PiS przygotowuje projekt zmian w przepisach dotyczących składek. – Nowe zasady mogą zacząć obowiązywać już w przyszłym roku – potwierdza nam jeden z członków rządu.

Chodzi o sytuację, w której kolejne umowy nie muszą być są ozusowane jeśli przychód z pierwszej lub kilku wcześniej zawartych łącznie był przynajmniej na poziomie minimalnego wynagrodzenia. Podobnie wygląda sytuacja, gdy zainteresowany pracuje w jednej firmie na etacie, a w innej dorabia na zleceniu – jeśli w tej pierwszej zarabia co najmniej pensję minimalną, to w drugiej już w ogóle nie płaci ZUS od umowy zlecenia.

Po zmianach zatrudnieni zapłacą składkę w pełnej wysokości.
– Chodzi o to, by nie tworzyć okazji do optymalizacji – wyjaśnia jeden z naszych rozmówców.
Jak wynika z danych GUS, na koniec września na zleceniu "zatrudnionych" było ponad 1,1 mln osób. W tej liczbie mieszczą się zarówno ci, dla których to podstawowy dochód, jak i dorabiający w ten sposób do etatu.
Na pewno inną konsekwencją pełnego ozusowania zleceń będzie polepszenie sytuacji samego ZUS. Wyższe składki oznaczają wyższe wpływy do kasy Zakładu, i to o ok. 3 mld zł rocznie. Tym samym mniejszą dotację dostawałby on z budżetu.
Prace nad oskładkowaniem wszystkich zleceń toczą się równolegle z pracami nad projektem zniesienia 30-krotności. Temu sprzeciwia się jednak koalicyjne Porozumienie Jarosława Gowina. W efekcie kwestia ta nie została jak na razie rozstrzygnięta. A jest już mało czasu na wprowadzenie tego pomysłu przed grudniem.

– To dobry pomysł, bo upraszcza system i eliminuje niepewność prawną. Ważniejsze od minimalizacji kosztów są pewność prawa i uchylenie groźby, że pracodawca będzie musiał uregulować zaległe składki – mówi Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich. To kwestia, na którą zwracano uwagę w 2016 r. w ramach przeglądu emerytalnego. Jego pokłosiem były rekomendacje. „W praktyce płatnicy składek zgłaszają wiele problemów przy rozstrzyganiu zbiegów tytułów ubezpieczeń emerytalnego i rentowych” – pisano wówczas. Owe zbiegi to sytuacje, w których zatrudniony miał umowy zlecenia u różnych pracodawców. Przy kilku pracodawcach może być problem z ustaleniem, czy składka została już odprowadzona. Stąd składka od wszystkich umów to rozwiązanie logiczne i uniemożliwiające optymalizację, ale oznacza podwyżkę kosztów pracy, która zbiega się z dużą podwyżką płacy minimalnej. Pracodawcy już narzekają: jest wzmożony popyt na pracę, o ludzi konkuruje się płacami, a tu nakłada się na nich dodatkowe obciążenia, które utrudniają te zabiegi. Takim obciążeniem jest program pracowniczych planów kapitałowych, na które część składki oprowadza pracodawca. Pełne oskładkowanie umów zleceń będzie kolejnym ciężarem, i to w czasie spodziewanego pogorszenia koniunktury.

– To będzie dotyczyć sektora usług zwłaszcza branży ochrony, utrzymania czystości czy gastronomii. Dziedzin, które są częścią rynku zamówień publicznych, co przełoży się na ceny usług – podkreśla Łukasz Kozłowski. Ten proces już zachodzi, na co zwracali uwagę analitycy NBP. Ich zdaniem wzrost cen usług, który ostatnio podbijał inflację, wynikał z wyższych kosztów pracy w niektórych branżach, których nie da się zamortyzować inaczej, niż przerzucając je na klienta.

Jednak odprowadzenie składek od umów zleceń w pełnym wymiarze byłoby uderzeniem w zmorę polskiego rynku pracy, czyli w arbitraż. Dziś firmy mogą zatrudniać według różnych formuł prawnych. Wybierają te, które są dla nich najtańsze, a wysokość składek ma tu zasadnicze znaczenie. Stąd popularność umów cywilnoprawnych i samozatrudnienia. Uszczerbkiem dla pracowników jest brak pełnej ochrony, jaką daje kodeks pracy etatowcom, a w przyszłości niższa emerytura. Benefitem dla zleceniodawcy jest to, że umowy zlecenia są tańsze. Pełne ozusowanie pozbawiłoby ich tego zysku, co ma znaczenie przy rządowych planach podwyżki płacy minimalnej. Motywacja, by unikać zatrudniania na etat, będzie mniejsza.

Żeby jeszcze bardziej ograniczyć arbitraż należałoby obłożyć składkami ZUS umowy o dzieło. I takie rozwiązania również rozważano na rządowym zapleczu. Na razie przepadło, gdyż wymagałoby to modyfikacji tej formuły umów, m.in. wprowadzenia czasu ich trwania. Taki zabieg jest konieczny, ponieważ np. zasiłek chorobowy to zwykle 80 proc. miesięcznie wynagrodzenia, od którego odprowadzana jest składka. Trzeba więc wiedzieć, ile ubezpieczony zarabia miesięcznie.

Jest jeszcze jeden powód, dla którego rząd przymierza się do szerszego oskładkowania pracy. Chodzi o uszczelnienie systemu składek, którego efektem będą też wyższe z nich wpływy. Już w programie konwergencji, w którym rząd tłumaczy się Komisji Europejskiej ze stanu polskich finansów publicznych, założono, że takie ograniczenie unikania płacenia składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe da ponad 2,5 mld zł netto. Po zniesieniu limitu 30-krotności, co miało przynieść państwowej kasie 5,2 mld zł, to rozwiązanie było drugim co do ważności w finansowych planach. O ile zniesienie limitu napotyka silny opór w samym obozie władzy, o tyle ozusowanie umów zleceń nie budzi aż tak dużych kontrowersji. I nie trzeba się z nim spieszyć: może być ono wprowadzone w dowolnym momencie roku, w odróżnieniu od zniesienia 30-krotności, które powinno wejść w życie do końca listopada

Jak wynika z naszych informacji, na razie nie ma mowy o ozusowaniu umów o dzieło.
Na koniec września na zleceniu pracowało ponad 1,1 mln osób
AKTUALIZACJA
PiS wrzucił dwa projekty ustaw do Sejmu. Pierwszy znosi trzydziestokrotność, drugi tworzy Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, który ma na celu udzielanie wsparcia społecznego, zawodowego, zdrowotnego i finansowego osobom niepełnosprawnym. Ale Fundusz dzięki pożyczkom z budżetu będzie mógł także sfinansować trzynastą emeryturę, bez zwiększania deficytu budżetowego.
Więcej o projekcie znoszącym 30-krotność ZUS przeczytasz tutaj >>>