Czy nowe przepisy wyrzucają poza nawias aktywności zawodowej emerytów? Czy są krzywdzące dla tych spośród nich, którzy nadal chcą pracować? Publikujemy kolejny głos w dyskusji
Opozycja, na czele z PJN, oraz media, słusznie zarzucające rządowi brak reformatorskiej odwagi, murem stanęły w obronie zmienionego właśnie przepisu umożliwiającego przejście na emeryturę i dalszą pracę na etacie bez informowania o tym pracodawcy. Nawet prezydent, który nowelizację ustawy o finansach publicznych znoszącą możliwość cichej emerytury podpisał, waha się, czy dobrze zrobił, i chce złożyć nowelizację nowelizacji. Zdaniem krytyków nowy przepis krzywdzi emerytów i zniechęca do dalszej pracy. To nieprawda. To zniesiony właśnie przepis krzywdził – ludzi młodych, pracujących oraz kobiety.
Po pierwsze zachęcał do zdobycia statusu emeryta tych, którzy mogą i chcą nadal pracować. Cicha emerytura, załatwiona bez wiedzy firmy, poprawia sytuację materialną, bo do zarobków dochodzi świadczenie z ZUS. W sumie niezła podwyżka. Osoba w identycznym wieku i na identycznym stanowisku, niebędąca emerytem znajduje się w gorszej sytuacji materialnej. Czy to konsekwentne, że partie i media, słusznie domagające się podniesienia wieku emerytalnego, bronią dotychczasowego przywileju? Zgoda, emerytura zgodnie z prawem należy się uprawnionym, ale przecież zostanie wypłacona ze składek i podatków młodych i pracujących. Ci sami politycy, którzy tak złego przepisu bronią, zamartwiają się dziurą w ZUS i całych finansach publicznych.
Po drugie zły przepis zaczęli wykorzystywać pracodawcy, którzy część kosztów pracy również postanowili przerzucić na ZUS, czyli innych pracujących. Firmy namawiają do pobierania emerytury i obniżają pracownikom zarobki o wielkość świadczenia. Oszczędzają kosztem społeczeństwa. Jest czego bronić?
Po trzecie zły przepis krzywdzi kobiety, które zostały objęte reformą emerytalną, czyli prawie wszystkie, które mają dziś mniej niż 61 lat. Te, które uzyskały już prawo do emerytury, jeśli zdecydują się na nią teraz, otrzymają świadczenie o wiele niższe niż ich starsze, nieobjęte reformą koleżanki. Dla kobiet zreformowanych każdy dodatkowy rok pracy oznacza o 7 – 10 proc. wyższe wypłaty. Wysyłanie ich na fikcyjną emeryturę jest równoznaczne z likwidacją ich indywidualnego konta, pozbawia możliwości wypracowania większych pieniędzy na starość, choć pracodawca nadal płaci za nie składki. Tego fatalnego przepisu zamierza bronić Joanna Kluzik-Rostkowska, dla której rodzina także jest najważniejsza. Głodowa emerytura jest równie upokarzająca jak brak parytetów, o które PJN zabiegała, a które SLD popierał.
Stary, zniesiony właśnie przepis stwarzał możliwości patologii. Nie ma czego bronić. Nowy nikogo nie zmusza, by stał się emerytem. Jeśli ktoś chce pracować na dotychczasowych warunkach, to bez emerytury. Jeśli jako emeryt, to już nie na tym samym etacie, może na umowę o dzieło. Zaoszczędzone pieniądze niech dostaną młodsi.