Jacek Kuźnicki: Wyższe finansowanie znacznie poprawiłoby funkcjonowanie Narodowego Centrum Nauki i zmniejszyłoby jego krytykę, czasem słuszną. Ale wprowadzenie zmian w ustawie w przypadku organizacji, która bardzo dużo dobrego zrobiła dla nauki w Polsce, może więcej popsuć, niż poprawić

ikona lupy />
Prof. Jacek Kuźnicki, przewodniczący rady Narodowego Centrum Nauki / archiwum prywatne
Ministerstwo Edukacji i Nauki wycofało się z gruntownej reformy NCN. Co pan o tym sądzi?
Cieszę się, że ten pomysł został wstrzymany. Zapowiadane zmiany byłyby fatalne w skutkach.
Co budziło najwięcej zastrzeżeń?
Przede wszystkim to, że minister nauki miałby określać program NCN. To pomysł oparty na błędnym założeniu, że politycy i wspierająca ich administracja wiedzą, jakie są obecnie wyzwania naukowe i jakie są możliwości ich realizacji w Polsce, biorąc pod uwagę infrastrukturę badawczą i kadrę naukową. Takie rozwiązanie przypomina dawne czasy, kiedy to komitet centralny wyznaczał naukowcom kierunki ich badań. Tego typu zmiany mogłaby zakwestionować Komisja Europejska.
Resort zapowiada jednak, że zmiany będą, choć nie tak radykalne. Mają dotyczyć np. zasad wnioskowania o granty i trybu odwoławczego.
Wprowadzenie odwołań merytorycznych od decyzji o nieprzyznaniu grantu zniszczyłoby projakościowy system obowiązujący w NCN. Mam wrażenie, że osoby, które wpadły na pomysł wprowadzenia odwołań od oceny merytorycznej, nie wiedzą, jak funkcjonują agencje zajmujące się przyznawaniem grantów. Oczywiście mamy w NCN odwołania dotyczące błędów formalnych. Są komisje, które się nimi zajmują, powołujemy ekspertów, którzy je rozpatrują, system działa. Ale nie znam agencji, które mają system odwoławczy od decyzji merytorycznej o nieprzyznaniu środków na badania. To byłoby nierealne.
Aby zobrazować sytuację, podam kilka liczb. W 2021 r. NCN oceniło 11 tys. wniosków. Średni wskaźnik sukcesu to 20 proc. Oznacza to, że prawie 9 tys. aplikujących otrzymało decyzję negatywną - co wiąże się z niezadowoleniem i frustracją tych osób. Planowana zmiana polegająca na wprowadzeniu trybu odwoławczego od oceny merytorycznej doprowadziłaby do tego, że wszystkie te osoby miałyby prawo się odwołać. Z tej możliwości korzystałoby zapewne 5-6 tys. aplikujących. NCN musiałoby wówczas wstrzymać rozstrzygnięcie konkursu o grant i wypłatę funduszy zwycięzcom do czasu rozpatrzenia odwołań. Trzeba byłoby powołać nowych ekspertów, którzy musieliby rozpatrzeć wszystkie wnioski, bo przecież trzeba je porównać względem siebie. To będzie generować kolejne problemy.
Jeżeli MEiN chce zwiększyć liczbę wniosków, które uzyskują grant, niech zwiększy finansowanie NCN. Najczęściej powodem nieprzyznania grantu nie jest to, że projekty są słabe, ale to, że nie mamy tylu funduszy, by sfinansować wszystkie dobre projekty.
MEiN bierze pod uwagę, aby organ odwoławczy był poza NCN. Jak pan to ocenia?
To nie zmniejsza moich wątpliwości i rodzi kolejne pytania. Jak odwołania będą rozpatrywane? Kto będzie je oceniał? Czy ministerstwo utworzy dodatkowe fundusze na sfinansowanie tych wniosków, które jednak zostaną rozpatrzone pozytywnie?
Wiele zastrzeżeń ministerstwa dotyczy też tego, że wnioski o granty są oceniane głównie przez ekspertów zagranicznych, zwłaszcza w przypadku projektów dotyczących nauk humanistycznych.
Ale przecież my nie mówimy o kulturze, ale o nauce. Nie ma powodu, dla którego do oceny takich wniosków miałyby być uprawnione jedynie osoby z Polski lub polskojęzyczne. Przecież eksperci nie mają rozstrzygać, czy Słowacki wielkim poetą był i czy ładnie pisał, tylko mają ocenić wniosek o pieniądze na badania naukowe. Pomysł ministerstwa, aby tylko polscy eksperci oceniali polskich naukowców, oznaczałby odrzucenie trendu, który wyznaczyliśmy w NCN, czyli umiędzynarodowienia nauki. Zależy nam na tym, aby polskie pomysły naukowe, również dotyczące polskich autorów, były oceniane przez międzynarodowych ekspertów, a nie przez osoby, które prowadzą podobne badania często w bliskich sobie ośrodkach akademickich i naukowych.
Ostatnio głośno było w mediach społecznościowych o bulwersującej sprawie badaczki, która choć zajęła pierwsze miejsce na liście rankingowej, nie otrzymała stypendium ministra nauki, bo ten uznał, że jej praca nie jest ważna. I niestety obawiamy się, że zmiany, które będą dotyczyły NCN, sprawią, że pieniądze na badania będą przyznawane uznaniowo, a nie na podstawie obiektywnej oceny wniosku.
Uwagi ministerstwa dotyczą też tego, że granty, które przydziela NCN, często trafiają do tych samych ośrodków naukowych.
Szanse na otrzymanie finansowania wszyscy mają takie same. NCN przyznaje środki na podstawie oceny jakości wniosków i nie kieruje się miejscem zatrudnienia danej osoby. To prawda, że najwięcej grantów otrzymują badacze z pięciu województw - mazowieckiego, małopolskiego, wielkopolskiego, dolnośląskiego i łódzkiego, ale dzieje się tak dlatego, że polska nauka jest bardzo scentralizowana. W dużych aglomeracjach jest znacznie więcej ośrodków naukowych i badaczy, którzy aplikują o granty. Ponadto w takich ośrodkach znacznie częściej są zatrudniani badacze z innych ośrodków w Polsce, po stażach zagranicznych oraz osoby z zagranicy, czyli z większym dorobkiem i doświadczeniem w zdobywaniu dodatkowych funduszy. Małe ośrodki na ogół nie prowadzą takiej polityki kadrowej.
Jeżeli ministerstwo chce wspomóc mniejsze ośrodki, to powinno przygotować program, który skieruje dodatkowe fundusze specjalnie do nich. Dzięki dodatkowemu finansowaniu mniejsze ośrodki mogłyby zmienić swoją politykę kadrową, otworzyć się na nowych ludzi, utworzyć nowe stanowiska pracy dla badaczy z zewnątrz i za kilka lat także otrzymywałyby dużo grantów.
Czy zmiany w NCN w ogóle są potrzebne? A może wszystko działa idealnie?
NCN działa już 11 lat. Ja w radzie centrum zasiadam czwarty rok i od razu podkreślę - nie będę już kandydował, więc nie wypowiadam się w obronie własnego interesu. Obserwuję NCN od samego początku i ono samo się zmienia, nawet powiedziałbym dość radykalnie - tworząc nowe programy, stanowiska naukowe, zmieniając zasady konkursów. Historia centrum pokazuje, że można wprowadzać bardzo wiele modyfikacji zgodnie z obowiązującym prawem, bez zmieniania ustawy. Uważam, że ministerstwo ma niewłaściwą ocenę tego, jak funkcjonuje NCN. Zarzuca nam, że jesteśmy nietransparentni, tymczasem samo, przygotowując projekt ustawy o NCN, który teraz został wstrzymany, nawet nie znalazło czasu, aby z nami na jego temat porozmawiać, nie zasięgnęło też opinii innych organów, takich jak Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Komitet Polityki Naukowej.
Po co konsultować projekt z NCN, skoro przedstawiciele centrum nie widzą potrzeby zmian?
Zmiany są potrzebne, ale nie ustawowe.
Co można zmienić, nie nowelizując ustawy?
Najpierw trzeba zdiagnozować, gdzie jest problem, i przeprowadzić dyskusję w środowisku. Można zastanowić się nad niektórymi modyfikacjami.
Jakimi?
Są np. środowiska w Polsce, które twierdzą, że wnioski do NCN powinny być składane w języku polskim, a nie angielskim. Nie wiem, czy to jest dobre rozwiązanie, można jednak o tym rozmawiać. Natomiast należy zwiększyć finansowanie tak, aby więcej osób otrzymywało granty. Powinny się też zwiększyć środki na wynagrodzenia dla osób oceniających wnioski, aby zachęcić najlepszych specjalistów do wypełniania tych zadań. Od lat nie zmieniły się stawki dla ekspertów, warunki finansowe sprawiają też, że jest coraz większa rotacja na stanowiskach koordynatorów. Wyższe finansowanie znacznie poprawiłoby funkcjonowanie NCN i zmniejszyłoby krytykę, czasem słuszną. Zdarzają się np. recenzje zbyt skrótowe, które nie ułatwiają poprawy wniosku przy kolejnej aplikacji. Są zatem sprawy do poprawienia i nikt z nas w NCN nie twierdzi, że wszystko jest idealnie. Ale wprowadzenie zmian w ustawie w przypadku organizacji, która bardzo dużo dobrego zrobiła dla nauki w Polsce, może więcej popsuć, niż poprawić. Szczególnie gdy zrobi się to bez przeanalizowania najważniejszych kwestii i skonsultowania ich ze środowiskiem. Bo diagnoza może być nawet słuszna, ale błędna terapia może pogorszyć stan, zamiast go poprawić.
Czyli kluczowe dla rozwiązania obecnych problemów są pieniądze?
Tak.
Rozmawiała Urszula Mirowska-Łoskot