Projekt ustawy budżetowej na 2023 r., który przyjął wczoraj rząd, zakłada korektę założeń makroekonomicznych. A to ma znaczenie dla warunków płacy i kosztów zatrudnienia czy prowadzenia działalności.

Składki na ubezpieczenia społeczne osób prowadzących działalność gospodarczą i niekorzystających z preferencyjnych zasad wzrosną o 17,1 proc., czyli o 207,20 zł miesięcznie (zgodnie z przedstawionymi wcześniej założeniami projektu budżetu wzrost miał wynieść 15,5 proc., czyli 187,56 zł). Oznacza to wzrost z obecnego poziomu 1211,28 zł do 1418,48 zł miesięcznie. Z kolei korekta wskaźnika inflacji i wzrostu PKB teoretycznie mogłaby zmodyfikować podwyżkę przyszłorocznej płacy minimalnej. W praktyce zmiana taka jest jednak mało prawdopodobna.
Z założeń makroekonomicznych, które znalazły się w projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok, wynika, że prognozowane przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej w przyszłym roku ma wynieść 6935 zł. To ważna informacja, bo 60 proc. tej kwoty będzie podstawą wymiaru składek na ubezpieczenia społeczne płaconych przez przedsiębiorców niekorzystających z żadnych preferencji. To kwota wyższa, niż pierwotnie zakładano (o 19,64 zł). Jeszcze w czerwcu rząd przewidywał bowiem, że prognozowane przeciętne miesięczne wynagrodzenie w 2023 r. wyniesie 6839 zł. Wtedy składki na ubezpieczenia społeczne wyniosłyby 1398,84 zł (bez składki zdrowotnej i z dobrowolnym ubezpieczeniem chorobowym). Teraz zaktualizowano pierwotne założenia.
– Z wyliczeń opierających się na nowych prognozach wynika, że składki na ubezpieczenia społeczne mają wynieść 1418,48 zł (bez składki zdrowotnej i z dobrowolnym ubezpieczeniem chorobowym) – wyjaśnia Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.
W przyszłym roku wysokości składek mogą oscylować w granicach:
■ 812,23 zł emerytalna (obecnie 693,58 zł),
■ 332,88 zł rentowa (obecnie 284,26 zł),
■ 69,49 zł wypadkowa (obecnie 59,34 zł),
■ 101,94 zł Fundusz Pracy/Solidarnościowy (obecnie 87,05 zł),
■ 101,94 zł dobrowolna chorobowa (obecnie 87,05 zł).
Projekt koryguje też prognozę przyszłorocznej inflacji (z 7,8 proc. w założeniach do 9,8 proc. w projekcie) oraz wzrostu PKB (z 3,2 proc. do 1,7 proc.). A to – teoretycznie – ma znaczenie dla ustalenia płacy minimalnej. Przeciętna wysokość najniższej pensji musi bowiem wzrastać w stopniu nie niższym niż prognozowany na dany rok wskaźnik cen. Tak wynika z art. 5 ust. 2 ustawy z 10 października 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 2207). – Przepisy nie precyzują jednak, czy chodzi o prognozę inflacji przedstawioną w założeniach, czy tę zawartą w projekcie ustawy budżetowej. Dynamiczna sytuacja gospodarcza w ostatnich latach uwidoczniła nieprecyzyjność mechanizmu ustalania minimalnej pensji – podkreśla Norbert Kusiak, dyrektor wydziału polityki gospodarczej i funduszy strukturalnych OPZZ.
Podobny problem wynika ze zmiany wskaźnika wzrostu PKB. Jeśli najniższa pensja jest niższa od połowy przeciętnego wynagrodzenia (z I kw.), to poziom jej wzrostu zwiększa się dodatkowo o dwie trzecie wskaźnika prognozowanego realnego przyrostu PKB (art. 5 ust. 4.). Także w tym przypadku nie jest doprecyzowane, czy chodzi o wskaźnik z założeń, czy ten z projektu. Czy po korekcie obu tych wartości należy na nowo przeliczyć minimalną (gwarantowaną przepisami) podwyżkę minimalnej pensji? W praktyce wydaje się, że to nie jest konieczne, bo i tak – zgodnie z ustawą – jeśli rząd nie porozumie się co do podwyżki z pracodawcami i związkowcami (tak stało się w tym roku), to sam ustala wysokość przyszłorocznej płacy minimalnej, ale na poziomie nie niższym od pierwotnie zaproponowanego do negocjacji. Czyli bez względu na wątpliwości wynikające z korekty budżetowych wskaźników najniższa pensja w przyszłym roku musi wynieść co najmniej 3383 zł od stycznia i 3450 zł od lipca 2023 r.