Najnowsza propozycja minister pracy oznacza faktycznie likwidację OFE. Proponuje się mianowicie, aby na dziesięć lat przed emeryturą oszczędności zebrane przez obywateli w OFE stopniowo przenosić do ZUS, który miałby przejąć rolę instytucji wypłacającej emerytury zarówno z części zusowskiej, jak i z OFE.
Wcześniej pojawiały się propozycje, aby to ZUS był głównym wypłacającym, jednak nikt nie poszedł aż tak daleko, aby środki gromadzone przez lata w OFE wydać od razu na bieżące emerytury. A więc żadnego inwestowania, tylko przejęcie naszych oszczędności przez ZUS i łatanie na bieżąco dziury budżetowej.
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. Trudno inaczej wytłumaczyć ten szalony pomysł. Bo przecież przekazanie całych środków gromadzonych przez lata w OFE na wypłaty emerytur jest dokładnie tym, co zrobili Węgrzy. Tam przejęto od razu zgromadzone przez ludzi pieniądze, u nas proponuje się, aby działo się to stopniowo. Propozycja ta jest o tyle szokująca, że jeszcze kilka tygodni temu przedstawiciele rządu zapewniali nas, że likwidacji II filaru nie będzie!
Jeszcze roku temu tak szalone propozycje zgłaszane przez minister pracy nie były traktowane poważnie. Po tym jednak jak cały rząd poparł jej propozycje obcięcia składki na OFE, strach pomyśleć, co będzie teraz. Nie wiem, na ile poważnym pomysłem jest alternatywa, aby lepiej zarabiający mogli pobrać zgromadzone w OFE środki w ramach jednorazowej wypłaty, zamiast przekazywać je do ZUS. Jeśli bowiem taka alternatywa stałaby się obowiązującym prawem, to przecież nikt o zdrowych zmysłach nie oddałby pieniędzy do czarnej dziury, jaką jest ZUS. Podzielilibyśmy wtedy Polaków na tych biedniejszych w ZUS i tych bogatszych samych dbających o swą emeryturę. Może o to chodzi, aby tych, którzy najwięcej protestowali przy obcięciu składki na OFE, udobruchać atrakcyjną alternatywą ucieczki od ZUS?
Prawie dziesięć lat temu powstał raport Banku Światowego, którego byłem współautorem, opisujący różne warianty wypłat emerytur w ramach II filaru. Konkluzją raportu była propozycja, aby wypłatą świadczeń emerytalnych zajęły się funkcjonujące na rynku podmioty, m.in. firmy ubezpieczeniowe. Uznano bowiem, że jest to wariant najtańszy, niewymagający powstawania nowych instytucji, doskonale bilansujący ryzyko i wykorzystujący umiejętności zarządzania aktywami. W raporcie omówiono też wariant zarządzania środkami przez ZUS i wypłacania ich przez tę instytucję – z negatywną rekomendacją. Dzisiaj widać jak na dłoni, że jeśli tylko politycy dostaną nasze pieniądze do zarządzania (np. przez ZUS), to przy jakichkolwiek problemach finansowych państwa od razu przeznaczą te środki na bieżące wypłaty, zostawiając ludziom jedynie obietnice. Raport Banku Światowego został przesłany do Ministerstwa Pracy. Byłbym skłonny się założyć, że pani minister go nie czytała.
Propozycja minister pracy nie jest niczym innym jak skokiem na kasę zgromadzoną w OFE. Nie można tego inaczej nazwać. Co więcej, ma być to dokonane pod płaszczykiem zabezpieczenia zarządzania środkami emerytalnymi. No rzeczywiście, nie ma nic bardziej bezpiecznego niż puste konto w ZUS i obietnica państwa, że pieniądze w przyszłości będą wypłacone. To nie lepiej powiedzieć wprost, tak jak Węgrzy, że prywatne jest złe i trzeba oszczędności obywateli znacjonalizować?
W tym wszystkim najbardziej przerażające jest to, że przez takie deklaracje Polacy mają prawo zupełnie zrazić się do państwa. Państwo coś obiecuje, potem część odbiera, ale obiecuje, że więcej nie odbierze, po czym kilka tygodni później proponuje przejęcie całych aktywów. I potem politycy się dziwią, że Polacy unikają płacenia podatków i składek. Bo jaki jest sens płacić wysoką składkę, jeśli na końcu i tak mi ZUS zabierze? Lepiej płacić teraz minimalną i samemu zadbać o własną przyszłość.