W ciągu trzech lat nauki mojego dziecka w szkole jego wychowawczyni zadzwoniła do mnie raz, a wywiadówki trwają nie dłużej niż godzinę. Wycieczki szkolne były dwie – jednodniowe z udziałem trzech rodziców w charakterze opiekunów.
Wcale nie narzekam, bo szkoła jest przyjazna dziecku, a poziom nauczania niezły. Wychowawczyni ma dobry kontakt zarówno z uczniami, jak i z rodzicami. Natomiast z listu otwartego nauczyciela zamieszczonego na stronach internetowych Związku Nauczycieli Polskich wyłania się z obraz osoby umęczonej. Jego autor wymienia aż 16 obowiązków, które dodatkowo musi realizować (poza nauką uczniów). Są wśród nich m.in. dyżury na korytarzach, indywidualne rozmowy z uczniami, udział w radzie pedagogicznej, rozmowy telefoniczne z rodzicami, wywiadówki, spotkania z przedstawicielami samorządów, przygotowanie do zajęć, udział w imprezach szkolnych czy szkoleniach, sprawdzanie prac domowych oraz spotkania z przedstawicielami wydawnictw naukowych.
Nie dodaje jednak, że część z nich jest wykonywana raz na miesiąc, raz na kwartał lub pół roku. Szkoda, bo tak jak fałszywy jest obraz nauczycieli nierobów, tak samo nieprawdziwe jest przedstawianie się jako najbardziej zapracowanej grupy zawodowej w Polsce.