W 2013 r. wszczęto ponad tysiąc spraw o naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Winę zrzuca się na urzędników, a nie ich przełożonych.
Zarządzanie w administracji państwowej / Dziennik Gazeta Prawna
Szefowie urzędów publicznych nie powinni się obawiać konsekwencji za naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Tak wynika ze stanowiska resortu finansów i kancelarii premiera. Eksperci twierdzą, że nie można całej winy zrzucać na podległych im urzędników, którzy często własnym podpisem potwierdzają, że dokument jest właściwie przygotowany.

Rewolucyjne stanowisko

„Specyficzna jest sytuacja osób zajmujących stanowisko ministra (ale też sekretarza stanu, czy podsekretarza) jako podmiotów odpowiedzialnych za naruszanie dyscypliny finansów. Decyzje ministra są podejmowane jednoosobowo, ale z reguły wynikają z akceptacji działań wyspecjalizowanych komórek organizacyjnych. Dlatego przypisanie winy w wielu wypadkach nie będzie możliwe” – tak napisał podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów w odpowiedzi na interpelację skierowaną przez posła Jerzego Polaczka (PiS).
Taka interpretacja jest korzystna dla ministrów, prezydentów miast, a także innych samorządowców, którzy codziennie muszą podejmować decyzje w kwestii rozdysponowania państwowych pieniędzy. Rozmywa się odpowiedzialność za nieprawidłowości. Takie stanowisko krytykują eksperci.
– Ze sprawowaniem urzędu wiąże się ryzyko. A podpisy urzędników i ich pieczęci pod projektem decyzji nie zwalniają ministra, wojewody, czy prezydenta miasta z odpowiedzialności za niewłaściwe wydawanie środków publicznych. Może się zdarzyć, że dokument został przygotowany na polecenie szefa i pod jego naciskiem – wskazuje dr Aleksander Proksa, były prezes Rządowego Centrum Legislacji i były sekretarz Rady Ministrów. – Zetknąłem się z taką sytuacją. Podpisałem się pod dokumentem, ale dołączyłem notatkę służbową, że w określonym zakresie mam wątpliwości, czy tak można postępować – dodaje.
Szefowie urzędów mogą uniknąć odpowiedzialności, jeśli wykażą, że przy podejmowaniu decyzji zachowali ostrożność.
– Z przepisów o dyscyplinie finansów publicznych wynika, że odpowiedzialność za jej naruszenie zwykle ponosi kierownik jednostki – potwierdza dr Jacek Krawczyk, wiceprezes Rządowego Centrum Legislacji i rzecznik dyscyplinarny.
Tłumaczy, że jeśli obwiniany wykaże, iż dołożył należytej staranności, może liczyć na okoliczność łagodzącą albo wyłączającą odpowiedzialność.
– Trudno jest przypisywać winę szefowi, że naruszył dyscyplinę finansów publicznych, jeśli podpisywał 50 decyzji jednocześnie, a wśród nich była ta jedna, która była nieprawidłowa – mówi dr Aleksander Proksa.

Złożoność spraw

Obecnie toczy się postępowanie np. dotyczące przyznania spółce LOT pomocy publicznej w kwocie 400 mln zł. Doniesienie w tym przypadku złożyła Najwyższa Izba Kontroli, według której doszło do złamania ustawy o dyscyplinie finansów.
– Rocznie składamy kilkadziesiąt doniesień. Większość kończy się jednak umorzeniem. To sztuka dla sztuki – mówi nam jeden z wysokich rangą urzędników NIK.
– Trudno oczekiwać, że władza wykonawcza będzie skutecznie sama się kontrolować. A tego się oczekuje od całej struktury dyscypliny finansów publicznych. Należy się zastanowić, czy np. komisja rozpatrująca takie naruszenia nie powinna podlegać bezpośrednio Sejmowi lub działać przy NIK – mówi konstytucjonalista profesor Marek Chmaj.
Według resortu finansów rzecznicy dyscypliny finansów publicznych prowadzą 626 spraw. Na ostatnim poziomie odwołań – przed Główną Komisją Orzekającą w sprawach o naruszenie dyscypliny (przy szefie KPRM) toczy się 21 postępowań. W sumie – na wszystkich etapach jest ich 1060.