Powstają kolejne raporty na temat polskiej szkoły, a zatem zarówno poziomu nauczania, samodzielności myślenia oraz relacji między nauczycielami a uczniami. Poza tymi opracowaniami, które polegają na mierzeniu mierzalnego, czyli zdolności rozwiązywania testów przez uczniów, wszystkie inne doprowadzają do bardzo krytycznych wniosków na temat przede wszystkim samodzielności myślenia i umiejętności uczenia tej samodzielności przez nauczycieli.
Ponad połowa uczniów sądzi, że nauczyciel ma zawsze rację. A przecież wszystkiego innego poza samodzielnością myślenia można dowiedzieć się w milionach źródeł, jakie istnieją we współczesnym elektronicznym świecie. Jedynie samodzielność myślenia, odwaga intelektualna i zdolność do reagowania na nieoczekiwane informacje stanowią kapitał, jaki uczeń powinien wynieść z dobrej szkoły.
Przedmiot wiedza o społeczeństwie uczy formułek, nie kształtuje obywateli
Posłużmy się przykładem przedmiotu wiedza o społeczeństwie i ograniczmy się jedynie do poziomu licealnego. Zależnie od stopni z tego przedmiotu maturzysta dostaje się na studia z zakresu nauk społecznych. Ale to tyko utrudnia, a nie ułatwia zadania uczelniom, gdyż przedmiot jest w szkole traktowany mechanicznie, jako zbiór informacji, a samodzielność w jego nauczaniu jest zerowa. Przede wszystkim warto przypatrzeć się podręcznikom. Otóż na poziomie rozszerzonym jedyne znane nazwisko autora, to nieżyjący Tomasz Merta. Reszta to zapewne nauczyciele czy też mniej wybitni nauczyciele akademiccy. Jednak, i to jest ciekawe i niezrozumiałe, nie ma najmniejszych mechanizmów konsultowania tych podręczników z wyższymi uczelniami. Jest to skandal z dwu powodów: po pierwsze uczelnie wyższe muszą kierować się stopniami z rozszerzonego „WoS” przy przyjmowaniu nowych studentów i – po drugie – uczelnie wyższe muszą od początku zaczynać edukację w tej dziedzinie, bowiem młodzież po szkole przychodzi kompletnie źle przygotowana. Owszem, posiada pewien zestaw informacji, ale są one niepotrzebne ani uczniowi, ani obywatelowi, natomiast nie posiada niemal żadnych informacji na temat kontekstu wydarzeń społecznych, ich historycznych powodów i współczesnych implikacji. Dobrym przykładem jest brak opisu konsekwencji przyjęcia jednego z kilku typów Ordynacji wyborczej, a tylko to jest w kwestii Ordynacji wyborczej ciekawe.
Wiedzy o społeczeństwie uczymy w szkołach także po to, żeby przyszli pełnoletni obywatele podejmowali bardziej świadome i oświecone decyzje w życiu publicznym. Pomijam fakt, że nikt nie udowodnił, że decyzje – na przykład – wyborcze świadomych czy oświeconych obywateli mają większą wartość od decyzji reszty, ale szkoła świadomych i oświeconych obywateli w obecnym stanie rzeczy nie potrafi wyprodukować. Potrzebni byliby do tego świadomi i oświeceni nauczyciele. Naturalnie, nie można wszystkich nauczycieli traktować równie krytycznie, ale w większości szkół (zwłaszcza prowincjonalnych) wiedzy o społeczeństwie uczy specjalista od czego innego (polonista, historyk itp.). Ponadto bez względu na to, jak uczy, dzięki rozmaitym uprawnieniom (w tym Karcie nauczyciela) jest praktycznie nieusuwalny.
Wyrzucić nauczyciela można tylko przy systemie zatrudniania na kontrakt, a przeciwko temu nauczyciele gwałtownie protestują. Ocena dokonywana przez kolegów jest z reguły i z natury rzeczy powierzchowna i pozytywna, bo jak kolegę ocenić źle? A tylko dwie negatywne oceny mogłyby doprowadzić do bardziej drastycznych konsekwencji.
Ostatnio doszedł nowy czynnik. Otóż dostęp do zawodu nauczyciela na skutek niżu demograficznego stał się niemal zamknięty. Więc nawet najlepsi absolwenci studiów pedagogicznych nie mają szans na pracę w szkole. Wreszcie o składzie grona nauczycielskiego w znacznym stopniu decydują gminy, co sprawia, że tym bardziej dobre stosunki koleżeńskie, by to ująć delikatnie, odgrywają centralną rolę. Czy nowa pani minister da sobie z tymi problemami radę? Niestety, mam zasadnicze wątpliwości.