Wietnamczycy, Ukraińcy i inni cudzoziemcy spoza Unii Europejskiej nie zastąpią polskich specjalistów, którzy wyjadą do Niemiec po 1 maja 2011 roku. Luka na rynku pracy może objąć nawet milion wakatów. Brak spójnej polityki migracyjnej państwa uderzy przede wszystkim w rodzime firmy.
W ciągu roku od otwarcia niemieckiego rynku pracy z Polski wyjadą głównie inżynierowie, informatycy, spawacze, elektrycy, kelnerzy, handlowcy czy opiekunki do dzieci. Wykwalifikowanych specjalistów nie zastąpią obcokrajowcy zza wschodniej granicy.
Dla Ukraińców często atrakcyjniejsza jest praca w Rosji, nie wspominając o Niemczech czy Włoszech. To właśnie tam chętniej podejmą zatrudnienie informatycy lub mechanicy samochodowi z krajów wschodnioeuropejskich i azjatyckich. Bo rywalizacja o specjalistów jest w Europie coraz ostrzejsza. Opiekunka czy spawacz są tak samo pożądani w Polsce, jak w Norwegii, Danii czy Holandii. Jeśli Polak nie ma rodziny i zna język angielski, chętnie podejmie pracę tam, gdzie otrzyma znacznie lepsze warunki zatrudnienia. Nawet kosztem rozłąki z rodziną.
Rząd udaje, że takiego problemu nie ma. Do tej pory nie doczekaliśmy się żadnego długofalowego programu, który dotyczyłby migracji z i do Polski oraz związanych z tym problemów na rynku pracy. A przecież powinien tworzyć nowe prawo zachęcające niektórych cudzoziemców do podjęcia u nas pracy. Proste procedury zatrudnienia, możliwość skorzystania z przedszkoli, szkół, opieki medycznej czy złagodzenie wymogów dotyczących znajomości języka polskiego może zachęcić wykwalifikowanych przybyszów ze Wschodu do podjęcia pracy w Polsce. Bez zachęt dla specjalistów kraj nad Wisłą będzie niestety nadal rajem tylko dla obcokrajowców pracujących na czarno przy zbiorze jagód i robieniu zaprawy murarskiej. Potwierdzają to liczby. W 2010 roku w Polsce pracowało około 140 tys. osób spoza Unii Europejskiej. Z tego co najmniej 100 tys. zbierało jabłka, pomagało w gospodarstwach rolnych i na budowach. Pozostała niewielka część to robotnicy wykwalifikowani i menedżerowie. Najczęściej Chińczycy, Japończycy i Hindusi.
Za brak polityki migracyjnej rządu zapłacą wkrótce polskie firmy. Już teraz obawiają się kosztów odejścia pracowników (którzy będą chcieli podjąć pracę np. w Niemczech), zatrudnienia nowych osób w ich miejsce oraz przeszkolenia ich i wdrożenia do pracy. Największym wyzwaniem dla polskich pracodawców będzie jednak zatrzymanie najbardziej utalentowanych pracowników i zwiększanie ich zaangażowania. Bo przecież bez dobrego pracownika firma nie ma szans na utrzymaniu się na rynku.