Od poniedziałku porównywaliśmy pensje, a także majątki przedstawicieli rządu, wojewodów, prezydentów i szefów niektórych urzędów państwowych. Z naszej analizy wynika, że te zarobki są zróżnicowane, choć nienadzwyczajnie. Co ciekawe, np. prezydenci miast wojewódzkich zarabiają zdecydowanie lepiej niż ministrowie czy wojewodowie. A niektórzy szefowie urzędów, jak np. przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, otrzymują wynagrodzenie nawet dwukrotnie wyższe od premiera – szef rządu zarabia ok. 16,5 tys. zł miesięcznie brutto.
Nie do końca wiadomo, jaki rządzi tu klucz. Co więcej, wszyscy oni zarabiają mniej niż menedżerowie nawet średniego szczebla w dużych korporacjach. I te dysproporcje nie zmniejszają się od lat. Eksperci biją na alarm, wskazując, że w administracji może działać selekcja negatywna. – Trzeba wreszcie podjąć zdecydowaną dyskusję nad wynagrodzeniami, ale też kwalifikacjami w administracji publicznej – mówi prof. Józefina Hrynkiewicz. Podkreśla, że np. ministrowie mają zupełnie nieadekwatne wynagrodzenie do zakresu obowiązków i odpowiedzialności. – Skutki decyzji ministra finansów są przecież nieporównywalnie bardziej poważne niż szefa firmy, ale także prezydenta miasta – mówi. Jej zdaniem przedstawiciele administracji rządowej powinni mieć wysokie kwalifikacje, ale i wynagrodzenia.
Eksperci zwracają ponadto uwagę na zasysanie sektora publicznego przez biznes. – Kiedy najważniejsi urzędnicy idą do biznesu, mogą powstawać złe związki – mówi Hrynkiewicz. A dyrektor Instytutu Spraw Publicznych Jacek Kucharczyk zwraca uwagę, że w pracowników administracji rządowej państwo często inwestuje, np. przeznaczając środki unijne na szkolenia. – A potem za pieniądze podatników zyskuje na tym biznes – mówi Kucharczyk.
Mimo że zarobki najwyższych rangą urzędników są niższe niż w biznesie, niektórzy z nich mają spore majątki. W rządzie bardzo dobrze powodzi się ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu, który ma m.in. kilka nieruchomości w Anglii i Francji, oraz szefowi resortu spraw zagranicznych. Radosław Sikorski wraz z żoną mają m.in. 800-metrowy pałac z parkiem, stawem, 14 ha gruntów, ok. 650 tys. zł oszczędności i żadnych kredytów.
Reklama
Kontrowersję wzbudza też, oprócz wysokości samych zarobków, sposób ujawniania majątków. Większość szefów państwowych urzędów nie musi podawać ich do publicznej informacji. To efekt tego, że przepisy dotyczące oświadczeń o stanie majątkowym są nieprecyzyjne. – Nie ma jednolitych wzorów, jest niedookreślony krąg osób, które powinny je składać, więc wiele instytucji, jak np. Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia czy NFOŚiGW, tego nie robią – mówi minister ds. walki z korupcją Julia Pitera.
Podkreśla też, że wszystkie oświadczenia poza tymi składanymi przez parlamentarzystów, członków rządu, samorządowców oraz szefów urzędów podlegających premierowi nie są jawne. – Nie ma więc możliwości obywatelskiej kontroli – dodaje.
Najbiedniejsza jest prezydent Indii
Najlepiej opłacanym urzędem na świecie jest prezydentura w Singapurze. Sellapan Ramanathan zarabia w przeliczeniu 131 tys. euro miesięcznie. W pozostałych państwach wysoko rozwiniętych prezydenci z reguły otrzymują znacznie niższe pensje. I tak przywódca USA Barack Obama mógł w ubiegłym roku liczyć w przeliczeniu na 23,7 tys. euro miesięcznie (średnia krajowa 3,5 tys.), Francuz Nicolas Sarkozy na 18,1 tys. (ś.k. 4,2 tys.), a prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew na 6,9 tys. (ś.k. 670 euro). Znacznie niższe oficjalne zarobki otrzymuje prezydent Chin Hu Jintao 450 euro miesięcznie (ś.k. 260). Najniżej opłacaną głową państwa w ramach G20 jest prezydent Indii, jednocześnie mający niewielkie kompetencje. Pratibha Patil musi się zadowolić 240 euro. Nieźle opłacani są za to urzędnicy struktur europejskich. W tym roku eurodeputowany dostaje co miesiąc 7957 euro, nie licząc diet i rozmaitych dodatków. Podstawowa pensja członka Komisji Europejskiej wynosi 20 666 euro. Urzędnicy w zależności od szczebla otrzymują od 1,8 tys. do 18,4 tys. euro. Przeciętny mieszkaniec Unii miesięcznie zarabia 3,2 tys. euro. Zróżnicowane są też wynagrodzenia w parlamentach narodowych państw członkowskich UE. Najbiedniejsi są Rumuni, którzy co miesiąc dostają na konto przelew w wysokości 830 euro (przy ś.k. 520 euro). Włoscy deputowani mogą liczyć na 12 tys. euro, gdy ich rodacy średnio otrzymują 3 tys.
mwp
Komentarze(16)
Pokaż:
Jedyną partią która może to zrobić jest Ruch Palikota
bo programowo WALCZY z BIUROKRACJĄ!!!
Po kiego grzyba piszecie takie artykuły. Chyba po to, aby wrzucić następny temat zastępczy. Niech się lud wyszczeka?
1-reformy ordynacji wyborczej: zmienić liczbę wybieranych posłów z 460 na 160 (max.10 z województwa) ; senatorów ze 100 na 32 (2 z województwa); [obecnie mamy tylu posłow i senatorów co USA, a kraj ten posiada wielokrotnie większą od nas powierzchnię oraz kilka razy więcej mieszkańców]; maksymalnie zredukować liczbę radnych-obecnie np. w jednej dzielnicy Warszawy jest więcej radnych niż w całym kilkunastomilionowym mieście amerykańskim; dokonać solidnej rrestrukturyzacji w spółkach skarbu państwa (rada nadzorcza w największych spółkach powinna mieć max. 5 członków), np. w Trybunale Konstytucyjnym 5 sędziów anie 10 oraz w całej administracji państwowej i samorządowej. Np. w każdym ministerstwie powinno być tylko 2 wiceministrów, a nie jak np. w MSZ znacznie więcej; niektóre komórki organizacyjne powinny przestać istnieć jak Ministerstwo Sportu, które(chyba) dubluje swoje obowiązki) z Narodowym Centrum Sportu, na dodatek nie ma odpowiedzialnych wtedy gdy coś się wydarzy.; po co istnieje tyle różnych Agencji ,np. ds. Rolnictwa. Jest MInisterstwo Rolnictwa i ono powinno "to ogarniać". Dodatkow powinno ono być połączone z min. Środowiska. PO co istnieje wiele instytucji doradczych, wydajacych jakies teoretyczne opinie a są sponsowrowane przez państwo.Celowo nie chce ich tu wymieniać, kto jest zainteresowany ten domysli się o co chodzi. Sa to istytucje, które dużo robia szumu medialnego, zawsze maja na wszystko gotowe (teoretyczne) rozwiązania, organizuja rózne konferencje "za friko", bo sponsoruje je m.in.państwo!
2-każdy obywatel powinien się ubezpieczać, ubezpieczać swój dobytek (mieszkanie, garaż, samochód) od wszelkich możliwych nieszczęść, a nie Państwo ma sponsorować np. rolników bo się nie ubezpieczają.
3-emerytury=w skrócie rolnicy też w ZUS i takie same skąłdki jak chcą takie pieniądze na emerytrze dostawać jak inni.
3-zlikwidować abonament TV. Nie można "doić" wciąż obywateli z ich ciężko zarobionych pieniedzy. Trzeba dokonac solidnej. głębokiej restrukturyzacji TVP i Polskiego Radia i powinny n asiebiezarabiac, jednoczesnie wykonując "misję TV publicznej". Jeżeli po tak gruntownej zmianie nadal nie będzie to możliwe to może trzeba sprzeddać jedną-dwie TV, np. Poloniai TVP 2 i pozostac tylko przy TVP1-jak jednym programie publicznym. To samow stosunku do polskiego radia-zostawic jeden program , resztę sprzedać! Państwo nie może być "rozdmuchane" do granic wytrzymałości w swoich strukturach generowac coraz to większe koszty. Powinno je wciąż zmniejszać, dokonująć raz na kilka lat solidnej rsetrukturyzacji. Dal przykładu-od kilkunastu lat mamy informatyzaję w administracji państwoej i saorządowej, w firmach itp,a z dnia na dzień przybywa nam urzędników i to zwykle na wyższych szczeblach-dyrektorów, prezesów, ministrów, doradców , asystentów itp. Czyli z roku na rok mamy coraz więcej "wodzów" tylko brakuje nam "indian" do realizacji zadań, państwa, samorzadu lokalnego itp.
Kontrowersję wzbudza też...fakt, że pani mini. ds. walki z korupcją przez 3,5 roku nic z tym nie zrobiła.(dot: jednolitych wzorów, jest niedookreślony krąg osób, które powinny je składać, więc wiele instytucji, jak np. Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia czy NFOŚiGW, tego nie robią ).
To tyle w skrócie.