Redukcja zatrudnienia ma objąć m.in. urzędy wojewódzkie, skarbowe, ministerstwa, ZUS, KRUS i NFZ. Rząd przesłał do konsultacji projekt w tej sprawie. To już drugie podejście do odchudzenia administracji publicznej. W ciągu ostatniego roku liczba urzędników zdążyła wzrosnąć o 11 proc.
To już tradycja, że rząd pod koniec lata zabiera się do zwalniania urzędników. 13 sierpnia 2009 r. przygotował pierwszy projekt ustawy o redukcji zatrudnienia w administracji publicznej. Projekt trafił jednak do kosza po zgłoszeniu przez szefów urzędów ponad 600 uwag.
W tym roku rząd przygotował nowy projekt. Tyle że powiela w nim poprzednie błędy. Do takiego samego wniosku doszli po jego przeczytaniu szefowie urzędów. Dlatego większość z nich zapowiada, że jeszcze raz prześlą rządowi te same, nieuwzględnione wcześniej uwagi. Także członkowie Rady Służby Cywilnej zamierzają odnieść się do niego negatywnie. Podobnie jak w 2009 roku.
– Poza urzędnikami nikt nie będzie protestować przeciwko zwolnieniom, bo są oni nielubianą grupą zawodową – zauważa Jacek Olbrycht, dyrektor generalny Ministerstwa Obrony Narodowej.
Co zakłada nowy projekt? Przede wszystkim 10-procentową redukcję zatrudnienia w urzędach administracji publicznej (podobnie jak w projekcie z ubiegłego roku). Nie obejmie ona jednak pracowników m.in. kancelarii Sejmu, Senatu czy sądów. Rząd tłumaczy, że są to jednostki autonomiczne i nie może narzucać im odgórnie poziomu zatrudnienia.
Zanim jednak dojdzie do zwolnień, kierownicy urzędów będą mieli czas do 1 lutego 2011 r. na przygotowanie informacji dla premiera, o ile osób zamierzają zredukować zatrudnienie. Problem w tym, że nie ma rzetelnych informacji o tym, jakich urzędników brakuje, a których jest za dużo. Sytuację miało rozwiązać przeprowadzenie audytu w urzędach. Rząd jednak wycofał się z tego pomysłu.
– Spodziewam się, że zwolnienia będą prowadzone bezmyślnie, bo nie będą poparte rzetelnymi danymi – uważa Witold Gintowt-Dziewałtowski, członek Rady Służby Cywilnej.
Z projektu wynika, że w pierwszej kolejności pracę stracą najmniej doświadczeni urzędnicy oraz ci, którzy są zatrudnieni na umowy czasowe. Zapewnioną ochronę będą mieli m.in. naczelnicy wydziałów oraz osoby w wieku przedemerytalnym.
Zwolnienia, w odróżnieniu od propozycji w projekcie ustawy o racjonalizacji zatrudnienia z 2009 roku, nie muszą objąć m.in. pracowników Kancelarii Sejmu, Senatu czy Prezydenta. Jeżeli jednak ich szefowie zdecydują o zmniejszeniu liczby swoich pracowników, to mogą skorzystać z tak zwanej szybkiej ścieżki.
– Jeśli w budżecie otrzymamy mniej środków na płace, to będziemy zwalniać – mówi Ewa Polkowska, szefowa Kancelarii Senatu.
Dodaje, że poprzednio urzędy musiały często przeprowadzać fikcyjną reorganizację, aby pozbyć się niewygodnych pracowników, a projekt o racjonalizacji zmienia tę zasadę.

Wyjątki od reguły

Redukcje nie dotkną szkół oraz urzędów zatrudniających do 20 osób. Zwolnień nie muszą obawiać się także osoby zajmujące samodzielne stanowiska, czyli np. naczelnicy czy główni księgowi. Co więcej premier może też w rozporządzeniu wyłączyć niektóre urzędy z przeprowadzania zwolnień. Wystarczy, że wykażą, że redukcja może sparaliżować ich pracę i odbije się to negatywnie na sytuacji ich petentów.
– Z redukcji zatrudnienia powinny być zwolnione wszystkie urzędy skarbowe, gdzie od kilku lat nie przybywa etatów, mimo że są na urzędników nakładane nowe zadania – mówi Tomasz Ludwiński, przewodniczący Rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ „Solidarność”.
Tłumaczy, że taka redukcja nie przyniesie zamierzonych oszczędności, bo w pierwszej kolejności będą zwalniani kontrolerzy skarbowi, a nie pracownicy odpowiedzialni za terminowe załatwianie spraw.
Dyrektorzy generalni będą zwalniać urzędników według ustalonych przez siebie kryteriów. W rządowym projekcie znalazły się jedynie zalecenia, kogo w pierwszej kolejności pozbawić pracy. Wszystko wskazuje na to, że stracą ją młodzi urzędnicy na czasowych umowach. Jak podkreśla część ekspertów, to wcale nie musi oznaczać pozbycia się najsłabszych. Namawiani do odejścia będą zapewne również pracownicy w wieku emerytalnym.
– Jeśli kryteria zwolnienia nie będą przejrzyste, to zwolniony urzędnik po odwołaniu się do sądu może zostać przywrócony do pracy – wyjaśnia Ewa Polkowska.
Z szacunków rządu wynika, że redukcja w 2011 i 2012 roku łącznie przyniesie ponad 2 mld zł oszczędności. Trzeba jednak zaznaczyć, że redukcja zatrudnienia wiąże się też z wydatkami związanymi z odprawami. Urzędnik, który przepracował nie więcej niż dwa lata, otrzyma odprawę w wysokości jednomiesięcznego wynagrodzenia. Od 2 do 8 lat przysługuje odprawa w wysokości dwumiesięcznej pensji. A powyżej ośmiu lat pracy będzie to już równowartość trzech pensji.



Bubel zamiast audytu

Urzędnicy obawiają się, że zwolnienia będą przeprowadzane w sposób nieracjonalny. Nie ma bowiem rzetelnych danych dotyczących organizacji ich zatrudnienia. Rząd zapowiadał przeprowadzenie audytu, ale się z tego wycofał.
– Od roku czekamy na obiecany przez Ministerstwo Finansów audyt, a tu okazuje się, że bez sprawdzenia ilości nałożonych zadań na poszczególnych pracowników przeprowadza się 10-proc. redukcję – mówi Jacek Olbrycht, dyrektor generalny Ministerstwa Obrony Narodowej.
Podkreśla, że do przeprowadzenia redukcji nie trzeba ustawy. Wystarczy zmniejszyć środki na wynagrodzenia, a wtedy szefowie urzędów sami zaczną zwalniać.
Ponadto od tego roku ustawa o służbie cywilnej zlikwidowała limity etatów, od których naliczane były środki na wynagrodzenia w poszczególnych urzędach. Urzędy otrzymują teraz pulę na wynagrodzenia bez względu na liczbę zatrudnianych przez siebie pracowników. Tak więc na przykład dyrektorzy mogą zatrudnić więcej urzędników za mniejsze pieniądze lub samemu zredukować zatrudnienie i podwyższyć pensje najefektywniejszym.
Proponowanych zmian nie chciał komentować Sławomir Brudziński, szef służby cywilny.
– Mamy inne problemy, jak zabieganie o utrzymanie limitu mianowań urzędniczych dla pracowników służby cywilnej lub negocjowanie wysokości środków na wynagrodzenia dla urzędów – tłumaczy.

Negatywne oceny

Z kolei takie rozwiązanie ostro komentują członkowie Rady Służby Cywilnej, która do poprzedniej wersji projektu ustawy wydała negatywną opinię. Podobnie ma być i tym razem.
– W urzędach musi zostać przeprowadzony audyt, który wskaże gdzie redukcja jest konieczna, a gdzie zatrudnienie powinno wzrosnąć – mówi Witold Gintowt-Dziewałtowski, członek Rady Służy Cywilnej.
Jego zdaniem rząd powinien zlikwidować gabinety polityczne działające nie tylko przy ministrach, ale także ich zastępcach. Trafiają tam często niewykwalifikowane osoby, a zarabiają znacznie więcej od urzędników.
Szefowie urzędów do lutego 2011 r. po wejściu w życie ustawy muszą przedstawić premierowi wstępny raport o stanie zatrudnienia (stan na 30 września 2010 r.). Cały proces racjonalizacji zatrudnienia ma zostać zakończony 1 lipca 2011 roku. Urzędy nie będą mogły przyjmować nowych pracowników przez kolejny rok. Kierownicy, którzy nie wywiążą się z nałożonych na nich obowiązków, mogą otrzymać karę nagany albo karę pieniężną w wysokości od trzech do pięciu pensji.
DGP