjalności.

Czy podejście do rezerwistów i kandydatów się zmieniło, czy jest tak jak 20 lat temu. Sam pamiętam, jak mnie chłodno potraktowano w WKU Oświęcim, kiedy przyniosłem zaświadczenie ze studiuję i trzeba mnie odroczyć…

Wszędzie staramy się być otwarci na kandydatów. Staramy się im dobrze doradzić, jaki rodzaj służby wybrać. Stolica jest specyficzna. Z pewnością inaczej praca wygląda w WCR w Oświęcimiu, gdzie chętnych jest więcej. Najlepszym miejscem do szukania kandydatów jest Warmia i Mazury. Tam jest największe zainteresowanie służbą. Minister Terenowym Organom Wykonawczym postawił za zadanie na 2023r., że mamy pozyskać 25 tys. ochotników do służby wojskowej. Oczywiście cel osiągnięcia 300 tys. naszej armii jest rozłożony na lata, to proces kompleksowy. Na przykład w tym roku miałem pozyskać 150 kandydatów do dobrowolnej służby wojskowej. Ten stan osiągnęliśmy już w czerwcu. Obecnie mam wydanych 240 decyzji dla kandydatów i się nie zatrzymujemy. Aktualnie w tzw. szyku w całej Polsce mamy ponad 16 tys. żołnierzy dobrowolnej służby wojskowej.

Przychodząc tu do pana pułkownika myślałem, że zastanę długą kolejkę ochotników sięgającą aż poza budynek WCR, a tu hula przysłowiowy wiat…

W ciągu jednego tygodnia powołujemy około 20 kandydatów. Dodatkowo jeśli wśród nich są kobiety, które m.in. poza specjalnościami medycznymi nie stają na kwalifikacji wojskowej to musimy je przebadać na miejscu. Kandydaci najczęściej umawiają się przez portal internetowy pod nazwą: zostań żołnierzem. Niektórzy przychodzą z ulicy. Nikogo nie odprawiamy z kwitkiem. Jeśli przyszedłby pan do nas na godzinę 8 to wtedy zawsze jest kolejka, bo o tej porze każdego dnia przyjmuje psycholog, który sprawdza, czy kandydat nadaje się do armii. W poniedziałki pracujemy do godziny 18 i w tym dniu dodatkowo organizujemy kwalifikację wojskową dla tych, którzy wcześniej nie byli nią objęci. W jej trakcie określamy kwalifikacje zdrowia.

Czyli mam rozumieć, że jest zmiana jakościowa kandydatów do armii?

Tak i to bardzo. Staramy się pomóc każdemu kandydatowi.

Mój znajomy żołnierz zawodowy z Pomorza mówi, że do jego jednostki przyjmują teraz wszystkich jak leci. Nie ubliżając nikomu, czy to z wadą wzroku, słabym słuchem itp….

W czasach obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej szansę na służbę w armii nie mieli np. ci którzy posiadali braki w uzębieniu, a teraz ją mają. Wymagania zdrowotne są mniejsze, bo zostały urealnione. Ludzi można odchudzić, zęby wyleczyć. Kandydaci do wojska są przedstawicielami naszego społeczeństwa.

A obecnie nawet tatuaż nie jest problemem…

Świat się zmienia, ale tatuaż jeśli jest w widocznym miejscu i jest szpecący, to może być przeszkodą do służby w armii. To mnie jednak tak nie martwi, jak inne kwestie.

Jakie?

Styl życia, żywienia. Do tego rodzice nagminnie zwalniają swoje dzieci z wychowania fizycznego.

I dlatego po przejściu rozmowy z psychologiem kandydat przez rok może służyć w armii i otrzymać uposażenie bez testów sprawnościowych….

Formalnie tak. O tym jednak już decydują dowódcy, którzy mogą po tym okresie wybranym żołnierzom zaproponować karierę zawodową w armii. Wtedy już mamy do czynienia z testami sprawnościowymi.

Ile osób przechodzi przez testy psychologiczne?

Około 95 proc. kandydatów.

Na jakie ułatwienia może jeszcze liczyć kandydat?

Sami sprawdzamy kandydatów w Krajowym Rejestrze Karnym. W tym celu mamy dostęp do tych systemów. Wszystkie niezbędne formalności są po naszej stronie.

Trochę rozleniwiacie tych kandydatów…

Obecnie wszyscy są zabiegani. Część osób pracuje i chcemy im ułatwić proces rekrutacji.

Czy po dobrowolnej służbie wojskowej dużo osób trafia do zawodowej armii?

Co trzeci żołnierz trafia do armii zawodowej. Oczywiście wszystko zależy od dowódcy i tego, czy ten kandydat już do zawodowej służby zaliczy ćwiczenia sprawnościowe. Dodatkowo musi być zapotrzebowanie na danym stanowisku. Mamy dużo chętnych i często zamieniane są tzw. stanowiska z czasu „W”, czyli wojny na czas „P”, czyli pokoju. Mamy pieniądze, aby takie zmiany robić. Wtedy automatycznie potrzebujemy mniej rezerw.

Ostatnio było głośno, że do 200 tys. rezerwistów będzie musiało trafić na ćwiczenia. Czy zdarzają się odwołania od takich powołań?

Tak, ale ok. 70 proc. w podległym mi WCR bez żadnych sprzeciwów stosuje się do tych decyzji. Część się odwołuje, jeśli są ku temu przesłanki ustawowe. Resort obrony widzi jednak potrzebę, aby tych ćwiczeń było więcej i cyklicznie nie dłużej niż siedem dni. W tym celu będą dokonywane stosowne zmiany w prawie.

Zdarza się, że osoby, które są wzywane na ćwiczenia, nie czują się tam potrzebne. Na dodatek pozwala się im wystrzelić tylko pięć naboi….

Wszystko zależy od rodzaju i formy ćwiczeń. Obecnie ćwiczenia są bardzo rzetelne i przygotowują rezerwistów do nowych systemów, które wprowadzamy na wyposażenie. Jeśli ktoś wystrzelił pięć naboi, to najwidoczniej takie były potrzeby. Każde ćwiczenia mają jakiś cel. Wszystko zależy od poszczególnych jednostek wojskowych.

Czy dużo powołujecie kandydatów w porównaniu do poprzednich lat?

Tak, bardzo dużo – w stosunku do poprzedniego roku zwiększyliśmy liczbę prawie o 100 proc. Mamy też inne zadania – jesteśmy jednym z największych WCR-ów w Polsce.

Czy jeśli nasz kraj byłby w stanie wojny, to rezerwiści uciekaliby z kraju, jak Rosjanie przed tym obowiązkiem związanym z odwieszeniem obowiązkowej służby?

Nie. Pamiętam jak jeszcze służyłem w Ciechanowie w jednostce wojskowej w dniu inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. pod bramą pojawiło się 30 rezerwistów, którzy chcieli dobrowolnie służyć. Co więcej w tym czasie bardzo dużo ochotników zaczęło się zgłaszać m.in. do wojsk obrony terytorialnej. Proszę zwrócić uwagę, ile od tego czasu wybudowano strzelnic. Młodzi ludzie potrafią nawet kilkaset złotych płacić za dzień strzelania.

W armii musi być jednak ten dryl, rozkazy i podległość. Jak to młode pokolenie radzi sobie na tej płaszczyźnie?

Zdarza nam się, że kandydaci przychodzą do nas z rodzicami. Często jest też tak, że to opiekunowie chcą, aby ich dziecko było wojskowym. Mają nadzieję, że my zmienimy ich dziecko. Tacy kandydaci jednak u nas najczęściej odpadają. Rodzice na siłę chcą zrobić z podopiecznego żołnierza, a on np. chcę być malarzem. Mają nadzieje, że wojsko ich ukształtuje. Ci opiekunowie za swoje dzieci próbują wypełniać dokumenty. Mieliśmy też kandydata na stanowisko do pracy, który również przyszedł na rozmowę z mamą. Otrzymujemy też listy od matek, które proszą o powołanie do służby obowiązkowej, aby zrobić z jego dziecka mężczyznę.

Szkoły średnie często sięgają po rozwiązanie polegające na tworzeniu klas mundurowych, w tym wojskowych. Czy ci uczniowie mają rzeczywiście szanse na służbę w armii zawodowej?

Tak. Z tego tytułu mają dodatkowe punkty podczas rekrutacji. W jednym z liceów, o takim profilu, o jedno miejsce ubiega się aż ośmiu kandydatów. Co ciekawe, niemal wszyscy po ukończeniu szkoły średniej trafiają do wojska. Szkoły oczywiście mają swoje bonusy finansowe. Uczniowie zaś dodatkowo mają skróconą dobrowolną służbę wojskową.

Czy w ramach promocji odwiedzacie warszawskie szkoły?

Dotychczas rzadko, jednak zamierzam to zmienić. Częściej otrzymujemy zaproszenie z placówek podwarszawskich.

Ile osób rozczarowuje się armią i jakie najczęściej powody podają w ankiecie?

Średnio jest ich od 7 do 10 proc. Główny zarzut, to zbyt wczesna pobudka. Studenci wojskowi też narzekają, że ci cywilni przychodzą na zajęcia na godzinę 10, a oni są budzeni o 5:40. Część narzeka na posiłek, w tym min., brak kakao oraz na duży wysiłek fizyczny. Rzeczywiście dajemy szanse na służbę w armii zawodowej, ale później też jesteśmy wymagającym pracodawcą poprzez to przysłowiowe dokręcenie śruby – celem wyrobienia nawyków żołnierza.

Ale tak z ręką na sercu, jak przychodzi do was kandydat do armii, to nie mówicie mu na wejściu, że na kakao w jednostce nie ma co liczyć?

Staramy się na początku nie zniechęcać kandydatów i szukamy dla niego pozytywów w byciu żołnierzem. Staramy się też być dyplomatyczni, bo dla wielu kandydatów może się okazać z czasem, że jednak armia to jest to czego szukali w życiu.

Kogo obecnie potrzebuje armia, a kto się najczęściej zgłasza?

Z pewnością potrzebujemy informatyków. Poszukujemy też lekarzy i kierowców z kat. C, D i E.

I przychodzą ci, których potrzebujecie?

Często potrzebny jest impuls. Czasami trzeba wyjść do tych ludzi. Sam internet nie wystarczy. Miałem kiedyś taką rozmowę z księdzem o poszukiwaniu kandydatów do armii. Ten w grudniu chodząc po kolędzie rozmawiał z młodymi ludźmi i informował ich o takiej możliwości. Efekt był taki, że z tej parafii zgłosiło się do mnie 30 kandydatów. Najważniejszy jest bezpośredni kontakt z kandydatem, który może być super żołnierzem.

Przy obecnym uposażeniu dla młodego żołnierza na poziomie sięgającym niespełna 5 tys. zł trudno będzie skompletować 300 tys. armię….

W Warszawie taka kwota może nie robić wrażenia, ale w mniejszych miejscowościach już tak. Z pewnością w kolejnych latach to uposażenie będzie wzrastało.

A jak jest z zajmowaniem nieruchomości i samochodów?

Świadczenia rzeczowe i osobiste nie są niczym wyjątkowym i są obecne w planach wszystkich państw posiadających armię. To są tylko plany mobilizacyjne. Co roku te plany podlegają weryfikacji i uaktualnieniu. Ten problem jednak zawsze się pojawia na początku stycznia kiedy weryfikujemy plany. Tak samo jak te 200 tys. żołnierzy rezerwy, którzy mogą być powołani na ćwiczenia. To wszystko wciąż jest na podobnym poziomie. Przekaz medialny często wprowadza obywateli w błąd. Swego czasu otrzymałem smsa, że żołnierzom zawodowym będą zabierać przywileje. Przekazałem tego smsa do służb, bo trafił też do innych mundurowych. Okazało się, że ten sms został wysłany z rosyjskiej bramki internetowej. ©℗

Rozmawiał Artur Radwan