Przedstawiciele różnych zawodów zapowiadają „chore protesty” . I wydaje się, że uda im się zmobilizować wystarczająco wielu chętnych.
– Walczymy o nasze prawa, zdrowie, a przy okazji o lepsze wynagrodzenie. Pracownik chory gorzej pracuje. I niech rząd wyciągnie z tego wnioski – mówi DGP Jan Guz, szef OPZZ.
Jak podkreśla, nie chodzi o to, aby brać celowo zwolnienia lekarskie. – Ale jak zdrowie szwankuje, to idziemy na zwolnienie, bo nie mamy motywacji do pracy. To sygnał dla pracodawcy, ale i dla rządu, żeby zaczął rozwiązywać problemy, które my jako związki sygnalizujemy – wyjaśnia Guz i ostrzega, że zwolnienia mogą się skumulować w jednym czasie. I zmusić pracodawcę do uległości i dogadania się.
Zakończony niedawno protest policjantów okazał się bardzo skuteczny. Funkcjonariusze formalnie nie mogą protestować, ale by wzmocnić swoją pozycję w negocjacjach z rządem, masowo brali zwolnienia lekarskie. W szczycie protestu – przed 11 listopada, kiedy zaplanowano wiele imprez, którym trzeba było zapewnić bezpieczeństwo – na zwolnieniach mogło być ponad 30 tys. policjantów.
Dopiero w tej sytuacji (choć spór trwał od marca) udało się podpisać porozumienie z kierownictwem MSWiA.
Teraz związkowcy z innych zawodów rozważają wykorzystanie pomysłu mundurowych. Taką formę protestu proponuje Związek Nauczycielstwa Polskiego, który domaga się m.in. wzrostu wynagrodzeń nauczycieli o 1 tys. zł. Na swojej stronie internetowej w ankiecie dotyczącej ewentualnych form akcji protestacyjnej wymienia „akcję protestacyjną podobną do protestu policjantów przed egzaminami i maturami”.
Jak mówi DGP Sławomir Broniarz, prezes ZNP, wśród ponad 20 tys. osób, które do tej pory wypełniły ankietę, ta forma protestu cieszy się największą popularnością. – Na drugim miejscu jest strajk polegający się na całkowitym wstrzymaniu się od pracy. I to jest na pewno pochodną tego, co działo się w przypadku policjantów. Przykład funkcjonariuszy podziałał na wyobraźnię – podkreśla Broniarz.
Jego zdaniem i nauczyciele mogą skutecznie wykorzystać tę formę protestu w połączeniu ze szkolnym kalendarzem. – Rok szkolny jest obfity w wydarzenia, które dotyczą i nauczycieli, i uczniów: egzaminy po ósmej klasie szkoły podstawowej, matura czy ostatnie już egzaminy gimnazjalne. Zdaniem nauczycieli mogą zostać wykorzystane do upominania się o to, co nam się należy – dodaje. Jak tłumaczy, niskie płace powodują, że w szkołach brakuje nauczycieli, bo nikt nie chce po studiach pracować za 1700 zł miesięcznie. – Tylko, czy będziemy mieli taką determinację, jaką mieli policjanci – zastanawia się Broniarz.
Co do tego, że uda się zmobilizować, nie mają wątpliwości ratownicy medyczni. Jak mówi DGP Tomasz Wyciszkiewicz z Komitetu Protestacyjnego Ratowników Medycznych, są gotowi, czekają jeszcze na ruch rządu, który został zawiadomiony o ich zamiarach. – Będziemy zachęcać kolegów, aby zadbali o swoje zdrowie – podkreśla. I im chodzi o pieniądze – zgodnie z zeszłorocznym porozumieniem w styczniu mieli dostać trzecią transzę podwyżki, kolejne 400 zł. A nie ma jeszcze stosownych ustaw ani rozporządzeń. – Nie ma szans, żeby zdążyli – mówi ratownik. I nie ma szans, aby ratownicy odpuścili tak jak poprzednio, dając się omamić słodkim słowom. Już przygotowali memy, akcję informacyjną dla społeczeństwa i stoją w blokach startowych. – Zrobimy to, co powinniśmy zrobić już w zeszłym roku, bo to my wymyśliliśmy strajk L4 – zauważa Wyciszkiewicz, dodając, że koledzy policjanci z zyskiem dla siebie skorzystali z ich pomysłu.
W ogóle to służba zdrowia była prekursorem w wykorzystywaniu „chorego strajku”. Latem pielęgniarki z Lublina, Mielca czy Rzeszowa masowo poszły na zwolnienia lekarskie i też udało się szybko podpisać porozumienie z dyrektorami szpitali.
Mieszane uczucia co do takiej formy protestu ma Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ „Solidarność”. Rozumie policjantów, którzy nie mają prawa do strajku, a jakoś muszą walczyć o swoje postulaty. Ale jednocześnie budzi to jego wątpliwości etyczne. – Jako katolik jestem przeciwny naciąganiu prawa. To grzech. I w działalności związkowej też nie powinno być takich form działania – mówi Lewandowski, przyznając jednocześnie, że jest świadomy trudności jednoznacznej oceny połączenia słusznych postulatów z budzącymi zastrzeżenia metodami działania.
Podwyżki i więcej etatów
Od stycznia 2019 r. pracownicy i funkcjonariusze służby więziennej dostaną podwyżki. Pensje pierwszych zwiększą się średnio o 655 zł. Pracownicy mogą liczyć na podwyżkę rzędu 300 zł. Od stycznia 2020 r. funkcjonariuszy czeka zwiększenie uposażenia o nie mniej niż 500 zł miesięcznie (wraz z nagrodą roczną). Wynagrodzenie pracowników zwiększy się nie mniej niż o 400 zł. To efekt porozumienia ministra sprawiedliwości i NSZZ Funkcjonariuszy i Pracowników Więziennictwa.
Postanowień jest więcej. Od stycznia funkcjonariusze będą otrzymywać 100 proc. stawki za służbę w nadgodzinach. Początkowo będzie obowiązywać sześciomiesięczny okres rozliczeniowy. W kolejnych latach zostanie on skrócony o dwa miesiące.
Funkcjonariusze SW będą przechodzić na emerytury na takich samych zasadach jak policjanci. Od 1 lipca 2019 r. będą mogli nabyć prawo do świadczenia, mając 25 lat służby. Zostanie zniesiony warunek ukończenia 55. roku życia. Od 1 stycznia 2020 r. funkcjonariusze SW – podobnie, jak policji – będą mieć uwzględniane do dodatku za wysługę lat okresy pracy i służby. Resort przygotuje rozwiązania, które umożliwią przyznanie dodatkowych pieniędzy tym, którzy mając za sobą 25 lat służby i uprawnienia emerytalne, będą chcieli nadal pozostać w więziennictwie.
Nie wszystko jednak udało się załatwić. Związkowcy będą jeszcze rozmawiać z ministrem m.in. o wprowadzeniu pełnej odpłatności za chorobę w ciągu pierwszych 30 dni czasowej niezdolności do pracy. Nadal będą prowadzone negocjacje w sprawie odmrożenia waloryzacji uposażeń funkcjonariuszy.
Wczoraj rząd przyjął projekt nowelizacji „Programu modernizacji Policji, Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Ochrony Państwa w latach 2017–2020”. Powód: we wszystkich służbach wzrośnie o 2640 liczba etatów kalkulacyjnych funkcjonariuszy. Wpisanie do programu większej liczby etatów ma bezpośredni wpływ na środki na podwyżki.