Emigracja do Niemiec pół miliona aktywnych zawodowo Polaków w krótkiej perspektywie podniesie nasze wskaźniki gospodarcze. Zwolnione miejsca pracy zajmą bezrobotni, a emigranci – przynajmniej na początku – będą przysyłać do kraju zarobione za Odrą euro. Poprawią więc bilans płatniczy, jak wcześniej robili to rodacy pracujący w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Ale będzie to sukces na krótką metę.
Odpływ młodych obywateli powoduje, że luka pokoleniowa – która i tak jest ogromna – jeszcze się powiększa. To oznacza, że za kilka, kilkanaście lat w naszym kraju zabraknie osób do płacenia podatków. Ci, którzy za miesiąc wyjadą, w przyszłości będą to robić w Niemczech.
Perspektywa ta nie byłaby aż tak przerażająca, gdyby przez ostatnie 20 lat nasz kraj wypracował politykę imigracyjną. Import siły roboczej prowadzą dziś wszystkie rozwinięte kraje UE. Polska, choć ma możliwość ściągnięcia rozsianej na Wschodzie Polonii oraz bliskich nam kulturowo Ukraińców czy Białorusinów, nie przygotowała żadnego programu, który pozwoliłby chociaż mieć nadzieję na zniwelowanie skutków ujemnego przyrostu naturalnego.
Gdy Wielka Brytania, Niemcy czy Holandia przyjmują Polaków i obejmują ich systemem socjalnym, byleby tylko zostali i pracowali, kolejne polskie rządy przyglądają się kolejnym falom wielkiej emigracji. Jakby nie wiedzieli, że człowiek zdolny do pracy jest dziś w Europie dobrem najwyższej wartości.