Musimy myśleć o programowaniu jak o fundamentalnej umiejętności w XXI w. Porównałbym to do czytania, pisania, liczenia.

z Mironem Mironiukiem rozmawia Anna Wittenberg
ikona lupy />
Miron Mironiuk, założyciel Cosmose.AI, pomysłodawca programu „Programowanie = nasz drugi język” / Materiały prasowe / Fot. materiały prasowe

Mogę na początek to ja zadać pani pytanie?

Proszę bardzo.

Jaki jest dziś nadrzędny cel dla Polski? Taki, z którym wszyscy się zgadzają?

Myślę, że nie ma takiego.

Pełna zgoda. Kiedy byliśmy dziećmi, tym celem było wstąpienie do NATO, później do Unii Europejskiej. Gdy to się udało, nikt nie wyznaczył kolejnego.

Ale jakoś działamy.

Patrzę na to z perspektywy osoby, która prowadzi firmę. W skutecznym zarządzaniu podstawą jest obranie celu i upewnienie się, że każdy go zna. Skoro i ludzie, i firmy mają cele, państwo też powinno je mieć. Wierzę, że w naszym przypadku tym celem powinien być awans do grona dziesięciu najbogatszych krajów na świecie.

Dziś jesteśmy w okolicach 50.

To absurdalne, biorąc pod uwagę zasoby, które mamy. To nie diamenty, nie ropa, lecz kapitał intelektualny. Polska ma najlepszych programistów na świecie – tak mówią wyniki najważniejszego międzynarodowego konkursu informatycznego, w którym mamy tylko jeden medal mniej niż Stany Zjednoczone. Ale gdyby przeliczyć te medale na milion mieszkańców, to wygrywamy z nimi, ale też z Rosją, Chinami, Wielką Brytanią czy Francją. Dlatego mówię, że mamy szansę, jaka zdarza się raz na 120 lat. 120 lat temu, dzięki drugiej rewolucji przemysłowej – dzięki elektryczności, falom radiowym i silnikowi spalinowemu – Stany Zjednoczone wyprzedziły Wielką Brytanię i stały się najbogatszym krajem świata i do dzisiaj są na szczycie. Nie mogliśmy wówczas z tej szansy skorzystać, bo niepodległa Polska nie istniała. Dzisiaj, kiedy dzięki rozwojowi technologii mamy nowe rozdanie, nasz kraj siedzi przy tym stoliku i ma w ręku najlepsze karty. Ale mało na tym korzysta.

Korzystają właśnie ci najlepsi – robią karierę w międzynarodowych spółkach, jak Wojciech Zaremba w OpenAI.

Na takich sukcesach korzystają wszyscy, bo ludzie jak Wojtek są inspiracją. Poza tym jedna osoba na szczycie wciąga tam innych – wielu polskich programistów trafiło do OpenAI z jego rekomendacji. Ale rzeczywiście, na rewolucji technologicznej powinni skorzystać wszyscy. A to można osiągnąć przez edukację. W Polsce mamy ponad 18 tys. nauczycieli informatyki. Tylko 200, czyli nieco ponad 1 proc. z nich, jest częścią programu przygotowania do olimpiad. A i tak jesteśmy już najlepsi na świecie. Proszę sobie wyobrazić, co się wydarzy, jeżeli tę szansę dostaną wszyscy.

Co ma pan na myśli?

Musimy myśleć o programowaniu jak o fundamentalnej umiejętności w XXI w. Porównałbym to do czytania, pisania, liczenia. 200 lat temu tylko 10 proc. to potrafiło, dzisiaj potrafi to każdy ośmiolatek. Tak samo będzie z programowaniem. Pierwszy kraj, który to zrozumie, oczywiście na tym najbardziej skorzysta.

Ale już uczymy programowania. Nawet w podstawówce.

To ogromna zasługa pasjonatów – prof. Macieja Sysły, prof. Krzysztofa Diksa i prof. Jana Madeya. Niestety nauczanie programowania w szkołach podstawowych pozostaje fikcją, bo mniej niż co dziesiąty nauczyciel ma kompetencje, żeby programowania uczyć. I rozwiązanie tego problemu jest celem projektu „Programowanie = nasz drugi język”, z którym ruszyliśmy 1 września.

Na czym on polega?

Projekt rozpoczęliśmy od trzydniowego kursu dla nauczycieli klas IV–VI, który przygotowywał ich do nauczania programowania. W Polsce mamy bardzo dobrych, zaangażowanych nauczycieli. Problem w tym, że przy obecnych zarobkach pozostają w zawodzie tylko z pasji. Musimy im więc pomóc wykonywać dobrą robotę.

Co dalej?

Od 5 września nauczyciele ruszyli z programem dla dzieci w ramach lekcji informatyki. Zaczniemy od sprawdzenia predyspozycji uczniów, by móc później mierzyć rezultaty. Przez cały rok nauczyciele będą brać udział w zajęciach konsultacyjnych. W pierwszym semestrze – co tydzień, w drugim semestrze – co drugi tydzień. To strasznie ważne, żeby nauczycieli nie zostawić samych. Dostaną także stypendium ufundowane przez NASK. Musimy spojrzeć inaczej na to, jak nagradzamy nauczycieli. Znowu porównując do firmy – zależy mi na tym, żeby mieć jak najlepszych pracowników. Muszę więc zapłacić co najmniej tak samo dobrze jak konkurenci.

Czyli pomysł na naukę programowania sprowadza się głównie do szkolenia nauczycieli?

W pilotażu mamy około 100 nauczycieli i 7 tys. uczniów. To fantastyczna inwestycja, dużo lepsza niż bezpośrednie skierowanie działań do uczniów. Dajemy w ten sposób szansę wszystkim – zorganizowanie zajęć tylko dla chętnych albo tych, których namawiają rodzice, nie dałoby takiego efektu. Dzięki poprawie jakości lekcji informatyki wzrosną też szanse, że programowaniem zainteresują się dziewczyny. Dzisiaj stereotyp jest taki, że często wyłączają się z tych zajęć.

U mnie w szkole chłopcy grali w Quake’a, bo to było jedyne darmowe miejsce z komputerami połączonymi w sieć. Ja czytałam w tym czasie książki.

Naszej firmie w Polsce bardzo trudno jest dziś zatrudnić programistkę, pomimo bardzo dużych starań w tym kierunku. Mam nadzieję, że to się za jakiś czas zmieni. Ale o dziewczyny trzeba zadbać także dlatego, że w przyszłości wiele zawodów wykonywanych tradycyjnie przez kobiety będzie wymagać umiejętności informatycznych.

Nie każdy musi być programistą. Dlaczego kładzie pan taki nacisk na powszechną naukę w tym kierunku?

Programowanie to tak naprawdę sztuka rozwiązywania problemów. W istocie każdy z nas jest więc programistą w codziennym życiu. Patrząc na problem, najpierw rozbijamy go na czynniki pierwsze. Później wymyślamy rozwiązanie dla każdego z tych czynników. Następnie budujemy to rozwiązanie i testujemy, czy ma sens. Aż wracamy do początku, usprawniając to, co zbudowaliśmy. Dzięki nauce programowania dzieci będą w stanie lepiej rozwiązywać problemy w jakiejkolwiek sferze w życiu. Te umiejętności będą potrzebne w każdym zawodzie, ale także w dalszej edukacji. My, dorośli, nauczyliśmy się tego samodzielnie, metodą prób i błędów. Natomiast uczniów dzięki lekcjom programowania chcemy już dziś wyposażyć w taką umiejętność.

Dlaczego zaczynacie od IV klasy?

Myślę, że im później dziecko zacznie zabawę z komputerem, tym lepiej. Mój syn ma dziś rok i nie planuję sadzać go przed ekranem przez dłuższy czas. Natomiast naukę programowania możemy podzielić na trzy główne etapy: I–III, IV–VI i VII–VIII. Na początku, czyli w klasach I–III, przygotowanie do programowania powinno być zabawą. Jeżeli uczeń skończy klasę III, powinien potrafić czytać ze zrozumieniem. Dopiero wtedy warto włączyć komputer. Klasy IV–VI to czas na programowanie blokowe, które tak naprawdę jest sztuką logicznego myślenia. Dopiero w kolejnych klasach VII–VIII powinno się zacząć to, co powszechnie rozumiemy pod hasłem programowania. Naszą hipotezą jest zresztą to, że byliśmy zbyt ambitni i chcieliśmy, żeby dzieci od razu uczyły się programowania tekstowego. Tyle że to trudne – sami nauczyciele często nie rozumieją dobrze podstaw.

Czy w przyszłości stypendia będą dostawać wszyscy informatycy, czy te stypendia będą tylko w pilotażu?

Nie wiemy tego jeszcze. Mam nadzieję, że z czasem pensje wszystkich nauczycieli wzrosną i takie stypendia nie będą potrzebne. Na tym etapie – ewidentnie są niezbędne, więc ujęliśmy je w modelu pilotażu.

Luka płacowa między nauczycielem a inną osobą z wyższym wykształceniem, specjalistą to co najmniej 1 tys. zł.

Sieć spożywcza płaci kasjerom 5 tys. zł brutto. Polska płaci początkującym nauczycielom 3690 zł. Oczywiście praca w supermarkecie nie jest lekka i powinna być odpowiednio wynagradzana. Ale nauczycielom musimy płacić tyle, by chcieli zostać w zawodzie. Jako rodzice powinniśmy o to zabiegać.

Obudził się pan pewnego dnia w Singapurze i pomyślał: polskie dzieci muszą programować?

Pomysł narodził się dosyć niedawno, trzy miesiące temu.

Dość krótka droga od pomysłu do realizacji.

Założyłem swoją firmę Cosmose.AI dziewięć lat temu, ale celowo unikałem mediów. Uważałem, że to za wcześnie. Kiedy osiągnąłem cel, jaki sobie postawiłem, stwierdziłem, że czas zacząć oddawać to, co dostałem.

Celem były 2 mld zł wyceny firmy?

Celem był miliard, ale faktycznie udało nam się osiągnąć 2 mld. Jeśli chodzi o projekt, zaczęło się od konferencji Impact’23 w Poznaniu, gdzie mówiłem, co jest naszą narodową supermocą. Nie planowałem wtedy jeszcze konkretnych działań, ale po występie zgłosiło się do mnie mnóstwo ludzi. Połowa komentowała: tak, tak jesteśmy fantastyczni i najmądrzejsi na świecie, ale w tym kraju nic się z tym nie uda, politycy w kółko się tylko kłócą. Druga połowa pytała: jak pomóc, co zrobić. I dla mnie to było motywacją, żeby wyjść z konkretnym rozwiązaniem.

Ile to wszystko kosztuje i kto za to płaci? I kto będzie płacił w przyszłości?

Program jest współfinansowany przez gminy, Cosmose.AI i InstaKod. Za stypendia dla nauczycieli, jak wspomniałem, płaci NASK.

A wy co będziecie z tego mieli?

To, że będziemy prowadzić firmę w kraju, który sobie świetnie radzi, i będziemy z tego bardzo dumni. Sam pochodzę ze zwyczajnej rodziny. Ciągle to powtarzam, ale myślę, że ten kontekst jest ważny. Mój tato były hydraulikiem, mama zajmowała się domem. Jestem tu, gdzie jestem, dzięki polskiej szkole i nauczycielom, którzy dostrzegli we mnie coś, czego ja sam nie widziałem, czego moi rodzice nawet nie widzieli. I dali mi szansę. Zależy mi na tym, żeby młode pokolenia dostały co najmniej taką samą szansę, jaką miałem 20 lat temu.

Bardzo wiele osób z naszego pokolenia jest w takiej samej sytuacji. Ja też wiele zawdzięczam polskiemu systemowi edukacji publicznej.

Pamiętam, że siedziałem w gimnazjum od rana do wieczora, codziennie brałem udział w zajęciach dodatkowych i moi rodzice za to nie zapłacili ani złotówki. To nie jest standard na świecie. Teraz mieszkam w Singapurze. Jeśli dziecko ma tu mieć szansę na sukces w życiu, przechodzi przez cały system edukacji prywatnie. To olbrzymi wydatek.

W branży tech mówi się, że jeśli coś jest za darmo, to opłatą są dane użytkowników. Czy w projekcie będą zbierane dane dzieci? Jeśli tak – kto będzie miał do nich dostęp i do czego posłużą?

Przede wszystkim proszę pamiętać, że projekt, który realizujemy, nie jest darmowy – wszystkie koszty pokrywają gminy oraz Cosmose.AI, z kolei fundatorem stypendiów dla nauczycieli jest NASK. Natomiast w ramach programu nie są pobierane żadne dane dzieci – nauczyciel wprowadza do systemu dowolny identyfikator ucznia, może to być przykładowo „ABC123”.

Jak stworzyć platformę do nauki kodowania dla kilku milionów uczniów? Państwu do tej pory się to nie udało.

Proszę pamiętać, że na razie jest to pilotaż. Nie zakładamy, że w przyszłości wszyscy uczniowie będą się uczyć z tej samej platformy. Jeżeli są w Polsce firmy, które oferują dobre rozwiązania, chcielibyśmy je przetestować, a potem włączyć do programu.

Jak pan sobie wyobraża model finansowania tego przedsięwzięcia?

Największym kosztem są stypendia dla nauczycieli, konieczne ze względu na strukturę wynagrodzeń tej grupy zawodowej. To pole do interwencji państwa – jeśli dogada się z nauczycielami, to pozostałe koszty nie są problemem. Myślę, że my i inni partnerzy komercyjni będziemy gotowi, żeby te koszty pokryć.

Czyli to coś na kształt programu bezpłatne podręczniki? Resort edukacji wykłada pieniądze, a szkoły zamawiają książki u wydawców. W interesie wydawnictw jest to, by zmieściły się w założonej przez ministerstwo kwocie.

To wydaje się właściwym rozwiązaniem. Na pewno nie może być tak, że w pewnym momencie ktoś zmieni zdanie i zabraknie finansowania.

Inicjatywę wsparł minister cyfryzacji. Ale za miesiąc wybory, sytuacja polityczna może się zmienić.

Wykonaliśmy bardzo dużo pracy, żeby obie strony polskiej sceny politycznej poparły nasz projekt. Nawet gminy w pilotażu wybraliśmy tak, by dobrze reprezentowały Polskę, jeżeli chodzi o demografię i wyborców. Zduńska Wola jest związana z Koalicją Obywatelską. Chełm – z PiS, Syców – burmistrz nie jest związany z żadną partią polityczną. Do projektu właśnie dołączyła Warszawa. Możemy się różnić w wielu kwestiach, ale polscy politycy rozumieją, że warto podpisać się pod celem, by wejść do „10” najbogatszych krajów na świecie.

Nie zaniedbuje pan teraz firmy?

Postanowiłem, że poświęcę na projekt 20 proc. swojego czasu. Ostatecznie najważniejsze, żeby moja firma cały czas rosła i odnosiła sukcesy, bo będę miał wtedy więcej pieniędzy na realizację takich działań. Kluczem będzie zbudowanie szerszej sieci osób i partnerów społecznych, którzy będą razem ze mną ten projekt skalować. Już po pierwszych miesiącach widzę, że ta sieć zaczyna działać. Jest masa ludzi, którym się chce i którzy wiedzą, jak stawiać projekty wyprzedzające świat – nie tylko w biznesie, ale właśnie społecznie. Dla mnie każdy z dni pracy nad tym projektem to olbrzymi zastrzyk nadziei. ©Ⓟ