Publikowane w gazetach czy internecie ogłoszenia o pracę często łamią prawo antydyskryminacyjne – wynika z raportu Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
Raport opisaliśmy w poniedziałkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej. Jego autorzy przeanalizowali ponad 60 tysięcy ogłoszeń o pracę. Dyskryminację dostrzegli w blisko 25 tysiącach z nich.
Jak wynika z raportu towarzystwa, najczęściej (aż w 86 proc.) naruszana była zasada równego traktowania ze względu na płeć, w takich sformułowaniach jak poszukiwanie „energicznej pani do sklepu spożywczego” czy „pracownika fizycznego do pracy przy koniach, mężczyzny”. W ogłoszeniach pojawiły się też tak absurdalne zapisy jak: „kierowca, musi być wizualnie supermężczyzną”.
Rozmawiamy z JACKIEM MĘCINĄ, ekspertem z zakresu prawa pracy w PKPP Lewiatan.
Dlaczego polscy pracodawcy tak często łamią prawo antydyskryminacyjne?
Według mnie rzeczywistość nie rysuje się w czarnych barwach. Skończyłem właśnie kompleksowe badania, w których wzięło udział ponad 150 firm. Przebadałem pracodawców, pracowników, związki zawodowe i przedstawicieli rad pracowniczych. A wszystko po to, by dowiedzieć się, jak oceniają oni zmiany w stosunkach pracy po akcesji Polski do Unii Europejskiej. Wie pani, w którym aspekcie widzą największy postęp? Właśnie we wdrażaniu i promowaniu zasad antydyskryminacyjnych i antymobbingowych. Takie są fakty.
Ale nie powie pan chyba, że problemu nie ma? Wystarczy wziąć do ręki jakąkolwiek gazetę z ogłoszeniami o pracę, żeby znaleźć dziesiątki przykładów ofert formułowanych w sposób niezgodny z prawem. Poszukuje się tylko kobiet albo tylko mężczyzn. Tylko młodych i atrakcyjnych.
To prawda. Ale to się nie kłóci z wynikami badań, o których mówiłem. Postawiłbym tezę, że polityka antydyskryminacyjna najbardziej rozwinęła się u nas na etapie, kiedy pracownik już jest zatrudniony. W momencie rekrutacji rzeczywiście mamy problem. Brakuje dobrych praktyk pokazujących, jak ten etap powinien wyglądać.



Od kilku lat polskie prawo – pod karą 3 tys. zł grzywny – zakazuje wszelkiej dyskryminacji nie tylko przy zatrudnianiu, lecz także przy poszukiwaniu pracowników. Dlaczego pracodawcy wolą ryzykować karę pieniężną, niż przestrzegać prawa?
Dużą rolę odgrywają stereotypy. W Polsce od lat funkcjonuje bardzo silna feminizacja niektórych zawodów, np. nauczycielstwa, pielęgniarstwa czy administracji. Z drugiej strony przez cały okres lat 90. utrwalała się tendencja poszukiwania pracowników, którzy dopiero co skończyli studia. To są stereotypy, które pokutują. Niestety, nie nastąpiło jeszcze ich przewartościowanie. Ale to się musi stać. Za chwilę okaże się, że pracodawcy będą zmuszeni zrezygnować z poszukiwania młodych pracowników, bo na rynku zwyczajnie ich brakuje. Struktura społeczna się zmienia i to wymusi zmiany.
A czy polscy pracodawcy są świadomi, że obowiązujące w Polsce prawo zabrania dyskryminacji?
Zdarza się, że nie. W wielu firmach w działach kadr pracują ciągle ci sami ludzie, co wiele lat temu. Są przyzwyczajeni do tego, co mieliśmy w latach 90. Wówczas na każde ogłoszenie odpowiadały tysiące chętnych i można było mnożyć wymagania.
PTPA postuluje powołanie niezależnego urzędu, który śledziłby przypadki dyskryminacji. To dobry pomysł?
Nie wiem, czy powoływanie kolejnego urzędu to najlepsze rozwiązanie. Mamy już ministra pracy, rzecznika praw obywatelskich, inspekcję pracy. Po co powoływać kolejne instytucje? I czy koniecznie muszą to być instytucje państwowe? Uważam, że nie. Uchwalenie nawet najlepszego prawa to nie jest nawet połowa sukcesu, ale dopiero początek. Powołując kolejne urzędy, które będą propagować wartości antydyskryminacyjne, daleko nie zajedziemy. Uważam, że lepiej, by robiły to organizacje pozarządowe, organizacje pracodawców i związki zawodowe. Wtedy pracodawcy nie poczują się atakowani i z większą uwagą wsłuchają się w przekaz. W Lewiatanie idee równościowe promujemy z powodzeniem od lat.
*Jacek Męcina, ekspert z zakresu prawa pracy w PKPP Lewiatan, były wiceminister gospodarki i pracy w rządzie Marka Belki