Co trzynasty mieszkaniec Tarnowa i Zabrza wyjechał za chlebem za granicę. Z każdej trzydziestoosobowej klasy czterech uczniów zniknęło. Gdy na obczyźnie założą rodziny, szanse na ich powrót zmaleją prawie do zera. Do tego trzeba doliczyć tych, którzy za lepszym życiem wyjechali do Warszawy, Krakowa i Wrocławia. Najczęściej dotyczy to najbardziej przedsiębiorczych, najambitniejszych obywateli.
Na razie tego może jeszcze nie widać, ale za kilkanaście lat, gdy w dodatku w pełnej krasie objawią się skutki zapaści demograficznej, na rynkach miast najbardziej dotkniętych emigracją zobaczymy samych emerytów. Rodzina z dzieckiem w wózku będzie ewenementem. Dzisiaj Tarnów próbuje przyciągnąć inwestorów na wrześniowe forum ekonomiczne, a turystów przez cały rok hasłem „Polski biegun ciepła”.
Z odwiedzinami trzeba się jednak spieszyć. Przy tym tempie emigracji miasto wkrótce może zacząć przypominać bardziej cypryjską Famagustę albo azerbejdżański Agdam. Tyle że z wymienionych ośrodków ludzie uciekli przed obcymi wojskami albo zostali przymusowo wysiedleni. Z Tarnowa czy Zabrza uciekają przed brakiem pracy, perspektyw i innymi uciążliwościami życia, które w wielkim mieście mogą być stosunkowo łatwe do zneutralizowania. Recepty, by odwrócić ten fatalny trend, wciąż nie widać.