ADAM HABRYŁO - Dobrze, że rząd nie decyduje już o pensjach w gminach. Mogą one ściągać specjalistów. Pomogą im w tym zwolnienia w administracji rządowej.
Blisko dwa lata obowiązuje już nowa ustawa o pracownikach samorządowych. Miała m.in. ułatwić zarządzanie urzędnikami w samorządzie. Czy tak się stało?
Takie było założenie ustawodawcy. W praktyce nie wszystkie nowości się sprawdziły. Pozwoliły nam uwolnić się od narzuconych przez rząd ograniczeń. I to daje nam poczucie większej samodzielności i odpowiedzialności.
Jakie to były ograniczenia?
Na przykład nie mogliśmy samodzielnie decydować o zarobkach. Rząd nie narzuca nam już, ile maksymalnie mogą zarabiać urzędnicy. Dlatego jeśli jednostka samorządowa jest zamożna, to może pozwolić sobie na zwiększenie maksymalnych stawek. Dzięki temu możemy konkurować na rynku z prywatnymi firmami o specjalistów. Wciąż jednak mamy rządową kontrolę nad płacami wójtów, prezydentów miast czy starostów.
Część ekspertów uważała, że zbyt duża swoboda samorządów może prowadzić do nadużyć. Czy te obawy były uzasadnione?
Nie. W starostwie czy urzędzie gminy wszystko można sprawdzić. Tu kontrolują nas mieszkańcy i sami urzędnicy. Ostania kontrola NIK w samorządach nie zarzuciła żadnemu z nich, że np. na niektórych stanowiskach są ustalone zbyt wysokie stawki. Wszystko jest transparentne i dostępne w urzędzie lub w biuletynie informacji publicznej. Samorządy po 20 latach funkcjonowania dojrzały do samodzielnego decydowania.
Ale NIK miała jednak zastrzeżenia do samorządów, np. do sposobu zatrudniania.
Tak. Kontrola nie dotyczyła jednak kilku tysięcy jednostek, a zaledwie około 50 gmin. Nieprawidłowości tam wykazane nie dają pełnego obrazu urzędów samorządowych. Dobór niewłaściwych kryteriów przy przeprowadzaniu konkursów na wolne stanowiska często wynika z małego doświadczenia gmin przy naborach. Zwłaszcza w małych gminach, gdzie fluktuacja kadr jest niewielka, a konkurs ogłaszany jest dwa do trzech razy w roku. Warto też dodać, że sama definicja wolnego stanowiska urzędniczego jest nieostra. W naszym starostwie trzy osoby z różnych działów zasiadają w komisji konkursowej, a później odbywa się indywidualna, niezależna ocena.
Co sekretarzom przeszkadza w stosowaniu nowej ustawy?
Na przykład brak możliwości przeniesienia z administracji rządowej urzędnika do samorządu. A tak jest w służbie cywilnej, gdzie można na podstawie porozumienia kierowników jednostek przenieść pracownika z jednego urzędu do drugiego. Możliwość przenoszenia powinna być w całej administracji publicznej. Tym bardziej że wszyscy urzędnicy są zatrudniani na podobnych zasadach. Wtedy sytuacja osoby przenoszonej jest stabilniejsza. Z kolei kierownik jednostki nie musiałby rozpisywać konkursu. Dodatkowo pracownik, np. z urzędu wojewódzkiego, jest już sprawdzony merytorycznie, bo współpracuje z samorządami. A osoba z konkursu to niewiadoma – dopiero po kilku miesiącach pracy można wskazać, czy wybór był dobry.



Ale ustawodawca wskazywał, kiedy pojawiały się takie postulaty, że ta praca się różni?
Praca może tak, ale wymiana doświadczeń między urzędami centralnymi a samorządami byłaby bardzo cenna. Urzędnicy powinni poznawać specyfikę pracy zarówno w urzędach samorządowych, jak i służbie cywilnej. To wpłynęłoby na sprawniejsze funkcjonowanie administracji.
Czy pracownicy samorządowi chcą pracować np. w urzędach wojewódzkich, które należą do administracji rządowej?
Nie. Jest wręcz przeciwnie. To właśnie samorządy okazują się gwarantem zatrudnienia i rozwoju. Urzędy wojewódzkie czy skarbowe nie są już tak atrakcyjne.
Dlaczego?
W administracji rządowej płace są zamrożone. Rzadko występują nawet pojedyncze podwyżki i awanse. W dodatku ta sytuacja się pogłębi w przyszłym roku, kiedy wejdzie w życie nowa ustawa o racjonalizacji zatrudnienia. Wtedy co najmniej 10 proc. urzędników będzie się musiało pożegnać z pracą. Już teraz przychodzą do urzędów samorządowych i szukają pracy. Taka polityka rządu jest jednak nam na rękę, bo łatwiej jest nam ściągnąć z tych urzędów specjalistów. W dodatku do 2014 roku urzędy centralne nie będą mogły zwiększać zatrudnienia. To też jest dla korzystne, bo najlepsi będą trafiać do nas.
Ale także teraz ustawa pozwala samorządom na zatrudnianie ekspertów nawet na stanowiska kierownicze bez doświadczenia w administracji.
Tak. Wystarczy, że specjalista ma trzyletni staż pracy lub prowadził przez trzy lata działalność gospodarczą. Jednak korzystamy z tego w ograniczonym zakresie. Na stanowiska kierownicze awansujemy zazwyczaj doświadczonych urzędników. Nowa ustawa pozwoliła nam to robić bez konieczności przeprowadzania konkursu przez tzw. awans wewnętrzny. Poprzednie przepisy nam na to nie pozwalały, więc takie praktyki były kwestionowane przez NIK.
Czy osoba, która rozpoczyna pracę w samorządzie, wie, kiedy i jak będzie awansować?
Ścieżka rozwoju jest kwestią indywidualną. W naszym urzędzie chcemy wprowadzić na wzór służby cywilnej tzw. wartościowanie stanowisk. Często w samorządach jest tak, że jak ktoś trafia do urzędu na stanowisko np. referenta, to pozostaje na nim nawet do emerytury. To powinno się zmienić. Samorządy też powinny mieć swój korpus tak jak próbuje się go budować w służbie cywilnej. Każdy młody człowiek rozpoczynający pracę w urzędzie powinien wiedzieć, że jak będzie dobrze pracował, może liczyć na awans. W tym celu powinna pomagać ocena okresowa pracownika.
Co można zmienić?
W większości urzędów pracownicy są zwalniani ze służby przygotowawczej, a egzamin jest obowiązkowy. Najlepszym egzaminem jest jednak praca i poprawne wykonywanie powierzonych zadań. Za niecelowe uważam np. zatrudnianie doświadczonego pracownika z urzędu wojewódzkiego i organizowanie mu egzaminu ze służby przygotowawczej. Taką służbę i egzamin zdawał już w służbie cywilnej.