Jacek Paszkiewicz - NFZ nie ma dodatkowych 400 mln zł, żeby spełnić oczekiwania lekarzy rodzinnych. Tyle wynosi dziura w jego tegorocznym budżecie. Fundusz ma niższe wpływy zarówno z KRUS, jak i ZUS.
Czy lekarze rodzinni zamkną swoje gabinety 3 stycznia?
Mam nadzieję, że nie zrobią tego wszyscy lekarze rodzinni. Do Porozumienia Zielonogórskiego należy około 1/3 wszystkich lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ).
Ale to daje jakieś 14 tys.
Ale też nie można mówić, że 100 proc. gabinetów POZ będzie zamkniętych 3 stycznia, bo to nieprawda.
Zamknięte gabinety wydają się jednak realne, bo przecież ostatnie spotkanie lekarzy, również z panem, zostało przerwane. Lekarze twierdzą, że z winy NFZ. Bez zmiany stanowiska funduszu nie ma szans na porozumienie.
Taka sytuacja jest możliwa.
Bo powiedział pan, że NFZ nie da więcej pieniędzy na POZ?
Bo ich nie ma. Nie ma ich również na świadczenia z innych zakresów.
Co jednak mają zrobić pacjenci, jeżeli 3 stycznia gabinety ich lekarzy będą zamknięte?
Po pierwsze, umożliwimy kontraktowanie świadczeń z pediatrami i internistami. Pacjenci będą mogli się do nich udawać bez skierowania. Po drugie, pacjentów przejmą szpitalne oddziały ratunkowe oraz izby przyjęć.
Ale to oznacza dla nich dodatkowa pracę, a SOR-y już twierdzą, że mają za mało pieniędzy na leczenie?
Ale dostaną za to dodatkowe pieniądze. W sytuacji, jeżeli lekarze rodzinni odmówią podpisania umów, będziemy te środki przekierowywać do tych miejsc, gdzie ich pacjentom zostanie udzielona pomoc.
Czyli SOR-y dostaną nie tylko dobowy ryczałt, ale jeszcze dodatkowe pieniądze?
Dokładnie tak.
Ile kosztowałoby fundusz spełnienie postulatów lekarzy rodzinnych?
Lekarze domagają się wzrostu stawki kapitacyjnej o 78 gr. Spełnienie tylko tego postulatu powoduje wzrost wydatków NFZ o około 400 mln zł. Ta kwota nie uwzględnia różnych innych pochodnych. Są to środki dla nas niedostępne. Mamy wyzerowany fundusz zapasowy. Nie mamy żadnych środków dodatkowych, które mógłbym przenieść czy przesunąć. Niezależnie od tego borykamy się ze skutkami kryzysu, którego niby nie widać, ale NFZ go jednak odczuwa.
Jak?
W 2009 roku dołożyliśmy z funduszu zapasowego prawie 2 mld zł po to, żeby utrzymać nieobniżony poziom finansowania w porównaniu z rokiem poprzednim. Podobny zabieg musieliśmy zrobić w stosunku do przyszłego roku, żeby utrzymać tegoroczny poziom finansowania. Tym razem z funduszu zapasowego dołożyliśmy 800 mln zł.
Czyli nie zostało na nim nic?
Konto jest puste. To efekt tego, że NFZ niezależnie od własnej sytuacji finansowej nie może przekazać oddziałom mniej pieniędzy niż rok wcześniej.
A jak wygląda ściągalność składki zdrowotnej. Jest na takim poziomie, jaki został założony w tegorocznym planie NFZ?
Tu też mamy dziurę. Brakuje nam już 300 mln zł, żeby zrealizować założenia z planu.
To które miesiące były takie fatalne?
Plan nie jest wykonywany mniej więcej od lipca. Byliśmy przygotowani, że do funduszu wpłynie mniej pieniędzy z KRUS. Spadły jednak również wpływy z ZUS.
Skoro NFZ nie ma funduszu zapasowego, to co pan zrobi, jeżeli się okaże, że również w 2011 roku wpływy będą niższe od założeń w planie finansowym NFZ?
Nasze możliwości działania są faktycznie bardzo ograniczone. Liczę na to, że składka będzie spływała zgodnie z planem i nie będzie zasadniczych tąpnięć.
A jeżeli będą?
To będziemy musieli posiłkować się kredytem. Ale mówimy tutaj tylko o takiej sytuacji, w której funduszowi groziłaby utrata płynności finansowej.
A to mu grozi?
Nie.
Czy NFZ kiedykolwiek brał już taki kredyt?
Nigdy.
Jaka instytucja mogłaby skredytować fundusz?
Sądzę, że bank, który nas obsługuje, czyli BGK.



Lekarze rodzinni to jedna kwestia. Kolejna to szpitale. Część z nich również krytykuje NFZ za sposób prowadzenia procesu kontraktowania świadczeń zdrowotnych. Czy również one mogą odmówić podpisania kontraktów?
Nie sądzę. Takich doniesień lokalnych, że jakiś szpital nie zgadza się na warunki proponowane przez fundusz, jest bardzo dużo.
Ale czy to prawdziwy problem, czy tylko szum negocjacyjny?
Moim zdaniem to drugie. W tym roku problem jest bardziej nagłośniony, bo praktycznie we wszystkich województwach są podpisywane nowe kontrakty na kolejne lata, a nie tylko aneksy.
Czyli kontrakty będą podpisane ze szpitalami do końca roku?
Jestem o tym przekonany. To obowiązek dyrektorów oddziałów funduszu.
Umów nie podpiszą jednak zespoły ratownictwa medycznego. Teraz będą tylko aneksy, a nowe umowy zostaną zawarte w połowie 2011 roku.
To efekt spóźnienia się resortu zdrowia z przygotowaniem nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym. Liczę się z tym, że w 2011 roku, kiedy będzie ogłoszony konkurs ofert dla jednostek ratowniczych, będziemy mieli kolejną wrzawę w mediach. A w stosunku do NFZ pojawią się zarzuty, że dyskryminuje prywatne stacje ratunkowe, a faworyzuje publiczne.
A tak jest?
Nie. Problem polega na tym, że ze wszystkich ofert placówek ratowniczych NFZ musi wybrać tylko jedną. Jeżeli na danym terenie jest np. trzech konkurentów, fundusz podpisuje kontrakt tylko z jednym. W takiej sytuacji nie brakuje niezdrowych emocji.
Czy NFZ dyskryminuje prywatnych świadczeniodawców?
Nie ma takiej polityki, nie ma takiego przyzwolenia. Wielokrotnie się w tej sprawie wypowiadałem. Dla NFZ nie ma znaczenia, czy dana placówka jest publiczna, czy prywatna.
Ale w takiej sytuacji są np. placówki w Małopolsce czy na Śląsku. Tam zaproponowane im kontrakty są niższe nawet o 20 proc. w porównaniu z ich publicznymi odpowiednikami?
W tych regionach doszło do bardzo dynamicznego rozwoju prywatnych placówek. W części przypadków zakres świadczeń, jaki oferują, nie ma nic wspólnego z faktycznymi potrzebami mieszkańców. Trudno, żeby NFZ płacił kolejnej placówce za świadczenia, np. kardiologiczne, skoro na danym terenie jest np. większe zapotrzebowanie na świadczenia okulistyczne. To fundusz określa charakter świadczeń, jaki chce w danym regionie kupić, a nie świadczeniodawcy.
Szpitale wciąż mają niezapłacone nadwykonania za 2009 rok. W tym roku już są kolejne. Czy jest szansa, że fundusz je ureguluje?
Po zbilansowaniu tegorocznych umów będziemy wiedzieć, ile środków finansowych nie zostało wykorzystanych przez poszczególne oddziały. Na pewno będziemy się starać zapłacić za te świadczenia, które należą do grupy ratujących życie, czyli np. onkologiczne, anestezjologiczne. Chcemy również uregulować nadwykonania z rehabilitacji neurologicznej i kardiologicznej za ostatnie trzy miesiące tego roku. Te powstały na skutek zmiany sposobu finansowania tych świadczeń, zmiany korzystnej dla świadczeniodawców, a więc i pacjentów.
A za jakie fundusz na pewno nie zapłaci?
Za przysłowiową burtą pozostaną na pewno te wszystkie świadczenia, z wykonaniem których szpitale mogły poczekać, bo nie było zagrożenia życia i zdrowia.
Czyli szpitalom pozostaje droga sądowa?
Tak. Nie sądzę również, żebyśmy cokolwiek zapłacili przychodniom specjalistycznym i świadczeniodawcom z zakresu stomatologii.
Ile wynoszą tegoroczne nadwykonania?
Około 1,3 mld zł. Ta kwota zapewne ulegnie po weryfikacji zmniejszeniu.
Od 2012 roku w dwóch wybranych województwach resort zdrowia chce uruchomić program pilotażowy, dzięki któremu mieszkańcy tych regionów mieliby możliwość wyboru ubezpieczyciela również prywatnego. Jak pan ocenia ten pomysł?
Nie znam jego szczegółów.
Czyli resort zdrowia nie konsultował z funduszem, jak taki pilotaż można realnie przeprowadzić?
Jeszcze nie. Zakładając, że NFZ byłby instytucją pośredniczącą w przekazywaniu składki dalej, czyli do prywatnych płatników, to przede wszystkim fundusz musiałby wiedzieć, kto jest ubezpieczony i ile dokładnie płaci składki. A my tego nie wiemy.
Ale wie ZUS?
Teoretycznie tak. ZUS przekazuje nam jednak tylko informacje o liczbie ubezpieczonych i o tym, jaka do niego wpłynęła globalna kwota ze składek zdrowotnych. A to oznacza, że NFZ nie wie, ile konkretna osoba zapłaciła składek.
To jak wyobraża pan sobie przeprowadzenie takiego pilotażu?
Jego przeprowadzenie wymaga pokonania wyżej wymienionych barier, czyli trzeba przede wszystkim zindywidualizować konta ubezpieczonych. Tak żeby każda osoba miała odrębne konto, gdzie wpływałaby jej składka. Jak na razie jest to problem nie do rozwiązania.
Czyli NFZ nie jest w stanie przekazywać prywatnym ubezpieczycielom pieniędzy ze składek za konkretne osoby?
Nie, bo nie jesteśmy w stanie zidentyfikować ani osoby, ani jej składek.
Ilu pracowników NFZ straci pracę w przyszłym roku w związku z redukacjami w administracji?
10 proc. Obecnie w funduszu pracuje 4,8 tys. osób. Zwolnionych zostanie więc 480.
Co to oznacza dla działania oddziałów?
Zwolnienia będą dotyczyły tych pracowników, którzy nie pracują w tych działach, które dla funkcjonowania funduszu są kluczowe. Nie będą więc dotyczyć tych stanowisk, które wiążą się z kontraktowaniem świadczeń, ich rozliczaniem czy planowaniem.
A kogo redukcje obejmą?
Obniżmy zatrudnienie w działach, które zajmują się obsługą ubezpieczonych.
Czyli odbije się to na pacjentach?
Niestety tak. Będzie mniej pracowników, którzy są odpowiedzialni za bezpośredni kontakt z ubezpieczonymi A to oznacza wydłużenie kolejek np. dla osób, które ubiegają się o sprzęt ortopedyczny.
Dlaczego szpitale mają nadwykonania / DGP
Ile pieniędzy ma NFZ na leczenie w 2011 r. / DGP
Podstawowa opieka zdrowotna / DGP