Jeszcze 15, może 30 lat, a polskie miasta i wioski zamienią się w gigantyczne domy starców. Spotkanie na ulicy młodych ludzi z dzieckiem będzie wydarzeniem równie rzadkim, jak natknięcie się dziś na słonia azjatyckiego w centrum Warszawy.
System emerytalny całkiem padnie. Tak samo zresztą jak gospodarka. Możniejsi sąsiedzi z UE będą musieli się pochylić nad naszym losem. Niczym w „Krajobrazie po uczcie” Kaczmarskiego. Tyle że tym razem przyczyną będzie nie „nieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcja”, ale trwający dziesiątki lat brak polityki demograficznej. A raczej konsekwentna polityka antyrodzinna, która już daje wymierne efekty.
Teraz osoby, od których zależy jakość (także prawna) życia w naszym kraju, zdecydowały się na kolejny, śmiały krok w tym kierunku. A mianowicie uzyskanie zasiłku na dzieci, nawet jeśli spełnia się warunek podstawowy, czyli jest się nędzarzem (próg dochodowy uprawniający do świadczenia to 539 zł dochodu w rodzinie na głowę), będzie tak trudne, obwarowane tyloma biurokratycznymi formalnościami, że prawie nikt go nie dostanie. Nie podejmuję się wytłumaczyć w tym krótkim komentarzu, co trzeba będzie zrobić, aby dostać tę zawrotną kwotę (77 zł na dziecko do lat 6 lub 106 zł na starsze) – moim kolegom zajęło to całą kolumnę (B6). Niemniej jestem pewna, że wyeliminuje to z grona beneficjentów kolejne tysiące osób. Brawo minister finansów! Zamiast wyciągać ręce po prośbie do państwa, młodzi będą jeszcze tłumniej wyjeżdżać do państw przyjaźniejszych niż Polska. Których władze patrzą trochę dalej niż jednoroczny budżet. Na przykład do Irlandii. Przykład z życia bliskiej mi osoby: Katarzyna, absolwentka informatyki, matka 3-letniej Julki. W kraju oferowano jej pracę na śmieciowe umowy, nie miała gdzie mieszkać. Zdecydowała się na emigrację. Jako samotna matka otrzymuje 210 euro zasiłku tygodniowo, do tego tzw. child benefit (130 euro miesięcznie na dziecko, dla wszystkich, niezależnie od dochodu). Państwo dofinansowuje jej wynajem domu (tak, domu, nie mieszkanka w zapluskwionej kamienicy z wygódką na podwórku, 70 euro tygodniowo). I jeszcze sezonowy dodatek na ogrzewanie – głupie 20 euro na tydzień. Nie musi niczego wypełniać, niczego wyliczać. Raz na kwartał dostaje pismo z zapytaniem, czy jej sytuacja życiowa się nie zmieniła. Bez grożenia przy tym odpowiedzialnością za podanie fałszywych danych, w Polsce zagrożoną karą pozbawienia wolności do lat trzech.