Wyobraźmy sobie, że mamy zatrudnić pracownika. Jednak ktoś inny określa, ile mu zapłacić, kiedy go awansować czy zwolnić. Bez względu na to, jak pracuje. W takiej sytuacji są gminy, którym podlegają szkoły i przedszkola. Muszą zatrudniać tam pedagogów na podstawie Karty nauczyciela. Muszą więc m.in. płacić im pensje według zasad ustalonych przez rząd. Mimo że często mogliby zatrudnić ich taniej.
Pół biedy – choć to też jest mocno dyskusyjne – jeśli rząd daje na to pieniądze. Jednak np. na przedszkola gminy nie dostają z budżetu ani gorsza. A mimo to muszą kierować się kartą. Nie dziwi więc, że Rada Gminy Szostowice skarży się na to do Trybunału Konstytucyjnego. Używa mocnych argumentów, przekonując, że karta zmusza gminy do... niegospodarności.
Dwustronna umowa. Tak normalnie powinno wyglądać zatrudnienie nauczyciela. Strony się dogadują i w zależności od okoliczności – sytuacji na lokalnym rynku pracy, podaży nauczycieli, ich kompetencji – zawierają umowę. Tak dla wszystkich byłoby lepiej. Umiejętności nauczycieli z pożytkiem dla dzieci weryfikowałby rynek, gminy miałby więcej pieniędzy na budowę przedszkoli, a do zawodu łatwiej byłoby wejść młodym ludziom z pasją.