Lobbyści nie powinni zabiegać o kontakty z posłami, ale z tłumaczami na język polski unijnych dyrektyw. Chcąc być świętszym od papieża, posłowie czy rząd wrzucają do krajowego ustawodawstwa określenia lub zwroty użyte w prawie europejskim.
Robią to bez refleksji nad konsekwencjami, jakie nowe pojęcia mogą spowodować w ustawodawstwie. Nie zastępują też obcych pojęć funkcjonującymi już w krajowym porządku prawnym, choć przecież dyrektywę musimy wdrożyć, a nie przepisać żywcem do polskich ustaw. A cenę takiego zaniedbania w przypadku dyrektyw z zakresu prawa pracy poniosą i pracownicy, i pracodawcy. Pierwsi - bo nie będą wiedzieć, kiedy zachowanie się pracodawcy, mające na celu np. ich poniżenie, jest niepożądane, a drudzy - bo będą musieli zastanowić się dwa razy, zanim zwolnią pracownika, który wstawił się za poniżanym kolegą.