Stoczniowcy nie chcą unijnych dotacji na założenie własnego biznesu. Liczą na to, że rząd pomimo kryzysu i złej koniunktury także w tej branży uratuje ich miejsca pracy.
Do takiej bierności są przyzwyczajeni od lat. Kolejne rządy nie chciały traktować stoczni jak przedsiębiorstwa działającego zgodnie z rachunkiem ekonomicznym. Nic więc dziwnego, że nie są mobilni na rynku pracy ani nie potrafią samodzielnie planować swojej przyszłości zawodowej. Przy finansowym wsparciu Unii w woj. zachodniopomorskim może powstać prawie 200 małych firm. W podszczecińskich miejscowościach spawacze i ślusarze, którzy prowadzą własny biznes, nie narzekają na brak zleceń. Stoczniowcy wolą jednak czekać na hojnego zagranicznego inwestora. Jeśli się nie znajdzie, to przecież państwo za nich wszystko załatwi.