- Będziemy dopominać się o obniżenie wieku emerytalnego i to nie tylko w resorcie zdrowia, ale również pracy. Tego zawodu nie da się praktykować przez całe życie bez konsekwencji dla zdrowia - Marcin Borowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.

Sejm przyjął na ostatnim posiedzeniu ustawę o zawodzie ratownika medycznego. Jak oceniacie państwo jej ostateczny kształt?
Najważniejsze, że po kilku latach dopominania się prace nabrały tempa. Przypomnę bowiem, że jej wprowadzenie było jednym z postulatów komitetu protestacyjnego ratowników medycznych, który zawiązał się pięć lat temu. Niestety Sejm odrzucił proponowane poprawki, w tym możliwość prowadzenia przez ratowników medycznych indywidualnych lub grupowych praktyk. Z kontekstu wypowiedzi niektórych parlamentarzystów wynika, że nie odróżniają oni indywidualnej praktyki od prowadzenia przez ratownika medycznego jednoosobowej działalności gospodarczej. To na pewno spory zawód dla naszego środowiska, tym bardziej że merytorycznie odrzucenie tego postulatu nie zostało wyjaśnione. Nie udało się również przeforsować zmiany wieku emerytalnego.
Dlaczego uważacie państwo, że ratownicy powinni przechodzić na emeryturę wcześniej?
Służby mundurowe podległe Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji czy Ministerstwu Obrony Narodowej mają prawo do wcześniejszej emerytury, a nie wydaje nam się, by obciążenie fizyczne czy psychiczne było w ich przypadku większe niż u nas. Przypomnę, że w przeważającej większości jeździmy w dwuosobowych zespołach, niejednokrotnie musimy nosić na krzesełkach czy noszach ciężkich pacjentów. Nierzadko zdarza się również, że jesteśmy atakowani - zarówno słownie, jak i fizycznie. To wszystko przekłada się na znaczące pogorszenie stanu naszego zdrowia - fizycznego i psychicznego. Jeżeli ktoś nie pracował w zespole ratownictwa medycznego lub w szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR), to tak naprawdę nie jest w stanie sobie wyobrazić, z czym się to wiąże. Natomiast przede wszystkim ja nie wyobrażam sobie siebie w wieku 65 lat znoszącego pacjenta z czwartego piętra. Po prostu nie da się praktykować tego zawodu na tym etapie życia, a przynajmniej nie bez poważnych konsekwencji dla zdrowia, co widać obecnie u naszych starszych kolegów. A należy wspomnieć, że ratownicy medyczni pracujący na zasadzie samozatrudnienia czy umowy zlecenia nie mają szans nawet na emeryturę pomostową w wieku 60 lat. To wszystko sprawia, że będziemy głośno dopominać się o obniżenie wieku emerytalnego i to nie tylko w resorcie zdrowia, ale również pracy, bo tam często jesteśmy odsyłani.
Udało się za to przeforsować wprowadzenie studiów magisterskich. To sukces?
ikona lupy />
Marcin Borowski, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych / Materiały prasowe
Studia magisterskie są naszym zdaniem konieczne, ale wyłącznie po to, by pełnić funkcje zarządcze czy kierownicze. Natomiast nie po to, by rozpocząć pracę jako ratownik medyczny. Jako związek zawodowy stoimy na stanowisku, że licencjat na uczelniach medycznych, które gwarantują odpowiedni poziom nauczania, w zupełności wystarcza, by wykształcić ratownika, który będzie w stanie skutecznie ratować życie.
W trakcie prac nad ustawą pojawił się wątek specjalizacji. Przedstawiciele niektórych środowisk podkreślali, że w ten sposób chcecie państwo „wejść w buty pielęgniarek” w szpitalach. Czy takie obawy mają podstawy?
Jesteśmy szkoleni do tego, by ratować ludzkie zdrowie i życie. Nasza obecność w oddziałach jest spowodowana wyłącznie dużym deficytem pielęgniarek - po prostu było na to zapotrzebowanie. Zresztą wielu z naszych kolegów, jeżeli chce ukończyć studia pielęgniarskie, to po prostu to robi, bo - nie ma co ukrywać - daje to większe możliwości, jeśli chodzi o zatrudnienie. Natomiast ratownik medyczny, jak sama nazwa wskazuje, jest od ratowania. Tymczasem na oddziałach jest go niewiele - raczej głównie opieka nad pacjentem i wykonywanie zaleceń lekarzy.
To w czym ratownicy powinni się specjalizować?
Kierunki specjalizacji powinny być określone przez konsultantów krajowych bądź towarzystwa naukowe i przede wszystkim wynikać z deficytów, które mamy w Systemie Państwowego Ratownictwa Medycznego. Jest coraz mniej zespołów specjalistycznych, a nasze uprawnienia obecnie są ograniczone. Dlatego specjalizacje powinny zapewniać przede wszystkim możliwość udzielenia maksymalnie skutecznej pomocy pacjentom, do których wyjeżdżamy. Oczywiście nie powinno to mieć miejsca tak jak ostatnio, poprzez automatyczne przyznanie wszystkim ratownikom uprawnienia do podania leków zwiotczających - to wymaga specjalistycznych kursów pod okiem fachowców i przede wszystkim wykonania kilkudziesięciu, a nawet kilkuset procedur.
A co z chirurgiczną asystą lekarza?
Trudno jednoznacznie powiedzieć, bo obecnie nie jest to precyzyjnie określone, np. w zakresie potrzebnego wykształcenia. Myślę, że docelowo jest to dobre rozwiązanie, bo SOR-y, o ile powinny przyjmować pacjentów jedynie w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego, o tyle obecnie niestety wielu trafia tam z powodu braku dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej oraz nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej. Nawet jeśli, tak jak jest ostatnio zapowiadane, na każdym SOR-ze pojawi się gabinet lekarza rodzinnego, to nie będzie on się zajmował np. zszyciem prostej rany czy unieruchomieniem kończyny, bo takiej pomocy udziela się w obszarach terapii zabiegowych SOR. Może rzeczywiście dzięki wprowadzeniu oprócz lekarzy ich chirurgicznych asystentów kolejka pacjentów oczekujących na drobne zabiegi się skróci. Tym bardziej że ratownicy mają wiedzę i umiejętności, które w trakcie tej specjalizacji mogą poszerzyć w tym kierunku.
Rozmawiała Dorota Beker