Władze od pół roku negocjują ze związkami w sprawie reformy niesprawiedliwego i kosztownego systemu emerytalnego dla służb mundurowych. Bez skutku. To wyjątkowo demoralizujące widowisko
Rząd jest od rządzenia, czyli podejmowania decyzji. Ta banalna prawda traci swoje znaczenie, gdy patrzy się na to, jak nasz rząd reformuje system emerytalny służb mundurowych. Mimo że jest ewidentnie wykoślawiony, niesprawiedliwy i kosztowny, wciąż, już od pół roku, trwają negocjacje ze związkami w sprawie kształtu reformy. To droga donikąd. Związki będą bronić przywilejów, bo od tego są. Rząd powinien więc podjąć decyzje i wprowadzić zmiany.
Na temat absurdów w systemie emerytalnym służb mundurowych napisano już tomy. Także „DGP” pisał m.in. o tym, że prawie 6,5 tys. osób, które pobierają emerytury wypłacane przez resort spraw wewnętrznych i obrony narodowej, nie skończyło nawet 39 lat. A z 240 tys. emerytowanych żołnierzy i funkcjonariuszy 44 tys. nie ma 50 lat. Co więcej w MON w 2010 roku średni wiek osoby, która odeszła na emeryturę, wyniósł zaledwie 41,2 roku, a świadczenia mundurowych, mimo krótkiego okresu służby, są zdecydowanie wyższe niż w ZUS czy KRUS. Średnio wynoszą 2,9 tys. zł, a po 15 latach służby około 2 tys. zł. Średnia emerytura w ZUS, po 30 latach pracy to 1,8 tys. zł. Na tym nie koniec przywilejów. Mundurowi mogą dorabiać praktycznie do woli. W ZUS ci, którzy zarobią więcej niż 4,5 tys. zł, tracą emeryturę. A mundurowy może dorabiać nawet kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, a straci maksymalnie 25 proc. świadczenia. To gigantyczne marnotrawstwo.
Mimo to rząd wciąż, od grudnia ubiegłego roku, konsultuje ze związkami dłuższą służbę mundurowych. A ci nie chcą się nawet zgodzić na wprowadzenie niskiego, wynoszącego 55 lat wieku emerytalnego. Nie jest to nawet specjalnie dziwne – bronią swoich przywilejów. Tyle tylko, że rząd powinien samodzielnie podjąć decyzję o wydłużeniu okresu ich pracy. Bo od tego jest. Jeśli miałby zawsze negocjować oczywiste reformy z zainteresowanymi grupami, to nie zrobiłby prawie nic. Pojawia się też zasadnicze pytanie, dlaczego w innych sprawach podejmuje decyzje bez konsultacji. Nie zapytał mnie i Polaków o zdanie, gdy ciął składkę do OFE albo podnosił od stycznia VAT.
Taka polityka dziwi, tym bardziej że doprowadził od 2009 roku do wygaszenia powszechnych przywilejów emerytalnych w ZUS. Wtedy też był opór, ale udało się zapobiec ucieczce na wczesne emerytury ogromnej rzeszy osób. Z korzyścią dla gospodarki i rynku pracy.
Czas na decyzje, a jeśli rząd nie jest w stanie ich podejmować, powinien się zmienić. Bo podobnie jak z mundurowymi dzieje się też w innych sferach – Karcie nauczyciela, KRUS czy emeryturach górników. A słabość rządu to nie tylko marnotrawstwo publicznych pieniędzy, wolniejszy wzrost gospodarczy, gorsza sytuacja na rynku pracy. To także demoralizacja. I to podwójna. Po pierwsze, widząc ustępliwość, ludzie stają się roszczeniowi. Żądają więcej, często kosztem słabszych. Po drugie, nie zgadzają się na żadne zmiany, które miałyby ich dotknąć. Myślą, że skoro inni mają przywileje, to dlaczego oni mają je tracić. I koło się zamyka.