Rok do roku bilans redukcji w tej formie zwiększył się o 5,7 tys. pracowników, czyli aż 23 proc. Duże firmy radzą sobie lepiej niż małe.

– W 2020 r. zwolnień było prawie dwa razy więcej niż w roku 2019. Mimo kolejnych edycji tarczy antykryzysowej wiele firm nie poradziło sobie z lockdownem – przyznaje Wojciech Okupski, wicedyrektor filii szczecińskiego WUP w Koszalinie, analizując sytuację Zachodniopomorskiego. Największy skok w liczbach bezwzględnych dotyczy jednak województw wielkopolskiego i podkarpackiego – w każdym zwolniono o ok. 2 tys. osób więcej.
Na przykładzie Podkarpacia wyraźnie widać, jak pandemia wpłynęła na gospodarkę – zarówno pod względem liczby zgłoszeń, jak i przeprowadzonych zwolnień to najgorsze 12 miesięcy od kryzysu gospodarczego w 2009 r. „Ograniczenia w przemieszczaniu osób warunkowały ogólny spadek zamówień zakładów produkujących części do samolotów i komponentów dla zagranicznego przemysłu lotniczego i motoryzacyjnego. Pandemia spowodowała zmniejszenie zatrudnienia w tych sektorach. W 2021 r. można się spodziewać również dość wysokiego poziomu zgłoszeń i zwolnień, analogicznie jak w latach 2008 i 2009. Trudno powiedzieć, czy ten trend będzie aż tak rosnący” – tłumaczy w przesłanej DGP odpowiedzi Piotr Kocaj z wydziału informacji statystycznej i analiz w rzeszowskim WUP.
Z drugiej strony fakt, że przy długotrwałym zawieszeniu działalności i pierwszej od dawna recesji zwolnieniami grupowymi objęto tak małą część spośród wszystkich pracujących, wskazuje na to, że rynek pracy wciąż ma się lepiej, niż można było przypuszczać. Są województwa, w których pandemia nie przeorała rynku zwolnieniami grupowymi.
Niewiele więcej (zaledwie o 11 osób) niż rok temu w tym trybie zwolniono w województwie mazowieckim. – W tym roku najwięcej zgłoszeń zwolnień grupowych było w bankowości, co jest m.in. wynikiem przyspieszenia w tych sektorze planów restrukturyzacyjnych związanych z postępem cyfryzacji. Skala zwolnień grupowych na Mazowszu jest zdecydowanie mniejsza, niż spodziewali się eksperci po wybuchu pandemii. Pracodawcy nie podejmują pochopnych decyzji i nie zwalniają pracowników, tym bardziej że jeszcze na początku tego roku mieliśmy rynek pracownika i znalezienie specjalistów przysparzało wiele kłopotów. Poza tym większość przedsiębiorców korzysta z tarczy antykryzysowej i wydaje się, że to wsparcie zahamowało radykalne decyzje kadrowe − wyjaśnia Tomasz Sieradz, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie.
Pracodawcy woleli zmieniać warunki pracy i wynagrodzenia – tego typu zgłoszenia stanowiły w tym województwie ponad 40 proc. ogólnej liczby planowanych zwolnień grupowych. Podobnie było w przypadku innych regionów. – Duża liczba planowanych zwolnień i niewcielanie ich potem w czyn pokazuje wpływ tarcz z 2020 r. Dodatkowo na drodze do gwałtownych zmian często stoją związki zawodowe czy długie procedury wewnętrzne – wskazuje Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) i ekspert ds. rynku pracy.
Trzy województwa – lubelskie, warmińsko-mazurskie i małopolskie – odnotowały w mijającym roku mniej zwolnień niż w 2019 r. Zdaniem przedstawicieli poszczególnych WUP to dzięki połączeniu środków krajowych z regionalnymi tarczami.
Dane nt. zwolnień grupowych wskazują też, jak kryzys wpłynął na duży biznes. To bowiem przedsiębiorstwa zatrudniające co najmniej 20 osób są związane tym mechanizmem. – Tak naprawdę skala zwolnień grupowych w 2020 r. nawet bez pandemii wcale nie musiałaby być dużo mniejsza. Jeszcze przed COVID-19 prognozowano wyhamowanie gospodarki, a duża część firm zapowiadała restrukturyzacje. To potwierdza, że duże firmy poradziły sobie z tym kryzysem relatywnie lepiej niż mniejsi gracze, bo mniej odczuwają wahania koniunktury i mają większe zasoby gotówki. Należy też pamiętać, że największym pracodawcą w Polsce jest przemysł, a ten na tle innych sektorów ma się całkiem dobrze. Wpływa na to popyt zewnętrzny i wyniki eksportu. Na tej podstawie widać, że sytuacja dużych firm przemysłowych i walczących o przetrwanie małych przedsiębiorców w zamkniętych branżach usługowych to dwa różne światy – tłumaczy Andrzej Kubisiak.
Choć trwający rok za sprawą szybkości procesu szczepień jest pewną niewiadomą, eksperci prognozują, że druga połowa upłynie pod znakiem odbudowy gospodarki. – Nie spodziewamy się już tak dużego szoku jak w marcu i kwietniu 2020 r., choćby dlatego że obecne restrykcje nie są tak masowe, lecz dotyczą określonych części gospodarki. Najtrudniejszy będzie I kw. Później wraz z łagodzeniem obostrzeń sytuacja powinna się poprawiać. Rynek pracy będzie jednak potrzebował nieco więcej czasu niż PKB również za sprawą niekorzystnych trendów demograficznych, dlatego powrót trendów z rynku pracy sprzed pandemii może potrwać do 2022 r. – ocenia wicedyrektor PIE.
Przeprowadzone zwolnienia grupowe