W 2011 roku ze służbą w armii pożegnało się około 7 tys. żołnierzy. Odchodzą również ci, na których nam najbardziej zależy. Będziemy przyjmować nowych. Chętnych jest sporo, aż trzech na jedno miejsce - mówi w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" Tomasz Siemoniak, minister obrony narodowej.
Żołnierze od trzech lat nie mieli podnoszonych uposażeń. W tym roku ma być inaczej. W lipcu otrzymają średnio po 300 zł. Czy znów podwyżka będzie polegała na tym, że uposażenie szeregowego wzrośnie o 50 zł, a generała o 1000 zł?
Nie. Tym razem wszyscy żołnierze otrzymają kwotowo po 300 zł podwyżki.
Rozumiem, że uposażenie żołnierza szeregowego wzrośnie z 2,5 tys. zł do 2,8 tys.?
Tak. W tym celu trzeba znowelizować rozporządzenie w sprawie stawek uposażenia zasadniczego żołnierzy zawodowych.
A jak będzie w kolejnych latach?
Tegoroczne podwyżki, które otrzymają żołnierze, będą oczywiście włączone na stałe do wynagrodzenia.
W kampanii nic się nie mówiło o podwyżkach dla żołnierzy, a tu nagle zwrot akcji po wyborach. Czy wystraszyliście się fali odejść z armii?
Premier planował podwyżki dla żołnierzy już we wrześniu, nie chciał jednak ich ogłaszać w kontekście kampanii wyborczej. Podwyżki są wyrazem znaczenia wojska dla państwa, tak jak deklaracja premiera w expose dotycząca wydatków na obronność. Armia planowała 3 tys. odejść. Ale od lata było jasne, że będzie ich ponaddwukrotnie więcej.
I co, podwyżki zatrzymają odchodzących?
Są znaczące, zwłaszcza dla podoficerów. Z naszej analizy wynika, że to wśród nich odejścia są największe. Dotyczy to szczególnie podoficerów.
Żołnierze odchodzą, bo wciąż nie wierzą, że zmiany w systemie emerytalnym mundurowych ich nie dosięgną. Może nie bezpośrednio, ale np. może zmienić się mechanizm przeliczania?
To nie obawy o zmianę systemu emerytalnego są główną przyczyną odejść. Ponad 40 proc. żegnających się z armią to żołnierze, którzy nie odsłużyli 15 lat, czyli nie mają uprawnień emerytalnych. Decydują się odejść, bo korzystniejsze warunki daje im zatrudnienie poza wojskiem.
Ale o pracę w kryzysie nie jest tak łatwo. Tym bardziej że żołnierze mają często specyficzne kwalifikacje.
To jest różnie. W Polsce wschodniej być może trudno im znaleźć pracę, ale w zachodniej nie ma już takiego problemu. Odnotowujemy natomiast dużo zgłoszeń kandydatów na szeregowych zawodowych.
Czyli obawy wynikające ze zmian systemu emerytalnego są bezpodstawne?
Tak. Premier już w liście do wszystkich żołnierzy w 2010 r. gwarantował im, że zmiany nie będą dotyczyć tych, którzy obecnie służą. Żołnierze odchodzili też z tego powodu, że w ostatnim czasie ciągle dokonywano zmian związanych z likwidacją garnizonów lub dzieleniem jednostek wojskowych. Spowodowało to konieczność przenoszenia żołnierzy do różnych miejscowości. Nie wszystkim to odpowiada.

To nie obawy o zmianę systemu emerytalnego są główną przyczyną odejść z armii

Żołnierz musi być dyspozycyjny, ale ciągłe przenoszenie może frustrować, zwłaszcza gdy ma się rodzinę. Czy tu coś się zmieni?
Żołnierze są zmęczeni tymi częstymi roszadami i obawami, że ich miejsce służby zostanie zlikwidowane. Z tego też powodu wielu podoficerów, nie chcąc służyć na drugim końcu Polski, wolało odejść z wojska. W ostatnich 20 latach liczba żołnierzy zmniejszyła się z 400 tys. do 100 tys. Był to czas ciągłych zmian. Teraz żołnierze służący w jednostkach liniowych sygnalizują potrzebę stabilności.
Armia ma wciąż problemy z nadwyżką oficerów, więc takie odejścia są jej na rękę?
To duże uproszczenie, często odchodzą najlepsi. Warto, aby pozostali w wojsku.
Z raportu KPRM o stanie zatrudnienia w Ministerstwie Obrony Narodowej wynika, że zatrudnienie wciąż jest wyższe niż na koniec 2007 r. Czy będą zwolnienia?
Zamierzam mocno zredukować struktury ministerstwa i instytucji centralnych. Towarzyszyć będzie temu podjęta zgodnie ze wskazaniem prezydenta reforma dowodzenia wojskiem. Trzeba wyeliminować dublowanie się funkcji na różnych poziomach oraz bardziej je skonsolidować.
Czy zmniejszy się też liczba stanowisk generalskich?
Tak. Na początek chcemy zlikwidować 10. Jeśli ktoś odejdzie z etatu generalskiego, na jego miejsce pojawi się już pułkownik. Nie widzę potrzeby funkcjonowania np. asystentów w stopniach generalskich. Generałowie powinni być przede wszystkim w linii.
To ile osób pożegna się z pracą w MON w tym roku?
Nie chcę ogłaszać liczb czy procentów z góry.
Żołnierze, którzy służą na misjach, często narzekają, że nikt się nimi nie interesuje, gdy wracają do jednostek. A przecież mogliby np. szkolić swoich kolegów.
To bardzo słuszna rekomendacja. W wojsku kolejne kontyngenty są szkolone z wykorzystaniem tych, którzy wcześniej brali udział w misjach zagranicznych. Także odbyta służba na misji jest istotnym czynnikiem decydującym o dalszym awansie.
Rząd przyjął już plan legislacyjny na 2012 r. Jest tam projekt ustawy, który zakłada podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat. Czy pojawił się może pomysł, aby żołnierze też tak długo służyli?
Nie. Pracujemy nad nowymi przepisami, które zakładają, że żołnierz po 25 latach służby i ukończeniu 55 lat będzie mógł odejść na emeryturę. W najbliższym czasie projekt ten będzie poddany konsultacjom społecznym.



Nowy minister pracy i polityki społecznej w rozmowie z „DGP” wskazał, że pracuje nad rozwiązaniem, aby wdowy po górnikach czy żołnierzach otrzymywały emeryturę po mężu po ukończeniu 60 lat, a nie jak dotychczas po 50. Czy zgodzi się pan na taką propozycję?
Nie znam tych projektów, ważne będą szczegółowe zapisy. Oczywiście bardzo leży mi na sercu sytuacja wdów po poległych żołnierzach i pomoc dla rodzin.
W jaki sposób armia chce im pomagać?
Najbardziej wymierna jest pomoc materialna, czyli odszkodowania, zapomogi, renty i stypendia. Miesiąc temu zgodziliśmy się także na zadośćuczynienia, chcemy, żeby sprawy pomocy dla rodzin poległych były rozwiązywane w sposób systemowy, przygotowujemy zapisy ustawowe. Od 3 miesięcy zaczęli realnie działać opiekunowie rodzin, mają je wspierać w rozmaitych życiowych sytuacjach.
Jakie zmiany ustawowe?
W tym roku będziemy musieli zająć się kilkoma ustawami, w tym m.in. wojskową ustawą odszkodowawczą, ustawą o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych, o powszechnym obowiązku obrony RP i zaopatrzeniu emerytalnym żołnierzy.
Z szacunków pańskiego doradcy wynika, że wojsko ma 100 tys. weteranów, a MON zakłada, że z pieniędzy, jakimi dysponuje, może udzielić pomocy zaledwie 160 takim osobom rocznie.
Przygotowywane są akty wykonawcze do ustawy o weteranach, wtedy możliwe będzie oszacowanie skali potrzeb. Na pierwszym planie jest pomoc medyczna tym weteranom, którzy jej potrzebują. Współpracujemy też w tym zakresie ze Stowarzyszeniem Poszkodowanych i Rannych w Misjach. Byłem w święta odwiedzić rannych żołnierzy oraz osoby będące pod opieką Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego w warszawskim szpitalu na Szaserów i mogę stwierdzić nadzwyczajne zaangażowanie personelu i dobre warunki zapewnione tym pacjentom. Żadnemu z weteranów, którzy w związku z misjami mają problemy, nie może zabraknąć pomocy ze strony MON.
Skoro jest tak dobrze, to skąd przypadki weteranów, którzy po okresie np. rehabilitacji finansowanej przez NFZ nie mają zapewnionego dalszego leczenia i są pozostawieni sami sobie?
Nie znam takich przypadków, ale zgadzam się, że żaden weteran nie może zostać pozostawiony bez opieki.
Po odejściach z armii trzeba przyjąć nowych, aby stan osobowy wyniósł 100 tys. żołnierzy zawodowych. Jakie osoby mogą się ubiegać o służbę w armii zawodowej?
Z chęcią poświęcenia się służbie ojczyźnie. Z gotowością do udziału w misjach zagranicznych, jeśli będzie taka potrzeba. Ale i ze świadomością, że współczesna armia coraz bardziej opiera się na nowoczesnych technologiach, które wymagają coraz więcej nawet od szeregowego żołnierza.
Są chętni, mimo mniej korzystnych rozwiązań emerytalnych?
Tak. Dwudziestokilkuletni kandydaci przychodzą do armii, nie myślą o emeryturze, ale o stabilnej i dobrze płatnej pracy. A wojsko takie gwarancje daje.
Ilu chętnych się zgłosiło?
Z naszych szacunków wynika, że o jedno miejsce ubiega się nawet 3 kandydatów.
Z Narodowymi Siłami Rezerwowymi (NSR) już nie jest tak dobrze. Bo mimo obiecywania stałej służby w zawodowym wojsku i prowadzonej kampanii nie udało się pozyskać 20 tys. ochotników.
Tak, to prawda. Nawet obietnica służby w armii zawodowej składana kandydatom na żołnierzy NSR nie przyniosła oczekiwanego skutku.
Stąd te 70 proc. bezrobotnych wśród chętnych?
No właśnie. Do NSR powinni trafiać głównie byli żołnierze, na przykład ci, którzy służą na kontrakcie do 12 lat.
Wojsko tak chciało na początku rekrutacji, ale nie było odzewu ze strony rezerwistów. Dlatego kampania była kierowana do cywilów.
Wydaje mi się, że ta kampania nie do końca przyniosła zakładane rezultaty. Pracujemy nad zmianami w koncepcji NSR. Do powodzenia potrzeba różnych zachęt dla żołnierzy NSR, ich pracodawców oraz dobrego wpisania tej formacji w struktury armii. Warto być także bardziej otwartym na organizacje społeczne typu Strzelec, które stanowią naturalne zaplecze dla wojska. Jestem przekonany, że kluczowe znaczenie dla przyszłości NSR ma odwołanie się do patriotyzmu i postawy obywatelskiej, a nie ewentualne podwyższanie gratyfikacji.
Czyli nie będzie pan realizował planu legislacyjnego rządu na ten rok, który przewiduje nowelizację ustawy zakładającej wprowadzenie gratyfikacji dla żołnierzy NSR za pozostawanie w gotowości?
Plan będzie realizowany, natomiast wcześniej czeka nas dyskusja na temat NSR.
Czyli nie będzie likwidacji NSR?
Nie. Byłaby to zła decyzja, bo uniemożliwiłaby podjęcie takiego projektu przez wiele lat, a ten typ formacji jest państwu potrzebny.
A czy byli żołnierze powinni obawiać się, że będą wzywani na przymusowe ćwiczenia do wojska?
Od zawieszenia poboru nie ma już obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej. A to oznacza, że będą się nam zmniejszać zasoby rezerwistów. Stąd znaczenie projektu NSR, on ma też budować zasoby rezerw na wypadek zagrożenia.

100 tys. żołnierzy służy w armii zawodowej w Polsce