JAN KRÓWKA - Gmin nie stać na utrzymywanie pustych szkół, więc często są zmuszane do podejmowania decyzji o ich likwidacji. Takie działanie samorządów wywołuje największe niezadowolenie nie u rodziców dzieci, ale wśród samych nauczycieli
Samorządy z powodu niżu demograficznego coraz częściej decydują się na likwidację szkół. Czy pana decyzja o likwidacji czterech placówek jest podyktowana tym samym?
Tak. Rada miejska zamierza zlikwidować trzy szkoły podstawowe i jedno gimnazjum. Średnio w tych szkołach podstawowych na jedną klasę przypada od ośmiu do dwunastu uczniów, a w szkołach miejskich – 22. W roku szkolnym 2002/2003 do placówek oświatowych uczęszczało 2835 uczniów. Obecnie ta liczba zmniejszyła się o 810 uczniów. Szkoły podstawowe miejskie jeszcze kilka lat wcześniej miały po cztery odziały w każdym roczniku, a obecnie już tylko po trzy. W 2002 r. Gimnazjum nr 1 miało 32 oddziały, a pozostało ich tylko 18, natomiast w Gimnazjum nr 2 z 12 pozostało tylko 9 oddziałów. W szkołach wiejskich w danym roczniku jest jeden oddział i przy rosnących kosztach utrzymania subwencja otrzymywana od rządu w coraz mniejszym stopniu wspomaga gminę w prowadzeniu szkół.
Gminy coraz częściej buntują się przeciwko dokładaniu do utrzymania pustych szkół. Jaki musi być to koszt, żeby samorząd zdecydował się na likwidację szkoły?
Na 100 zł przypadającej subwencji oświatowej na jednego ucznia przeliczeniowego gmina z własnego budżetu dopłaca kolejne 50 zł. To wystarczająca podstawa do zmiany liczby szkół. W tym roku w naszej gminie na funkcjonowanie oświaty zaplanowano 24,9 mln zł, w tym wydatki na szkoły podstawowe i gimnazja to 18,1 mln zł. Z kolei subwencja oświatowa wynosi 12,6 mln zł. Musimy więc do samych szkół podstawowych i gimnazjum dopłacić 5,5 mln zł. To prawie dwukrotnie więcej niż w 2008 roku. Z jednej strony mamy mniej dzieci w szkołach, z drugiej nie ubywa nauczycieli. I tak staraliśmy się nie zatrudniać nowych w szkołach miejskich, ale starsi też nie odchodzą na emeryturę, bo system świadczeń kompensacyjnych zacznie działać w 2013 roku. W dodatku subwencja nie przysługuje na liczbę oddziałów, ale na liczbę uczniów. W efekcie z własnych pieniędzy musimy w roku 2011 sfinansować podwyżki dla pedagogów, bo subwencja od rządu jest niższa niż w roku 2010. Z drugiej strony z danych, jakie mamy za rok 2008, wynika, że na 72 gminy w województwie opolskim tylko 15 nie musi dopłacać do prowadzenia szkół i gimnazjów.
Czy trudno jest zlikwidować szkołę?
Tak. Najbardziej protestują oświatowe związki. Część z nich uważa, że to obniży jakość kształcenia. Nie zgadzają się też, aby nauczyciele z najwyższym stażem zachowali pracę, ale już w innych placówkach. Nie ma też zgody z ich strony, aby pozostawić w szkołach wiejskich klasy I – III. Wszystko dlatego że mniejsza liczba szkół to też mniejsza możliwość dorobienia przez nauczycieli. Dla uczniów i tak niewiele się zmieni, bo większości z 45 podległych nam małych miejscowości zapewniamy dowóz do szkoły. Na ten cel wydajemy 760 tys. zł, a nawet gdy koszty te wzrosną o 100 tys. zł, to i tak nam się opłaca zlikwidować placówki. W dodatku likwidowane szkoły, zwłaszcza Gimnazjum nr 2, nie są w najlepszym stanie technicznym, a na większe remonty nie mamy pieniędzy. Więc na zmianie sieci szkół uczniowie zyskają, bo trafią do nowoczesnych placówek.



W ustawie o systemie oświaty wprowadzono możliwość przekazywania szkół stowarzyszeniom rodziców, bez konieczności ich likwidacji. Warunkiem jest tylko liczba uczniów, która nie może przekroczyć 70 osób. Może warto się nad tym zastanowić?
Funkcjonują już u nas dwie szkoły podstawowe i jedno gimnazjum stowarzyszeniowe. W ubiegłym roku proponowaliśmy przejęcie szkół przez stowarzyszenia. Rodzice uczniów z jednej ze szkół założyli stowarzyszenie, które przejęło prowadzenie szkoły od gminy. Jednak pozostali nie są przekonani do takiej formy. Dodatkowo interpretacje zapisów ustawy nakazują wliczać do liczby uczniów także dzieci przedszkolne. A to też jest przeszkoda, bo w ten sposób przekraczamy limit 70 uczniów.
Na co powinny zwrócić uwagę samorządy przy dokonywaniu likwidacji szkół?
Pułapek jest wiele, a sądy w tych sprawach orzekają dowolnie. Na przykład pierwotnie uważano, że samorządy powinny negocjować nawet projekt uchwały rady gminy o samym zamiarze likwidacji. Ostatecznie okazało się, że samorządy mogą konsultować dopiero projekt uchwały dotyczący już samej likwidacji. Trzeb więc zwrócić się o opinię do kuratorium i związków zawodowych. W przypadku tych ostatnich muszą to być organy reprezentatywne związków. Nie wystarczy powiadomić np. Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP), ale Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych, w skład którego wchodzi ZNP. Następnie o zamiarze likwidacji trzeba skutecznie powiadomić każdego z rodziców. Nie wystarczy zorganizowanie zebrania i przekazanie im takiej informacji. Powiadomienie o zamiarze likwidacji powinno zostać dokonane do końca lutego. Nawet minimalny błąd gminy jest wykorzystywany przez związki w sądzie, co skutkuje unieważnieniem uchwały o likwidacji. Wtedy cały proces trzeba na nowo powtarzać w kolejnym roku.
W MEN trwają prace nad zmianami w Karcie nauczyciela. Co według pana powinno się w niej zmienić?
System płac nauczycieli i awansu. Na wzór Niemiec czy Czech to rząd powinien wypłacać nauczycielom pensje. Dla tej zmiany jestem w stanie zrezygnować całkowicie z otrzymywanej subwencji oświatowej. Wtedy w ciągu roku byłbym w stanie za pieniądze, które dokładam do pensji nauczycieli, wyremontować większość szkół. Przy obecnym stanie jest to niemożliwe. Z kolei w przypadku awansu to na przykład po siedmiu latach pracy nauczyciel, wzorem naszych sąsiadów, powinien przystępować do państwowego egzaminu, który by skutecznie weryfikował, kto nadaje się do pracy w zawodzie nauczyciela, a kto musi go zmienić. Obecnie o awansie decyduje grubość teczek, w których nauczyciele dokumentują swoją pracę. To w pierwszej kolejności musi ulec zmianie.