ELŻBIETA KRYŃSKA - Rząd radykalnie tnie wydatki na aktywizację. W urzędach pracy przybędzie osób bez kwalifikacji i starszych.
Kwota na aktywne formy przeciwdziałaniu bezrobociu w przyszłym roku ma radykalnie zmaleć – z ponad 7 do 3,2 mld zł. Jak pani to ocenia?
Najpierw ustalmy rzeczywiste kwoty, o których mówimy. Zgodnie z załącznikiem nr 6 do ustawy budżetowej plan finansowy państwowego funduszu celowego, jakim jest Fundusz Pracy, przewiduje, iż w 2011 r. na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu przeznaczy 3,2 mld zł, czyli o 54 proc. mniej niż w 2010 r. Problem w tym, iż zmniejszenie kwot na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu jest nierównomierne. Na względnie niezmienionym poziomie pozostaną lub nawet wzrosną wydatki ponoszone na realizację tzw. pakietu antykryzysowego (np. na pomoc w spłacie kredytów mieszkaniowych, koszty szkoleń pracowników) oraz na rzecz kształcenia personelu medycznego czy ponoszone na rzecz ograniczania skutków powodzi. Natomiast na aktywizację, np. szkolenia, prace interwencyjne, przygotowanie zawodowe dorosłych i inne, oraz dofinansowanie młodocianych pracowników przewiduje się kwotę 1,5 mld zł wobec 5,3 mld w roku bieżącym, czyli aż o 71 proc. mniej.
Czy liczba bezrobotnych w przyszłym roku wzrośnie?
Zmniejszenie środków na instrumenty aktywnej polityki rynku pracy na pewno będzie miało skutek w postaci wzrostu liczby bezrobotnych. Spróbujmy to oszacować. W ostatnich dwóch latach instrumentami tymi obejmowano ok. 700 tys. osób rocznie i za ich pomocą tworzonych było ok. 100 tys. miejsc pracy – w wyniku wykorzystania środków na doposażenie/wyposażanie miejsc pracy oraz dotacji na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Tak zwana efektywność zatrudnieniowa, czyli udział osób, które podjęły pracę w ogólnej liczbie osób objętych tymi instrumentami, wynosiła ok. 55 proc. Można przyjąć, iż w wyniku ich zastosowania trwałe miejsce pracy uzyskiwało ok. 400 tys. bezrobotnych rocznie. Jeżeli nakłady na instrumenty aktywnej polityki rynku pracy zmniejszą się proporcjonalnie (podobnie we wszystkich kategoriach wydatków), to objętych nimi w 2011 r. zostanie ok. 200 tys. bezrobotnych, co – przy niezmienionej efektywności zatrudnieniowej, pozwoli na uzyskanie miejsc pracy przez ok. 110 tys. spośród nich. To proste wyliczenie pokazuje, że w zasobie bezrobocia pozostanie o ok. 290 tys. osób więcej, niż miałoby to miejsce przy nakładach na instrumenty aktywnej polityki rynku pracy podobnych jak w 2010 r.
Pozostaną przecież nadal środki z Europejskiego Funduszu Społecznego, które pozwalają na rozwiązywanie niektórych problemów lokalnych i regionalnych rynków pracy.
Niezależnie jednak od nich obowiązkiem każdego kraju jest przeznaczanie środków własnych na instrumenty aktywnej polityki rynku pracy. Należy zwrócić przy tym uwagę, iż w Polsce na aktywną politykę rynku pracy przeznacza się – w porównaniu do innych krajów UE – stosunkowo niewiele. Na jedną osobę pragnącą podjąć pracę w Polsce wydaje się w tym celu 560 euro, a średnio UE 1739 euro. W relacji do PKB wydatki na aktywną politykę rynku pracy w Polsce wynoszą 0,397, a średnio w UE 0,473.
Rząd zakłada, że coraz bardziej rozpędzająca się gospodarka nie dopuści do wzrostu liczby bezrobotnych.
Nie ma żadnej wątpliwości, iż obniżenie środków na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu negatywnie wpłynie na polski rynek pracy. Oczekiwanie, iż sytuacja na nim polepszy się niejako automatycznie w wyniku poprawy koniunktury gospodarczej i zmian demograficznych nie jest pozbawione racjonalności, ale nie uwzględnia występującego w Polsce bezrobocia strukturalnego, trwałego, niezwykle trudnego do ograniczenia.
Którzy bezrobotni najbardziej ucierpią na obcięciu pieniędzy?
W zasobie bezrobocia pozostaną dłużej osoby o najtrudniejszej sytuacji na rynku pracy – bez kwalifikacji zawodowych, z kwalifikacjami niedostosowanymi do potrzeb pracodawców, młodzi i ci w starszych grupach wieku. Czyli ci, których atrakcyjność i produktywność była wspomagana przez instrumenty aktywnej polityki rynku pracy.
A co z pracodawcami?
Podobnie jak w przypadku bezrobotnych, tak i w odniesieniu do pracodawców wiadomo, że w momentach przełomowych zawsze najbardziej tracą słabsi, czyli – oczywiście – firmy małe, a zwłaszcza mikropodmioty gospodarcze, zatrudniające niewielką liczbę osób. Dla nich możliwość subsydiowania miejsc pracy w tej czy innej formie dokonywana poprzez instrumenty aktywnej polityki rynku pracy była szansą na obniżenie kosztów zatrudnienia, czyli stwarzała możliwość tworzenia nowych miejsc pracy. Niestety, nie można wykluczyć, iż te miejsca pracy zasilą teraz szarą strefę. Duże, rentowne przedsiębiorstwa sobie poradzą.