W ostatnich 20 latach dokonała się edukacyjna rewolucja. Na początku lat 90. studiowało 400 tys. osób. Dziś – prawie 2 mln. Obecnie, zamiast co dziesiąta, co druga osoba w wieku maturalnym zaczyna studia. Te rewelacyjne informacje nie powinny jednak pozbawiać nas krytycznego spojrzenia na jakość kształcenia.
Dyplom uczelni podlega inflacji i nie jest już przepustką na rynek pracy. Także z tego powodu, że sporo uczelni bardziej stało się notariuszami wydającymi dyplom niż Alma Mater – rodzicielkami karmiącymi żaków wiedzą. Młodzi wybierają ponadto kierunki, które nie dają im szans na etat – np. w 2009 na 439 tys. absolwentów prawie 70 tys. to pedagodzy (w czasach, kiedy zamyka się szkoły), a tylko 22 tys. kończyło studia inżynieryjno-techniczne. Uniwersytety wciąż też w niewystarczający sposób współpracują z biznesem. Po pierwszej fali modernizacji na uczelniach czas na drugą: teraz zamiast na ilość musimy postawić na jakość.