Rząd zamroził pensje 500 tys. pracowników budżetówki. Nie rezygnuje jednak z podwyżek dla 600 tys. nauczycieli. To niekonsekwencja. Jeśli mówi, że w budżecie trzeba znaleźć oszczędności, powinien szukać ich wszędzie. Inaczej rośnie roszczeniowość obywateli wynikająca z przeświadczenia, że w budżecie są zakładki i gdy tylko mocniej się tupnie, można coś wyszarpnąć.
Za wstrzymanymi podwyżkami w budżetówce powinny więc pójść inne oszczędności. Muszą jednak dotykać wielu dziedzin. Oprócz rezygnacji z wyższych płac nauczycieli rząd powinien też m.in. zamrozić wydatki kancelarii Sejmu, Senatu czy prezydenta, zmniejszyć waloryzację emerytur, zlikwidować absurdalne świadczenia (np. becikowe), przyjrzeć się wydatkom na pomoc socjalną, wygasić przywileje emerytalne czy skutecznie ścigać dłużników alimentacyjnych.
Irlandia czy Hiszpania w latach 90. wypracowały u siebie tzw. pakty społeczne. Wielkie porozumienia mające uzdrawiać ich gospodarki. Wierzę, że także u nas by się udało. Problem tkwi w konsekwencji. Ludzie powinni czuć, że w oszczędzaniu i wyrzeczeniach jest cel. A w Polsce zwykle ci, którym cokolwiek się odbiera, czują się frajerami. Dlatego że inni, zazwyczaj mocniejsi, przywileje wciąż posiadają.