Rozmawiamy z WIKTOREM WOJCIECHOWSKIM - Stopa bezrobocia w przyszłym roku będzie wyższa, niż zakłada rząd. To skutek m.in. planowanego wzrostu płacy minimalnej.
● Rząd proponuje, aby płaca minimalna wzrosła w przyszłym roku do 1317 zł. Przewiduje też, że wskaźnik bezrobocia nie wzrośnie zbyt dużo i wyniesie 13,8 proc. Czy jest to realne?
– Na pewno nie wtedy, gdy podniesiemy płacę minimalną. Wyższa płaca minimalna może tylko utrwalić skutki obecnego kryzysu. W efekcie zafundujemy sobie trwale wysokie bezrobocie. Wyższa płaca minimalna oznacza wyższe koszty pracy, a to zniechęca firmy do zatrudniania pracowników. Poziom wszystkich wynagrodzeń w gospodarce powinien odzwierciedlać wydajność pracowników, a nie być wynikiem decyzji administracyjnych. Podwyższanie płacy minimalnej nie rozwiąże żadnych problemów na rynku pracy, w szczególności nie ograniczy bezrobocia ani ubóstwa.
● Jaka będzie wobec tego stopa bezrobocia na koniec tego i przyszłego roku?
– Wpływ sytuacji gospodarczej na rynek pracy następuje zazwyczaj z pewnym opóźnieniem. W okresie ostatnich czterech kwartałów roczne tempo wzrostu gospodarczego w Polsce spadło z ponad 6 do zaledwie 0,8 proc. Tymczasem w maju tego roku stopa bezrobocia rejestrowanego wzrosła do 10,8 proc., czyli jedynie o 1 pkt proc. w skali roku. W zestawieniu ze skalą spowolnienia gospodarczego to wciąż niewielkie pogorszenie sytuacji na rynku pracy. Silniejszy wzrost bezrobocia nastąpi zapewne dopiero pod koniec roku. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu liczba pracujących w tym roku spadnie o około 500 tys. osób, a bezrobocie w grudniu wyniesie ok. 13,5 proc. Niestety, spodziewana poprawa koniunktury w 2010 roku nie będzie na tyle silna, aby zahamować spadek zatrudnienia. Przyczyni się także do niego planowany wzrost płacy minimalnej. Liczba pracujących w przyszłym roku też będzie spadać, choć wolniej niż obecnie.
● Jak więc będzie wyglądać sytuacja w przyszłym roku?
– Bezrobocie w 2010 roku nie powinno przekroczyć 15 proc., ale później powinno już spadać. Jeżeli w tym czasie uelastycznimy nasz rynek pracy, to szybko osiągniemy wysokie tempo wzrostu zatrudnienia. Na przykład zamiast ograniczać stosowanie umów czasowych, powinniśmy zliberalizować standardowe umowy o pracę.



● Które branże będą zwalniały najwięcej, a w których zwolnienia będą najmniejsze?
– Spowolnienie gospodarcze w Polsce wynika głównie z wyhamowania krajowych inwestycji i spadku popytu na nasz eksport. To dlatego największe zwolnienia dotknęły branże produkujące dobra inwestycyjne i uzależnione od eksportu. Kraje Europy Zachodniej, w szczególności Niemcy, które są naszym głównym partnerem handlowym, odnotowują w tym roku naprawdę silną recesję. Dopiero gdy w Niemczech powróci koniunktura, możemy liczyć na wzrost popytu na pracę w przemyśle.
Pomimo dużych problemów firm deweloperskich ze sprzedażą mieszkań liczba pracujących w budownictwie wciąż rośnie. Wynika to z tego, że budownictwo mieszkaniowe stanowi tylko część całej branży, a inwestycje infrastrukturalne nie tylko nie wyhamowały, ale dopiero nabierają tempa. Relatywnie dobra sytuacja panuje w sekcjach usługowych, takich jak handel czy hotele i restauracje. Generalnie to branże zależne głównie od popytu krajowego powinny w najmniejszym stopniu odczuć obecny kryzys.
● A czy jest szansa na wzrost płac?
– W kolejnych miesiącach tego roku tempo wzrostu wynagrodzeń będzie stopniowo wyhamowywać. Uważam, że w 2009 roku przeciętne wynagrodzenie wzrośnie o ok. 3 proc. Ze względu na relatywnie wysokie bezrobocie, które utrzyma się także w przyszłym roku, nie sądzę, abyśmy szybko zaobserwowali wyższą dynamikę wynagrodzeń. Prognoza rządowa sprzed kilku dni, że płace w gospodarce narodowej wzrosną w przyszłym roku o 2,1 proc. wydaje się realna.
● WIKTOR WOJCIECHOWSKI
ukończył SGH. Jest wicedyrektorem działu analitycznego Fundacji FOR, Forum Obywatelskiego Rozwoju