• W Polsce pensje rosną ostatnio w ponad 10-proc. tempie. Czym to jest spowodowane?
- Wzrost wynagrodzeń jest efektem wzrostu zapotrzebowania na pracowników. Do Polski napłynęło sporo pieniędzy z UE, polskie firmy są coraz bardziej konkurencyjne i potrzebują nowych pracowników. Jednocześnie wielu Polaków skorzystało z możliwości zatrudnienia w krajach UE. Firmy, żeby zatrzymać pracowników, podnoszą im więc wynagrodzenia. Jednak wzrostowi płac nie zawsze odpowiada wzrost wydajności pracy. W ubiegłym roku płace zaczęły rosnąć szybciej niż wydajność. A to oznacza, że wzrosły jednostkowe koszty pracy, co przekłada się na mniejszą konkurencyjność naszych firm i całej gospodarki.
• Mamy 11-proc. bezrobocie, a przedsiębiorcy szukają pracowników. Czym to wytłumaczyć?
- To głównie efekt tzw. niedopasowania strukturalnego. Bezrobotni często nie posiadają umiejętności, których oczekują pracodawcy. Obecnie na rynku brakuje m.in. wykwalifikowanych pracowników fizycznych, kierowców, techników, inżynierów, pracowników hoteli i restauracji, produkcji, przedstawicieli handlowych, niewykwalifikowanych pracowników fizycznych. Czasami jest też tak, że bezrobotny ma jedynie formalne kwalifikacje, a w praktyce nie posiada żadnych umiejętności. Ponadto część bezrobotnych w ogóle nie ma zamiaru pracować. Rejestrują się w urzędach pracy, aby uzyskać prawo do bezpłatnych świadczeń zdrowotnych.
• A czy także w tym roku i następnych latach płace nadal będą rosły w dotychczasowym tempie?
- W ostatnich trzech latach notowaliśmy bardzo wysokie tempo wzrostu wynagrodzeń. W 2007 roku ten wzrost był na poziomie 10 proc. Myślę, że do końca tego roku tempo wzrost płac utrzyma się na poziomie z roku ubiegłego. To efekt dobrze rozwijającej się gospodarki, a na razie nie ma sygnałów, żeby miała znacząco zwolnić. Obecnie obserwujemy jednak spadek wzrostu gospodarczego w USA, którego skutki już odczuwają tzw. stare kraje UE. W przyszłym roku również Polska prawdopodobnie odczuje skutki tej dekoniunktury. To doprowadzi do wyhamowania żądań płacowych szczególnie w sferze prywatnej, gdzie pracodawcy mają więcej do powiedzenia. Obecnie przy dobrej koniunkturze płace rosną, ale gdy koniunktura będzie gorsza, firmy będą miały mniejsze przychody. Wtedy coraz mniej opłacalne będzie zatrudnianie nowych pracowników, a być może część z nich trzeba będzie zwolnić. A to przełoży się na wzrost bezrobocia. Także w sferze budżetowej oczekiwania płacowe powinny zostać powstrzymane. Myślę więc, że płace w całej gospodarce niezależnie od ewentualnych negatywnych skutków wynikających z dekoniunktury w przyszłym roku nie powinny rosnąć szybciej niż planowany na około 6-proc. wzrost gospodarczy.